Akroteastor garbił się nieco, idąc za dość niskim, nawet jak na człowieka, majordomusem, przemierzając za nim pozornie puste korytarze pałacu miejscowego barona. Morteo nie czuł się zbyt dobrze w zamkniętych przestrzeniach. Oferowały za mało dróg ucieczki. I jeszcze ten zapach... Stwór miał tylko nadzieję, że negocjacje przebiegną bez zakłóceń inaczej być może przepadnie mu ostatnia szansa odegrania swojej roli w nadchodzących wydarzeniach. Osoba tak zapobiegawcza jak on wolała stać po tej zwycięskiej stronie, gdy opadnie pył bitewny. A, cóż, zawsze łatwiej jest, gdy samemu miało się pewien wkład w zwycięstwo.
Masywne wrota zgrzytnęły cicho, ujawniając przed Akroteastorem obszerny, bogato zdobiony misternie kutą miedzią i żelazem, powyginaną w kształty pnączy i kwiatów, salon, na którego środku pyszniła się puszysta, czerwona sofa, usytuowana przy niskim stoliczku dokładnie na przeciwko równie czerwonego fotela. W tym momencie odwróconego tyłem do wchodzących. Majordomus ukłonił się głęboko i wyszedł, zamykając za sobą drzwi i pozostawiając stwora sam na sam z odwróconym fotelem. Morteo poprawił kaptur i upewnił, że zasłonka okrywająca jego czaszkę znajduje się wciąż na właściwym miejscu. Odchrząknął, nieco niezdarnie. Nie wydarzyło się nic. Odchrząknął ponownie. Cisza.
Zatem gospodarz zapewne zjawi się tutaj za chwilę. Akroteastor udał się w stronę kanapy, by wygodnie na niej usiąść w oczekiwaniu na barona. Sięgnął do wyrwy międzywymiarowej i wyciągnął z niej książkę, by nie tracić czasu w oczekiwaniu. W ciszy wertował dzieło, gdy nagle fotel zaskrzypiał, zwracając uwagę Morteo i powoli odwrócił się, ujawniając postać smukłego młodzieńca o dość niepocieszonej minie.
Nekromanta zamknął dzieło i bezwiednie odłożył do międzywymiaru.
- Miałem nadzieję, że sprawdzi pan czy na prawdę mnie tu nie ma - powiedział ponuro baron, ale zaraz się rozpromienił. - No cóż, mówi się trudno i rusza dalej. Jak zapewne wiesz nazywam się baron Elkanov von Rihler. Miło mi - to mówiąc wyciągnął do stwora dłoń. Akroteastor bardzo niechętnie i z ociąganiem wyciągnął swoją. Uścisnęli je sobie w milczeniu, a przez ciało Morteo przebiegł niespodziewany dreszcz energii elektrycznej. Odskoczył gwałtowni, a nagle postawiona tarcza magiczna z dużą siłą odepchnęła stojące obok niego meble. Baron wywrócił się na fotel, chichocząc w najlepsze. Stwór otarł dłoń o swój płaszcz i spojrzał ponuro na gospodarza.
- Musiałby pan zobaczyć siebie - powiedział wreszcie szlachcic przez łzy. - Genialna! Oh, to nie było nic takiego, pierścień rażący słabym piorunem. - To mówiąc pokazał stworowi sygnet na swoim palcu.
- PROSZĘ TAK WIĘCEJ NIE ROBIĆ - burknął Akroteastor, siadając ponownie na sofie.
- Oczywiście, oczywiście. - Baron nieco spoważniał. - Jeśli mi pan powie, co mówi praczka podczas wieszania ubrań.
Stwór przechylił pytająco głowę. Pytanie było dość abstrakcyjne. Na tyle abstrakcyjne, że Morteo wyczuwał podstęp. Gospodarz jednak nie dał dużo czasu do namysłu i sam sobie odpowiedział.
- Rzeczywiście!
(Raggash? Masz swój suchar XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz