środa, 14 listopada 2018

Od Imogen do Vanitasa

...Taki miły...
Miałam szczęście w nieszczęściu. Przez własną głupotę przytrafiło mi się coś takiego, ale przynajmniej trafiłam na kogoś, kto zechce mi pomóc...
Kiedy wyszedł siedziałam przez kilka chwil w bezruchu, ściskając w palcach materiał którym okrył moje ramiona. Był taki miękki... Nawet nie drażnił poranionej skóry.
- ...Pobrudzi się... - mruknęłam pod nosem, delikatnie ściągając go z ramion, uważając, by nie dotknął skrzydeł. Niestety były już na nim czerwone plamy...
Jak ja mu się potem za to odwdzięczę?
Nawet nie wiedziałam jak mam zacząć o tym myśleć...
Mówił o torbie. Mi ból dawał się mocno we znaki...
Wiedziałam, że mogłabym wziąć cokolwiek, a i tak by mi to nie pomogło. Tak samo jednak nic nie mogło mi zaszkodzić.
Dość długo próbowałam dosięgnąć do wspomnianej wcześniej torby. Każdy ruch był jednak tak bolesny, że wciąż musiałam ocierać łzy. Wreszcie przedmiot spoczął na moich kolanach.
Ran nie mogłam opatrzyć. Ani do nich nie dosięgałam, ani nawet nie myślałam o tym, żeby spróbować.
Zaczęłam szukać czegoś przeciwbólowego.
Nie znałam się na lekach. Bezradnie przekładałam wszystkie środki, nie mogąc liczyć nawet na logikę, bo po prostu nie miałam siły myśleć. Miałam juz tylko nadzieje.
Po kilku chwilach po prostu wyciągnęłam wszystko, co dałoby się połknąć. Pudełeczko po pudełeczku, woreczek po woreczku, brałam większość zawartości i połykałam na sucho, aż bolało mnie gardło. Niektóre z tych środków chyba nie były do jedzenia...
Resztę pozostawiłam na stoliku. Siły mnie opuszczały.
Spróbowałam jakoś położyć się na boku. Trwało to chwilę, ale wreszcie mogłam zwinąć się w bezsilny kłębek bólu i rozpaczy.
Gdy otworzyły się drzwi nawet nie drgnęłam...
< Nitas? Ratuj bidulkę :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz