To było irytujące. Nazwała mnie bandytą... Jeszcze czego
Trzeba jak najszybciej się jej pozbyć. Nie tylko dla własnego spokoju, ale i dla Vai. Może i była czasami denerwująca, ale nie do tego stopnia. Teraz sama była wystawiona na ciężką próbę.
Może jak przekonam ją, że nie ma na co patrzeć, to pójdzie w cholerę?
Spojrzałem na jej dłoń. Niech będzie. Byleby szybko poszła.
Chwyciłem wyciągniętą dłoń. Aż się zdziwiłem, tak mała była.
Jednak, stało się coś, czego zdecydowanie się nie spodziewałem.
Zawsze myślałem, że to Vaikne jest tym głosem rozsądku w naszym duecie, ale chyba jednak nie było tak do końca.
Gdy zauważyła, że tym razem nie jest niematerialna, od razu wykorzystała okazję, oślepiona urazą i wściekłością.
Skoczyła z ni to skrzekiem, ni to rykiem, wyciągając przed siebie szpony.
Ułamek sekundy później poczułem, że ręka dziewczyny znika z mojej, ale wściekły gryf nie zniknął. Z tak bliskiej odległości nie wyhamowała ani nie zmieniła toru lotu, a ja nie miałem też czasu się odsunąć.
Wpadło na mnie potężne, ciężkie cielsko. Zbiła mnie z nóg, i polecieliśmy w tył, kotłując się.
Na moment straciłem poczucie góry i dołu. Chwilę później poczułem chłód. Wpadliśmy do rzeki, i chwilę później moja towarzyszka odzyskała rozum.
Otrzepując wodę z piór odskoczyła na sporą odległość, widocznie rozeźlona na samą siebie.
Na moment jeszcze nie wstawałem, trochę zdezorientowany. Zaraz jednak podniosłem się, tym razem jednak mocno rozeźlony.
- Co ty odstawiasz, co? - syknąłem gniewnie. Tym razem byłem całkiem przemoczony.
Vai opuściła potulnie łeb. Wolała już mnie raczej nie irytować.
Wyszedłem z wody. Wszystko, wszystko było mokre. Ugh.
Poirytowany całkiem zapomniałem o osobie, która była powodem tych wszystkich zdarzeń..
Trzeba jak najszybciej się jej pozbyć. Nie tylko dla własnego spokoju, ale i dla Vai. Może i była czasami denerwująca, ale nie do tego stopnia. Teraz sama była wystawiona na ciężką próbę.
Może jak przekonam ją, że nie ma na co patrzeć, to pójdzie w cholerę?
Spojrzałem na jej dłoń. Niech będzie. Byleby szybko poszła.
Chwyciłem wyciągniętą dłoń. Aż się zdziwiłem, tak mała była.
Jednak, stało się coś, czego zdecydowanie się nie spodziewałem.
Zawsze myślałem, że to Vaikne jest tym głosem rozsądku w naszym duecie, ale chyba jednak nie było tak do końca.
Gdy zauważyła, że tym razem nie jest niematerialna, od razu wykorzystała okazję, oślepiona urazą i wściekłością.
Skoczyła z ni to skrzekiem, ni to rykiem, wyciągając przed siebie szpony.
Ułamek sekundy później poczułem, że ręka dziewczyny znika z mojej, ale wściekły gryf nie zniknął. Z tak bliskiej odległości nie wyhamowała ani nie zmieniła toru lotu, a ja nie miałem też czasu się odsunąć.
Wpadło na mnie potężne, ciężkie cielsko. Zbiła mnie z nóg, i polecieliśmy w tył, kotłując się.
Na moment straciłem poczucie góry i dołu. Chwilę później poczułem chłód. Wpadliśmy do rzeki, i chwilę później moja towarzyszka odzyskała rozum.
Otrzepując wodę z piór odskoczyła na sporą odległość, widocznie rozeźlona na samą siebie.
Na moment jeszcze nie wstawałem, trochę zdezorientowany. Zaraz jednak podniosłem się, tym razem jednak mocno rozeźlony.
- Co ty odstawiasz, co? - syknąłem gniewnie. Tym razem byłem całkiem przemoczony.
Vai opuściła potulnie łeb. Wolała już mnie raczej nie irytować.
Wyszedłem z wody. Wszystko, wszystko było mokre. Ugh.
Poirytowany całkiem zapomniałem o osobie, która była powodem tych wszystkich zdarzeń..
< Ashley? Ty nie mów nic o długości opek... Moje mnie dobijają ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz