I teraz będę śmierdział tym tanim winem. Pierwszy dzień w Merkez. Pięknie. To pomyślawszy ciężko westchnąłem po czym nie zważając na toczącą się wokół mnie bijatykę podszedłem do blatu za którym stał karczmarz. Na blacie leżała blaszka. Natychmiast ją poznałem. Blaszka dowódcy szóstego pułku 3 dywizji Gwardii Hissów. Na odwrocie wygrawerowane nazwisko. Zimrord Vislers. A więc poszedłeś do piachu. Myśląc to lekko się uśmiechnąłem. Jedyny sposób na to, by zdobyć „blachę” nie będąc Hissem to zabić jej właściciela.
Zimrord, mimo że był genialnym dowódcą zawsze wiedział jak narobić sobie wrogów. Mimo to dzięki swemu geniuszowi był szanowany w armii. Ciągle pamiętam manewry jak jeszcze pod nim służyłem. Pamiętam też jak wpieprzył mi się w robotę podczas kampanii w Khayr, a potem jeszcze oczekiwał podziękowania za „pomoc”.
A więc dlatego uciekła.
- Kim jest ta kobieta co przed chwilą wyszła tylnymi drzwiami?
- A bo ja wiem? Tu znamy ją jako Ślepa Łowczyni.
- Ślepa?
- A no ślepa, bo nosi opaskę na oczy. Prawdopodobnie straciła je podczas jakiejś zadymy. Tu przybyła już jako ślepa.
Zimrord nie był może pierwszej młodości, ale to nie znaczy, że był słabym przeciwnikiem. Coś tu nie pasuje.
- Jest najemniczką?
- Tak.
- Jakie zlecenia wykonała do tej pory?
- Nie pamiętam dokładnie. Trochę tego było...
Jeszcze, gdy karczmarz wypowiadał te słowa położyłem na blacie dodatkowe monety. Ich widok znacząco poprawił uśmiech mojego rozmówcy.
- Ale z takich większych robótek to uciszyła bandę ze „zdechłej ulicy” oraz wykradła jakiś klejnot z jakiegoś zamku.
To mi wystarczyło. Ślepota była jawną przykrywką. Nikt kto był by ślepy nie dał by rady wykonać tych zadań, a tym bardziej zabić pułkownika gwardii.
Kim więc jesteś?
Uśmiechnąłem się, po czym chowając emblemat jednostki zmarłego oficera udałem się w kierunku drzwi. Zanim jednak wyszedłem karczmarz chwycił mnie za ramię.
- Tak jeszcze ci na odchodne mogę tylko powiedzieć przyjacielu, że często bywa w aptekach obsługiwanych przez magów. A jak byś chciał jej dać zlecenie to możesz to zrobić u mnie.
- Dziękuję.
To powiedziawszy wcisnąłem mu jeszcze jedną monetę i wyszedłem na ulicę. Bawiła się tam grupka dzieci. Kiedy do nich podszedłem zobaczyłem, że niektóre miały kryształowe figurki. Kryształ nie jest tani więc skąd u dzieci takie zabawki?
- Czy mógłbym obejrzeć tę figurkę? - Zapytałem jednego z chłopców. Niezbyt zadowolony z przerwania zabawy malec po uważnym przypatrzeniu mi się dał mi figurkę.
Hmm. Nie widać śladów rzeźbienia, więc kryształ musiał być formowany nie ręcznie, a siłą umysłu na co wskazuje jeszcze dość realistyczne, ale z domieszką fantazji ukazanie zwierzęcia. Forma też nie wpisuje się w żaden kanon znanej mi sztuki, więc jest to dzieło amatora.
- Skąd masz tę figurkę?
- Dostałem ją od pewnej pani z przepaską na oczach. Pokazywała nam różne sztuczki i dała te figurki, ale nagle powiedziała, że musi już iść i poszła w kierunku karczmy.
- Sztuczki? A jakie to były sztuczki?
- A no na przykład wyczarowała ognistego motyla albo konia.
A więc włada magią. Robi się coraz bardziej interesująco.
To myśląc oddałem chłopcu figurkę a swoje kroki skierowałem w kierunku gmachu budynku straży. Tam zajrzałem do archiwum, w którym dzięki pomocy zaprzyjaźnionego archiwisty odnalazłem akta sprawy związanej z gangiem ze „zdechłej ulicy”. Wynikało z nich, że wszyscy członkowie gangu zostali znalezieni w jednym miejscu. Wszyscy mieli też obrażenia od tego samego narzędzia. „Rany głębokie zadane ostrym zwężającym się ku górze narzędziem. Cięcia precyzyjne, zadane z dużą szybkością, brak innych obrażeń...
... Broń rozrzucona na miejscu zbrodni. Na jednym z noży ślady krwi niezidentyfikowanej osoby (prawdopodobnie napastnika). Magazynki w broni palnej nie pełne, na ścianach budynków, ślady po kulach…
… Sprawca nieznany. Sprawa umorzona przez przedawnienie”.
Uwielbiam skrupulatność tutejszej straży. Poznaj swojego wroga a odniesiesz zwycięstwo. Tak zawsze mówili. Teraz wiem jaką broń preferujesz. Chyba starczy tych informacji. Reszty dowiem się później. Teraz sprawdzę jak zachowujesz się w konfrontacji.
To myśląc opuściłem archiwum straży i udałem się z powrotem do karczmy.
- Powiedz ślepej łowczyni, że mam dla niej zlecenie. Szczegóły pozna, jeśli przyjdzie o pierwszej w nocy pod studnię w dzielnicy tkaczy. Stawka to dziesięć tysięcy.
To powiedziawszy opuściłem lokal.
<Cralin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz