poniedziałek, 12 listopada 2018

Od Imogen do Vanitasa

No więc... Latałam sobie. Tak po prostu, bez celu. Nudziło mi się.
Przez większość czasu szybowałam. Moje kochane skrzydła dawały mi dość siły nośnej. Po prostu mogłam podziwiać widoki.
Nie raz zdarzyło się, że okrążały mnie ptaki. Czasem nawet mnie atakowały, czy próbowały na mnie przysiąść.. Zabawne.
Na dworze robiło się coraz zimniej. Musiałam poszukać jakichś cieplejszych ubrań...
Ale nie teraz. Teraz mi się nie chciało. Zbyt dooobrze mi się latało.
Złożyłam na moment skrzydła, pozwalając, by prądy powietrzne odwróciły mnie na plecy. Kolejne rozłożenie skrzydeł i kilka zręcznych ruchów wzbiło mnie wyżej i mogłam spokojnie obserwować niebo, aż do chwili, gdy...
Hmm, no właśnie, gdy co? Nie wiem. Nie zauważyłam nawet... Wpadłam na coś, i to z dużą prędkością. Bolało, oj, bolało...
No i tyle wiem.
...Nawet nie mogłam spokojnie sobie pobyć nieprzytomną, meh. Coś na siłę jakby po kawałku odrywało ode mnie błogą nieświadomość.
- Od razu mówię, że nie mam wobec Ciebie złych zamiarów... - usłyszałam nagle. To podziałało na mnie jak ta lodowata woda, do której wpadłam jakiś rok temu.
Poderwałam się do siadu, z takim jakimś nieokreślonym piskiem, widząc tuż przed sobą twarz mężczyzny, którego nie znałam. No normalnie, nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, nie wyglądał na groźnego, brzydki też nie był, ale nie dość że wszystko mnie bolało, w szczególności skrzydła, to chyba żadna kobieta nie chciałaby obudzić się w taki sposób.
Jeszcze zanim mój mózg znów pojął która kończyna ma jaką funkcję jedna z moich dłoni wystrzeliła w przód i z cichym, niezbyt przekonującym pacnięciem trafiła go... Chyba miała trafić w policzek, jak wymyślił sobie mój mózg, ale zamiast tego wylądowała na jego czole, tak z góry na dół.
Nawet w takiej chwili mój organizm mnie zawodzi...
-Kimtyjesteśicotyturobiszicojaturobiealegdziejaturobieicojatujestemiczemusiętocotusięstało?? - wyjąkałam na jednym tchu, biorąc na końcu wielki hałst powietrza
< Nitas? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz