sobota, 28 grudnia 2019

Od Misericordii do Matriasena

Cała ta sytuacja coraz to mniej jej się podobała. Ten nieszczególnie rozgarnięty osobnik coraz to bardziej zaczynał przypominać jej szalonego naukowca, którego spotkała podczas jednej ze swoich podróży, a jego mina sugerowała, że najchętniej rozebrałby ją na części i poskładał z powrotem dokładając kilka elementów. Jednocześnie dotarło do niej kilka rzeczy. Po pierwsze jego imię wydawało się dziwnie znajome. Nie potrafiła sobie przypomnieć kim właściwie był właściciel tego imienia, ale już je gdzieś słyszała. Ród Valhinów… To też powinno jej coś mówić, ale nie potrafiła skojarzyć faktów. Postanowiła zatem, że później się nad tym zastanowi. Po drugie – siedziała właśnie przykuta do krzesła. Jeśli nieznajomy postanowi skrzywdzić  ją albo którąś z marchwi jest całkowicie bezbronna. Pozostaje jej wierzyć, że Matriasen mówił prawdę i nie skrzywdzi uratowanej przez nią marchewki. Po trzecie, i najważniejsze – czy on właśnie wspomniał coś o ożywianiu warzyw? Musiała się dowiedzieć więcej na ten temat. Jeśli możliwe jest przywrócenia życia martwym marchewkom, to wtedy cała jej misja przyjmuje zupełnie inny wymiar. Nie tylko pomści śmierć swoich bliskich, ale też być może przywróci ich do życia. Nie mogła przepuścić takiej okazji.
- Przepraszam bardzo… – na wszelki wypadek postanowiła uważnie dobierać słowa – Czy mogłabym zadać pytanie?
- Pytanie? Najpierw odpowiedz na moje pytania! – znów uśmiechnął się w ten sam przerażający sposób – Kim jesteś? Skąd pochodzisz? Czy jest was więcej?
- Eee… - Misericordia nie wiedziała co odpowiedzieć
- W jaki sposób powstała hybryda człowieka i marchwi? Czy miała w tym udział magia? W środku wyglądasz jak człowiek, czy jak marchew? Odżywiasz się jak ludzie czy przeprowadzasz fotosyntezę? – Matriasen wyrzucał z siebie niekończący się ciąg pytań – Potrafisz korzystać z magii? Smakujesz jak marchew, czy jak człowiek? Czy pod tymi ubraniami skrywa się ludzka skóra, czy też może pomarszczona skórka z marchwi? Posiadasz korzenie? Jak nauczyłaś się chodzić i mówić? Czy jest możliwe stworzenie więcej ludzi-marchwi?
- Ja… Yyy… - zasypana pytaniami nie wiedziała na które powinna odpowiedzieć na początek
- Czekaj! Nie odpowiadaj! Przyniosę swój wykrywacz kłamstw, tak na wszelki wypadek. I coś do notowania – to powiedziawszy zniknął w sąsiednim pomieszczeniu
„To moja szansa!” pomyślała Misericordia i zaczęła wdrażać w życie swój plan opracowany dawno temu na wszelki wypadek. Ćwiczyła kiedyś w lesie częściową przemianę i postanowiła teraz jej użyć. Najpierw zaczęła zmieniać swoje stopy w korzenie. Kiedy zwęziły się na tyle, żeby przecisnąć się przez metalowe obręcze wyciągnęła je z nich i zamieniła z powrotem w stopy. Następnie powtórzyła to samo z rękami i głową. Najwięcej magii musiała zużyć na uwolnienie brzucha, bo wymagało to częściowej przemiany połowy ciała, jednak po chwili uporała się i z tym. Starając się robić jak najmniej hałasu wzięła w ręce jedną z metalowych rur i zaczęła się skradać. Powoli wyjrzała zza progu i ujrzała Matriasena grzebiącego w jednym ze swoich złomo- pagórków. „Jednak mam dzisiaj szczęście” pomyślała widząc, że jest odwrócony do niej plecami. Zaczęła powoli iść w jego stronę starając się nie nadepnąć na wszechobecne kawałki żelastwa. Była już tuż za nim kiedy ten znalazł to, czego szukał i odwrócił się w jej stronę. W tym momencie z perspektywy wynalazcy zdarzyło się kilka rzeczy jednocześnie. Odwrócił się, zrobił zaskoczoną minę, próbował krzyknąć, poczuł silne uderzenie w głowę i stracił przytomność. Misericordia przywaliła mu jeszcze kilka razy dla pewności i spróbowała podnieść ciało mężczyzny.
- Jakie to ciężkie! – wysapała i upuściła go prosto w stos gwoździ – To pewnie przez tą metalową rękę tyle waży
„Jak nie siłą, to może sposobem?” pomyślała i spróbowała złapać go za nogę i pociągnąć. Powoli zaczął się przesuwać w pożądaną przez nią stronę. Jednak ciągnięcie nieprzytomnego mężczyzny przez wysypisko śmieci nie należy do najłatwiejszych i na tej kilkumetrowej trasie zdarzyło się kilka „wypadków”. Otóż najpierw całkowicie „niechcący” nadepnęła mu na rękę kiedy wyciągała ze stosu żelastwa skrzynkę, którą Matriasen określił jako wykrywacz kłamstw. Następnie jeden z pagórków zawalił się prosto na jego brzuch, coś wybuchło tuż obok kiedy jego metalowa ręka trąciła jakiś podejrzanie wyglądający cylinder, na głowę spadła mu puszka z farbą, którą Misericordia przypadkiem strąciła kiedy uderzyła się głową o półkę, a już pod sam koniec ciało mężczyzny zaliczyło bliskie spotkanie trzeciego stopnia z progiem od drzwi i rzuconą niedbale na podłogę cegłą. Żaden wypadek nie był jednak na tyle poważny żeby wynalazca nie był w stanie odpowiedzieć jej na kilka pytań. A przynajmniej taką miała nadzieję. Do pokoju z tajemniczą maszyną dotarł poobijany, podrapany, posiniaczony i miał z lekka przypalone ubranie (prawdopodobnie od wybuchu) jednak po bliższych oględzinach nadal wydawał się być całkiem żywy. Przy najmniej na tyle, na ile marchewka była w stanie stwierdzić. Władowała go na krzesło, na którym sama jeszcze chwilę wcześniej siedziała, przykuła go metalowymi obręczami, podpięła do niego te dziwne przyssawki wystające z wykrywacza kłamstw, wzięła i postawiła obok siebie doniczkę z marchewką po czym usiadła na podłodze na wprost krzesła i postanowiła poczekać. Na jednym z kawałków tego dziwnego pergaminu, który leżał na biurku zaczęła pisać anonimowy list do cesarza, w którym zamierzała oskarżyć siedzącego na krześle nieprzytomnego człowieka o próbę morderstwa, tortury i niebezpieczną fascynacją hybrydami ludzi z warzywami. Uznała, że mężczyzna jest niebezpieczny i cesarz powinien coś z nim zrobić. Pisanie nie było nigdy jej mocną stroną, więc w żółwim tempie kreśliła koślawe literki na papierze.
- Jego eksel… ekcel… escel… - marchew próbowała przypomnieć sobie pisownię słowa – eminescencjo? Nie… To było inaczej… To może „Wielmożny cesarzu”. Tylko jak on się nazywał?
Usilnie próbowała sobie przypomnieć imię cesarza. Jak to Te’Yahnna go nazywała? Martes? Morten? Manfed? Macarius? Mahomet?
- O! Już wiem! Matriasen z rodu Valhinów! – to powiedziawszy spojrzała na uwięzionego mężczyznę i zbladła.
W tej oto chwili przypomniała sobie skąd kojarzyła imię tego człowieka i wcale jej się to nie podobało. Właśnie poturbowała i przykuła do krzesła władcę państwa, w którym właśnie się znajdowała. Jakby tego było mało wcześniej przywaliła mu rurą i siedząc na krześle wprost powiedziała, że zamierzała go zabić. Z tego to się już chyba w życiu nie wybroni… Z paniką w oczach wpatrywała się w ciało mężczyzny. Co teraz powinna zrobić?

(Matriasen?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz