Noc rozpoczęła się już na dobre i pierwsze śmielsze gwiazdy zaczynały rozświetlać niebiański firmament. Zakapturzone postaci powoli przemierzały pogrążone w mroku uliczki. Ich szaty cicho szeleściły przy każdym kroku. Szeptem prowadziły rozmowę w Starej Mowie. Miłej i melodyjnej w wymowie. Mimo znajomości dziewczyna nie mogła usłyszeć nawet jednego słowa. W jej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa młodego, blondwłosego elfa. Wiedziałem, że tutaj odnajdziemy córkę Eyolfa Mealinesenne i Dayenne Mealinesenne z rodu Birschon. Córkę Eyolfa Mealinesenne i Dayenne Mealinesenne... I tak w kółko. W końcu, przez to wszystko, potknęła się o porzucony na ziemi śmieć. Straciła równowagę i niechybnie upadła by na ścieżkę, gdyby nie refleks elfiego chłopaka. Złapał ją w ostatniej chwili i mocno przytrzymał.
- Nic ci nie jest panienko? - Spytał wpatrując się w nią intensywnym spojrzeniem szmaragdowych oczu.
- Nie... - Rzekła przytrzymując się jego ramienia. - Wszystko w porządku, Szlachetny Panie. - dodała po chwili przypominając sobie odpowiedni zwrot.
Elf pomógł jej złapać równowagę po czym roześmiał się perlistym śmiechem.
- To niezwykle uprzejme, że nazywasz mnie Szlachetnym Panem. Jednakże ja nim nie jestem. - rzekł, a roześmiane ogniki nie znikały z jego oczu. - Znam twoje imię lecz nie podałem ci swojego.
Kiedy był pewien, że dziewczyna stoi stabilnie na ziemi, zrobił krok do tyłu.
- Nazywam się Sauiriel z rodu Derrów. - Wykonał lekki ukłon w stronę Mea'i. - Moi towarzysze to Eurien i Aurien z rodu Hureów oraz Xantien z Aeunów i Berigun z Geirów.
Kolejno wskazywał elfów, z których każdy złożył dziewczynie delikatny i grzeczny ukłon. Ona odpowiedziała na nie lekkim dygnięciem. Kiedy już się sobie przedstawili ruszyli w dalszą drogę.
- Podróżujemy większą kompanią. - Rzekł Sauriel po chwili ciszy. - Poznasz ich już wkrótce.
- Panie... -zaczęła Mea.
Chłopak posłał jej spojrzenie z ukosa. Uśmiechnął się delikatnie.
- Znaczy Saurielu. - poprawiła się, odsuwając zbłąkane kosmyki z twarzy. - Czy wasza obecność tutaj oznacza iż moi rodzice... Moja rodzina.... Czy oni żyją?
Cień przemknął po szlachetnych rysach elfa i jego przyjaciół. Młodzian zdawał się nad czymś intensywnie rozmyślać. Po chwili, która wydawała się dziewczynie godzinami, młodzieniec odetchnął ciężko.
- Tutaj nie możemy rozmawiać. Źle się czuję w tej ograniczonej przestrzeni. - Rzekł w końcu, nie zaspokajając ciekawości dziewczyny.
Po tych słowach zamilkł. W końcu wyłonili się na skraju miasta. Annmea patrzyła w stronę kolorowych namiotów. Zebrani przed nimi artyści z rodzinami powoli pakowali dobytek. Najwyraźniej zrozumieli, że jarmark oficjalnie dobiegł końca. Niektórzy z nich byli ranni. Dziewczyna zwalczyła pokusę, żeby odłączyć się od elfów i pobiec aby pomóc ludziom.
- Spokojnie panienko. - rzekł ten nazwany Aurienem. - Nasze siostry już zostały powiadomione o zaistniałej sytuacji. One się nimi zajmą.
Słowa mężczyzny mimo wszystko jej nie uspokoiły, ale postanowiła mu zaufać. I rzeczywiście po chwili z miasta wyłonił się kordon barwnie ubranych elfek. Każda z nich dźwigała ciężką torbę, w której prawdopodobnie miały potrzebny sprzęt. Dziewczyna zauważyła nagle Fariana. Uniosła dłoń w geście pozdrowienia. Twarz starego mężczyzny zasępiła się jednak, gdy ujrzał kto jej towarzyszy. Po chwili podszedł do niego Aidan, a ona postanowiła skoncentrować się na tym czego elfowie chcieli od niej.
- Na pewno zastanawiasz się czemu nagle zaczęliśmy cię poszukiwać. - rzekł trafnie elf. - Szczególnie, że od tamtych wydarzeń minął szmat czasu.
Mea pokiwała kilka razy głową.
- Otóż coś złego zaczyna powracać zaa Darawy. Trudno nam jest określić co to takiego, gdyż nie mieliśmy z tym do czynienia od wieków. Od czasów jednej z wojen, którą prowadzili magowie z Telepsa Lan. Twoi przodkowie Annmea'o.
- Wiem. Jednak jaki to ma ze mną związek? - przerwała mu.
Jeden z elfów posłał jej zniesmaczone spojrzenie. Jednak Sauriel się tym nie przejął.
- Poszła plotka, że do Miasta w Górze zaczęli powracać magowie i elfowie z całego Sayari. Możliwe, że wśród nich będzie twoje rodzeństwo. - rzekł spokojnie.
- Moje rodzeństwo? Ale co z moimi rodzicami? Jeśli nikt z moich braci i sióstr was nie wysłał to w takim razie kto?
- Annmeo Miadello Mealinesenne, ja, najmłodszy syn Deuriella z rodu Derrów, Sauriel z rodu Derrów zostałem wysłany przez Eyolfa Mealinesenne i Dayenne Mealinesenne z rodu Birchson, w celu odnalezienia ich drugiej najstarszej córki. Ciebie.
Słowa uderzyły ją jak obuch. Z wrażenia aż musiała się oprzeć o drzewo, by nie upaść. Tyle lat żyła w przekonaniu, że wszystkie jej bliskie osoby już dawno przekroczyły wrota Krainy Zmarłych.
- To oni żyją? - wymamrotała.
- Na to wygląda. Musisz czym prędzej wyruszyć do Aranay'i by dołączyć do nich w Mieście.
- To oni tam wracają? Przecież lasy Aranay'i są niedostępne. Dawne ścieżki zatarte. A mieszkające tam elfy nie przepuszczą nikogo przez swoje tereny! - zaprzeczyła dziewczyna.- Poza tym nie znam drogi!
- Takie krążą pogłoski, że powracają na tamte tereny. Widać może sama kraina wskazuje im drogę,a mogę cię zapewnić panienko, że mieszkające tam elfy są jak najbardziej po stronie magów.
- Nic z tego nie rozumiem... - wyszeptała opierając dłoń o czoło.
- Nie musisz. Wszystko wyjaśni się z czasem. Wiadome jest to, że musisz wyjechać z Merkez tak szybko jak to tylko możliwe. Jeśli my cię odnaleźliśmy to ci, którzy chcą twojej śmierci również niedługo złapią twój trop. I myślę, że wiedzą iż znajdujesz się w tym mieście. Świadczyć może o tym dziś atak tej bestii. Atakują we wszystkich miastach. Poszukują Magicznej Krwi.
- Co to było za stworzenie? - spytała niepewnie.
- Smok. - Rzekł chłopak.
- Smok? Przecież te stworzenia dawno...
- Wyginęły? - dokończył jeden z kompanów elfa. - Też nam się tak zdawało. Jednak dzisiejsze wydarzenie dowiodło, że najwyraźniej wciąż żyją i mają się nadzwyczaj dobrze.
- Wracając do tematu. - rzekł w końcu blondyn. - Musimy zaplanować w jaki sposób przedostaniesz się z Merkez do Aranayi.
- Poczekaj Saurielu. - rzekła powoli dziewczyna. - Skoro wieść iż magowie powracają do Miasta w Górze... Z tego co pamiętam tych magów były setki jak nie tysiące! Jeżeli tam wracają.. Byłoby ich widać. Lub skoro mówią o tym ludzie może oznaczać jedno. Jeśli tam pojedziemy wpadniemy w pułapkę.
Uśmiech znów zagościł na twarzy chłopaka.
- O co chodzi? - rzekła dziewczyna przerywając swój monolog.
Spojrzała uważnie na chłopaka.
- O to panienko, że magowie nie podróżują sami...
- Ale i tak powinna być zauważona taka wielka migracja ludzi.. - przerwała mu.
Wzrok Sauriela spoważniał.
- Wybacz.. Po prostu nie rozumiem.. Jak? Ani skąd..
- Posłuchaj panienko. Magowie wracają, albo zaczną wracać. W dniu przesilenia zimowego, zgodnie z tradycją moje plemię zebrało się na Czuwanie. O północy pojawiła się Wyrocznia. Doskonale pamiętam jej słowa: "Kiedy zło powraca z wielką siłą, wróci dobro co powstrzyma, tę plagę. Telepsa Lan to latarnia, gdy ciemność owładnie świat." Później spojrzała na mojego ojca i rzekła: "Oni żyją. Zacne rody o Magicznej Krwi. Wciąż ktoś z nich żyje i oni wrócą. Powrócą do Miasta. Do domu" I gdy wypowiedziała słowo "dom" wszyscy poczuli nagle, jakby powierzyła im jakąś wspaniałą tajemnicę. Tydzień później zaczęły się ataki tych bestii, najpierw na prowincji, a teraz jak widać teraz także i tutaj. Oraz w dzień Końca Roku pojawili się twoi rodzice. Jako pierwsi wrócili do Góry. Stamtąd postanowili odszukać mego ojca, który od lat był ich przyjacielem. Od tamtego czasu cię szukamy Annmeo. Niektórzy szukają innych rodów. Naszej grupie przypadła twoja rodzina oraz kilka innych. Możesz ich znów ujrzeć, tylko nam zaufaj.- spojrzał z wyczekiwaniem na nią.
Annmea wzięła kilka głębokich wdechów. Wyprostowała się, jakby zaraz miała przemówić przed tłumem ludzi.
- Tak pięknie posługujesz się ich imionami i nazwiskami. Znasz ich rody oraz powołujesz się na swego ojca, który był, jak twierdzisz, ich przyjacielem. Mówisz mi o Wyroczni, a także na potwierdzenie swych słów używasz ważnych dla nas Magów, dni w roku. Tylko, że... Że.. -zawahała się przez chwilę. Z jednej strony bardzo tęskniła, za rodziną i chciała ich zobaczyć. Sprawdzić jak wyrosło jej młodsze rodzeństwo, uściskać to starsze. Przekonać się czy starszy brat zmężniał. Z drugiej strony nie umiała zaufać mężczyźnie, który pojawił się znikąd zaraz po ataku potwora, który mógł skrzywdzić bliskie dla niej osoby. W końcu postanowiła wyznać mu prawdę. Jej wzrok pociemniał. - Nie ufam ci Saurielu. Żadnemu z was. Skąd mogę wiedzieć, że nie chcecie mnie wyprowadzić w pułapkę. Ci co chociaż trochę słuchali w czasie opowieści na dobranoc, zdają sobie sprawę, jak pełna niebezpieczeństw jest droga przez Aranayę. Niewspominając już o samej podróży przez Równiny. Nawet jeśli uda mi się dotrzeć do Miasta w Górze skąd mam pewność, że nie czeka tam na mnie pułapka?
- Jak śmiesz?! - wykrzyknął jeden z elfów. - Mój Pan jest szlachetnym i prawym elfem! Tak samo jak cały jego ród! Odpowiesz mi za to zuchwalstwo!
Szybkim ruchem wyciągnął dłoń w rękawicy i złapał dziewczynę za ramię. Zamknął je w żelaznym uścisku i przyciągnął do siebie. Annmea szarpnęła się, jednak jedynie poczuła ból.
- Puść ją natychmiast Xantienie. - rzekł spokojnie Sauriel.
- Ależ Panie... Ona właśnie cię obraziła! - zaprzeczył.
Bez ostrzeżenia powietrze, zaczęło się elektryzować. Na niebie, zaczęły zbierać się burzowe chmury. Odległe grzmoty i zygzaki błyskawic zdawały się przybliżać z każdą chwilą.
- Jeśli nie chcesz huraganu, puść ją! - wykrzyknął zaskoczony blondyn.
Mężczyzna trzymający Meę dopiero teraz zauważył co się dzieje. Jak oparzony odskoczył od niej. Zaskoczona dziewczyna zachwiała się, jednak nie upadła. Powietrze uspokoiło się, jednak groźba burzy na dobre zawisła nad odległymi terenami.
- Musisz bardziej kontrolować swoje emocje. - mruknął Sauriel.
- Jeszcze jedno słowo...- zaczęła Mea.
Chłopak uniósł dłoń uciszając ją.
- Możesz to zrobić. - rzekł. - I przyrzekam na swój honor, że nie zrobię nic, aby ci to uniemożliwić.
- Panie jesteś pewien? - rzekł Xantien.
Elf pokiwał głową.
- Jeśli cię to przekona, byś nam zaufała, zezwalam ci.
Dziewczyna lekko odetchnęła. Położyła palce na skroniach chłopaka. Zamknęła oczy, aby przypomnieć sobie odpowiednie zaklęcie. Po czym wraz ze słowami wypływającymi z jej ust, wślizgnęła się do wspomnień elfa. Uprzejmie ominęła te z dzieciństwa i wczesnej młodości. Przejrzała te od czasu, gdy wszystko się zaczęło. Nie znalazła nic. Cierpliwie przeglądała dzień po dniu i minutę po minucie. Podświadomie pragnęła jednak ujrzeć swoich rodziców i przekonać się, że to nie jest tylko piękny sen, który pryśnie, gdy dojdzie do niepożądanego momentu. Teraz oboje byli bezbronni, tak, że elfowie mogli w każdej chwili zrobić jej krzywdę. Stłumiła te myśli. Musiała się skupić na zadaniu. W końcu doszła do dnia, gdy Wyrocznia pojawiła się w czasie Czuwania. Wszystko było tak jak elf powiedział. Teraz ledwie zwracała uwagę na pozostałe dni do Dnia Końca Roku. Wreszcie ich ujrzała. Wydawało się jej, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Zobaczyła swoich rodziców. Oboje postarzeli się okrutnie. Ojciec cały posiwiał i schudł, a oczy takie same jej, niegdyś wypełnione blaskiem i radością teraz były smutne i zatroskane. Niegdyś czarne jak heban i długie włosy matki, były poprzetykane pasmami siwych kosmyków. Błękitne jak ocean oczy również były pozbawione wszelkiej radości. Towarzyszył im chłopiec na oko dziesięcioletni. Dziewczyna z westchnieniem rozpoznała w nim Nikoleana, jej najmłodszego braciszka, który w tamtym dniu miał zaledwie dwa latka. Prowadził za rękę dziewczynkę, która była jej lustrzanym odbiciem. Wyglądała na jakieś cztery lata. "Leonne" odczytała z ust brata. Ukochana bohaterka książki całego rodzeństwa. Dziewczynka co chwilę coś mówiła do brata, który cierpliwie odpowiadał na jej wszystkie pytania. Annmea uśmiechnęła się delikatnie do siebie. Równie delikatnie wysunęła się z umysłu elfa. Mimo, że znalazła odpowiedzi na swoje pytania to teraz w jej głowie pojawiła się setka innych. Co z pozostałą trójką młodszego rodzeństwa? Czy też byli z nimi? Czy może zostali zabrani przez swoich mistrzów? Lub kogoś z rodziny? A co ze starszymi? Gdzie byli? I czy, jeśli żyli to wrócą do Miasta?
- To co? Teraz mi ufasz? - spytał chłopak.
Dziewczyna pokiwała kilka razy głową. Po czym niepewnie objęła elfa i mocno przytuliła.
- Dziękuję. - wyszeptała mu do ucha. - Bardzo ci dziękuję.
- Nie ma za co. - rzekł przytulając ją. - Nie płacz już. Niedługo się z nimi zobaczysz. Twój ojciec mówił, że rozmawiał z najstarszym z synów. Znalazł już całe twoje rodzeństwo. Na pewno niedługo już będziecie razem.
Annmea odsuneła się od niego.
- Poznałeś Nikoleana? -spytała go nagle. - I Leonne? Jacy są?
- Skąd znasz Leonne? Przecież to zdażyło się dziesięć lat temu?
- Nie znam jej. Wyczytałam to jednak z ruchu warg Nikoleana. Poza tym to imię. Leonne. Jest to imię naszej ulubionej bohaterki z książek. Tak samo jak Nikolean. Oboje pochodzą z tej samej historii.
- Naszej czyli całego..
- Owszem. Całego naszego rodzeństwa.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Jesteś bardzo związana ze swoją rodziną. Widzę to w twoich oczach.
Annmea pokiwała kilka razy głową. Po czym spojrzała w kierunku namiotu Fariana. Mężczyzna wciąż stał na zewnątrz, mimo iż zerwał się zimny wiatr.
- Jest jeszcze ktoś, kogo uważam za rodzinę i muszę z nim teraz porozmawiać.
Elf spojrzał w tym samym kierunku.
- Rozumiem. Jak już się zdecydujesz znajdziesz nasz obóz na skraju lasu. - rzekł wskazując na światła kilka kilometrów za polem namiotowym. - Do zobaczenia. - rzekł, kłaniając się.
Dziewczyna odkłoniła mu się. I szybko pobiegła w kierunku Fariana. Mocno go objęła i przytuliła.
- Farianie! Oni żyją. Wszyscy. Moja rodzina żyje! - rzekła wtulając dłoń w szczupły tors mężczyzny.
- Bardzo się cieszę. Annmeo wejdźmy do środka, musimy porozmawiać.
Jego ton od razu nie spodobał się Meii. Jednak posłusznie weszła do środka. Wokół stołu stała cała rodzina Fariana, a w kącie na pryczy spała Lathia. Dziewczyna niepewnie zajęła wskazane jej miejsce.
- Muszę się ci do czegoś przyznać. - zaczął Farian. - Kilka miesięcy po naszym pierwszym spotkaniu, przyszedł do mnie chłopak. Domagał się wskazania miejsca twojego pobytu. Nie wiedziałem kim jest. Teraz już wiem. Wtedy jednak, pamiętając o mojej obietnicy, że będę chronić wszystkich ważnych dla twego mistrza ludzi, powiedziałem mu, że nie żyjesz. Bałem się, że chce cię skrzywdzić.
- Kim on był? - spytała powoli dziewczyna.
- Nie ważne kim. Ważne, że wiesz teraz, że możesz odnaleźć swoich bliskich.- zaprzeczyła Roxalia.
- KIM...ON...BYŁ? - wycedziła te słowa.
- Mea... - mruknęła Leitia.
Farian uniósł dłoń. I wziął głęboki oddech.
- Myślę, że był to twój najstarszy brat. Niradahar.
- Czemu mi wtedy nie powiedziałeś? Przecież od razu bym go rozpoznała? To w końcu mój brat! - krzyknęła zrywając się z miejsca. Krzesło z hukiem przewróciło się na drewnianą podłogę. Gniew płonął w oczach dziewczyny dużym i jasnym płomieniem. - Jak mogłeś?! Ufałam ci Farianie, a ty nie powiedziałeś mi o czymś tak ważnym!
- Annmeo... - zaczął mężczyzna.
Dziewczyna jednak go nie słuchała. Wybiegła z namiotu. Na ścieżce wpadła na Aidana. Szybko go przeprosiła i pobiegła dalej. Deszcz i łzy zamazywały jej wzrok. Zatrzymała się dopiero w połowie drogi do obozu elfów. Usiadła pod jedną z gęstych wierzb i rozpłakała się. W duszy przeklinała wszystkich bogów i boginie, wszystkich ludzi, a najbardziej tych, którzy zniszczyli jej całe szczęście. Rozdzielili rodzinę i skazali na życie jako niewolnica, a później służąca.
- Wszystko w porządku? - usłyszała głos Aidana.
Wytarła łzy z twarzy. Mimo, że już się trochę uspokoiła wciąż jeszcze drżała. Była przemoczona, zziębnięta i głodna, a także miała mętlik w głowie.
- Nie wiem... - przyznała cicho.
- Chcesz mi powiedzieć? - spytał siadając obok niej.
- Nie wiem... - powtórzyła jak echo.
- Jestem dobrym słuchaczem, a przy okazji potrafię dochować tajemnicy. - posłał jej delikatny i szczery uśmiech.
- W porządku.
Dziewczyna opowiedziała mu o najbardziej oczywistych faktach. Pominęła tylko, że jej ród należy do jednych z najpotężnijszych i najdłuższych Linii Magicznej Krwii, a także ledwie wspominała o Mieście w Górze. Kiedy spojrzała zapadła między nimi cisza.
- I co? Pewnie teraz uciekniesz, bo uznasz, że skoro jestem magiem to mogę być niebezpieczna? To mówią ludzie swoim dzieciom?
<Aidan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz