Mówią, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Jednakże opowiadana tu historia udowodni, że sprawa prezentuje się zgoła inaczej, gdyż nasi ulubieni mistrzowie tortur post mortem mogą więcej niż można by wnioskować z przysłowia. Raggash Avengash był zwykłym diabłem... Okej, wróć, brzmi to nudno. I kłamliwie przedstawia naszego bohatera. Przez krótki okres swego życia pracował jako diabeł w odmętach piekielnych. Jednak spotkanie duszy pewnego błazna przekonało go do przebranżowienia, ba, do przejścia na drugi świat... A może na pierwszy świat? W końcu z umarłych przechodzi do żywych, nie odwrotnie... Nieistotne. Otóż Ragg, bo tak wolał być nazywany, stwierdził że w piekle jest jakoś tak se i wydostał się do krainy Sayari w okolicach miejsca magii w Temeni. Poświęcił jednak tyle mocy, że skończył jako kupka kurzu i gruzu. Przez setki lat próbował zebrać dość mocy by stworzyć sobie ciało, ale odkrył że może poruszać się po świecie jako drobinki piasku, kurzu i innych sypkich substancji. Ba, nauczył się także przybierać kształty i... No w końcu podnosić przedmioty. Było to fatalne zdarzenie dla historii świata Sayari i początek końca pewnego... A nie, zbyt wcześnie by o tym mówić. W każdym razie kojarzycie moment w którym niemowlęciu wyrasta ząb? Po tym wydarzeniu zaczyna gryźć wszystko wokół. Ragg był taki sam.
Znał ludzie zwyczaje i postępki, a że w piekle zostało paru jego znajomych którzy uwielbiali swój zawód, postanowił im pomóc dokuczając najpierw ultrawierzącym. Wybierał najpiękniejsze szlachcianki na drodze do świątyni i nagłym porywem wiatru zadzierał to i owo w górę, doprowadzając kilku bezdomnych starców do zawału z wrażenia. Uczęszczał także na uroczystości i wpadał kapłanowi w oko (pamiętajmy, Ragg jest piaskiem, nie śmiertelnikiem o niebagatelnej urodzie) gdy miał czytać proroctwa. Jeśli czytacie na głos, kurz w oku mocno utrudnia sprawę. A spróbujcie przy tym wyglądać godnie! Pewien kapłan, z gatunku hipokrytów, gdy odruchowo chciał wyjąć uporczywą drobinę spod oka, wsadził w nie sobie pierścień z ogromnym klejnotem przy wszystkich zgromadzonych. A mówili że kapłani nie kalają swego języka prostactwem. Raggowi jednak dokuczanie duchownym rychło się przejadło i zaczął szukać żartownisiów, by słuchać dowcipów i kawałów. Jednakże wyższe sfery znały się na humorze jak diabeł na modlitwie, a żarty chłopów znał co do jednego po 100 latach. W oczekiwaniu na coś, co wyrwałoby go z letargu (a trochę to trwało!), zaległ w zapomnianym kącie jakiejś komaty... Do czasu...
(Don't kill me, to pierwszy odpis ;_; Lecimy ketsurui :3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz