Była częścią umowy! - warknęła Lexie do eleganta. - Jeśli umrze, zrywam ją! Rozumiesz?
- Zrywasz? - Ton mężczyzny miał w sobie zaskoczenie, albo raczej coś na kształt zaskoczenia. Może bardziej... niedowierzanie i... kpinę? - Dobrze. Wedle. Twoje. Woli. - Gwardzistka poczuła uderzenie czegoś ciężkiego w tył głowy i przed jej oczami pojawiła się ciemność.
Wszystko ją bolało. Dosłownie każda część ciała. Podniosła się z twardej pryczy, na której musiała zostać położona, gdy była nieprzytomna. Pomieszczenie było niewielkie, ciemne kamienne cegły były dominującym motywem, obudowującym to ponure miejsce. Na jednej ze ścian było niewielkie okienko przy samym suficie, przez które wpadały szczątkowe ilości światła słonecznego, a po przeciwległej stronie pomieszczenia drogę zagradzały stalowe kraty. Do nieco zamglonej świadomości kobiety dobiegała z zewnątrz wrzawa ludzi i szczęk broni.
- Obudziłaś się, śpiąca królewno. - Rozległ się szczęk metalu trącego o metal i o kraty celi oparł się tamten mężczyzna. Lexie spojrzała na niego ponuro. - Nie spodziewałaś się chyba, że zerwanie kontraktu wiele zmieni w twojej sytuacji, co? Cóż, twoja strata. - Odbił się od krat i z uśmiechem patrzył na nią z góry zza nich. - Nie oszczędzi ci to walki, ale skoro nie chcesz iść na układ, żadnego układu nie będzie.
- Co? - Gwardzistka poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku.
- Lepiej się przygotuj, walczysz tuż po zmroku. - Mężczyzna obrócił się i zupełnie stracił zainteresowanie Tha'xil.
Rozmasowanie zastanych mięśni w końcu nieco pomogło i kobieta mogła się poruszać w miarę normalnie - to znaczy normalnie, o ile normalnym było poruszanie się we wnętrzu niewielkiej, kwadratowej celi. Hałas z zewnątrz nie ustawał w ciągu dnia na specjalnie długo, festiwal musiał być naprawdę duży. A może był to zwykły tryb pracy tego miejsca? "Tego miejsca, czyli gdzie?" Lexie już chyba z dziesięć razy przeleciała w myślach wszystkie lokacje, w których taka arena mogłaby się znajdować. Nie pomagał fakt, że była nieprzytomna i nie miała pojęcia jak długo. Mimo wszystko obstawiała, że nie mogła zostać wywieziona daleko od terytorium Nalayan. W grę więc wchodziło Ucurum, Merkez i Wolne Krainy. Przy czym bardzo wątpiła, by tak duży i hałaśliwy przybytek mógł znajdować się w największym państwie Sayari. Do Ucurum musieliby przewieźć ją statkiem. I był to spory kawał drogi, ale przemawiał za tym fakt, że i tak byli już niemal w porcie morskim. No i w Ucurum nikt by się nie zmartwił czymś takim jak arena. Ewentualnie mogła być w Wolnych Krainach. Nigdy wcześniej tam nie była. Te rozległe, równinne tereny były dla niej wielką niewiadomą. Na pewno nie miały władcy, który jednoczyłby je w jednolity naród, jednak z tego co słyszała utrzymywały się na licznych, niepodległych ośrodkach, zarządzanych przez różnorodne osobistości.
Światło, wpadające przez małe okienko zaczynało się robić przybierać czerwonawy odcień i kobieta czuła, że zostało jej nie wiele czasu. Z kimkolwiek miała się zmierzyć na pewno będzie to doświadczony wojownik, który zapewne położył już na arenie wielu wrogów. Ona nie była tak dobra. Walcząc ze zwyczajnymi przeciwnikami nieraz miała problem. Zacisnęła wargi i sięgnęła pod ubranie. Z niepokojem macała materiał, jednak jej palce natrafiły na znajomy, metalowy przedmiot. Odetchnęła, trzymając na nim palce. Niewielka broszka królewskiego gwardzisty zawsze podnosiła ją na duchu. Zacisnęła na niej mocno dłoń i zamknęła oczy, przywołują przed nie obraz Mirajane. Jej uśmiechnięte, ciepłe oblicze.
- Pani, na pewno do ciebie wrócę - wyszeptała do siebie.
- Gotowa? - Jej chwilę zadumy przerwał nieznajomy głos i szczęk krat. W wejściu stał jakiś oprych, w towarzystwie dwóch innych, zamaskowanych, wyższych i bardziej barczystych. Lexie skinęła głową i pozwoliła zakuć się w kajdany. I tak nie miała szans na ucieczkę. Tylko by się nadwyrężyła przed walką.
Zbiry zaprowadziły ją do sporego pomieszczenia, w którym przygotowane było różnorodne uzbrojenie, od prostych mieczy jednoręcznych po egzotyczną broń, która kształtem przypominała kolczaste węże.
- Pakiet delux, wybierz co ci się podoba, Tha'xil. - Oprych uśmiechnął się, rozkuwając kobietę, a w świetle pochodni błysnęły jego złote zęby.
- Mogę dostać moją zbroję? - spytała z nadzieją, ale tamten pokręcił przecząco głową. Westchnęła i podeszła do dostępnych pancerzy. Była dość niska i większość była na nią za duża, jednak znalazła w miarę pasującą kolczugę, napierśnik, parę nagolenników, naramiennik i stalowe rękawice. Niestety żaden hełm nie pasował na jej głowę. Nie wyglądało to dobrze. Wzięła kilka sztyletów, które umieściła przy pasku i butach. Dobrała dwa sejmitary i wybrała niewielką tarczę, którą przewiesiła przez plecy. Na sam koniec wybrała jedną z dużych i ciężkich włóczni. Nie była najlepiej wyważona, ale była... była w porządku. Jeszcze raz sprawdziła swoje uzbrojenie, poprawiła paski.
- Z kim walczę? - spytała cicho.
Oprych uśmiechnął się ponownie. Widać prezentowanie złotego uzębienia było czymś co szczególnie lubił.
- Gromgir Żelaznoręki - wyjaśnił. - To, czego dotknie, przemienia w metal.
- Czym walczy?
- Głównie pięściami. - Oprych wzruszył ramionami,
Lexie skinęła głową i spojrzała w stronę masywnych wrót, zza których dobiegała wrzawa. Pozostawało czekać.
Wrota otworzyły się z hukiem przy akompaniamencie wrzasków i głośnego komentarza w jakimś niezrozumiałym dla gwardzistki języku. Spojrzała na oprychów i nie chcąc zostać wypchniętą na arenę ruszyła, siląc się na pewny krok.
W pierwszej chwili oślepił ją blask, dawany przez masywne koksowniki, wiszące dookoła areny oraz nad nią, jednak gdy oczy przyzwyczaiły się do blasku rozpostarł się przed nią płaski, okrągły teren, pokryty piaskiem, otoczony wysokimi, ogrodzonymi murem trybunami. Gdzieś w oddali przyozdobiona barwnymi bannerami była bogato zdobiona przybudówka. Jednak Lexie nie miała czasu przyjrzeć się dokładnie. Przed nią, dokładnie po drugiej stronie areny stał solidnie zbudowany mężczyzna. Mógł być człowiekiem. Na prawdę dużym człowiekiem. Jego nagie mięśnie lśniły oliwką w blasku ognia, a stalowe ramię ciągnęło po piasku, ryjąc za nim wąwóz.
- I to ma być ten champion? - Ryknął rubasznie. - Trochę mały, jak na championa!
Jego oczy omiotły postać Lexie od góry do dołu i spoczęły na włóczni. Uśmiechnął się.
- To cię nie uratuje, dziecinko.
Z pozycji stojącej rozpoczął szarżę. Gwardzistka spięła mięśnie i obserwowała, jak zwalista sylwetka biegnie w jej stronę wiszące bezwładnie ramię wzbijało tuman pyłu za atakującym. Gdy był kilka metrów od Lexie, zatrzymał się gwałtownie, ryjąc butami w ziemię i zamachnął ramieniem, wykorzystując siłę pędu. Kobieta w ostatniej chwili odskoczyła, w tumanach kurzu i z całej siły dźgnęła przeciwnika w bok. Ostrze włóczni trafiło pod żebrami, jednak ześlizgnęło po skórze, jakby była zrobiona z metalu. Przeciwnik to wykorzystał, chwytając koniec broni i przyciągając ją do siebie. Gwardzistka, nie zdążywszy puścić, poleciała na ziemię, tuż pod stopy Gromgira, a gdy uniosła głowę w ostatniej chwili zdołała się odturlać przed kolejnym uderzeniem metalowego ramienia. Zrobiła przewrót, dobywając sejmitarów i jej spojrzenie padło na przeciwnika w momencie, w którym ten przełamywał jej włócznię na dwie połówki. Spojrzał na nią i z błyskiem w oczach odrzucił je w jej stronę. Gwardzistka skoczyła do przodu, z trudem je wymijając i ledwie zdołała przeskoczyć nad przeciągniętą gwałtownie po ziemi metalową dłonią. Wybiła się z ziemi, z całą skumulowaną siłą swojego krępego ciała i całym ciężarem wskoczyła na pierś przeciwnika, jednocześnie wbijając sejmitary w jego kark. A przynajmniej taki był plan, bo miecze złamały się na skórze gromgira przy kontakcie. Kobieta próbowała odbić się od niego i odskoczyć, jednak schwycił ją w połowie manewru za nogę i z dużą siłą uderzył o ziemię. Poczuła, jak całe powietrze opuszcza jej płuca i robi jej się ciemno przed oczami. A przez jej nogę przebiegło nieprzyjemne zimno. Spróbowała się podnieść, nie zdążyła. Ciężka noga Gromgira przygniotła ją do pyłu.
- Mam nadzieję, że pogodziłaś się ze swoimi bogami - szepnął, po czym chwycił ją za twarz i zacisnął. Lexie chwyciła za jego rękę, próbując oderwać ją od jej głowy - na próżno. Nie miała tyle siły co ten masywny mężczyzna.
Pod wpływem dotyku Gromgira z jej ciała zaczęły sypać się kryształowe odłamki, a łuska na plecach zareagowała gwałtownym bólem, rozciągającym się w stronę brzucha. Wbiła rękawicę w skórę mężczyzny. Ich ostre krawędzie, ku jej najwyższemu zdziwieniu, przebiły ją i po dłoni przeciwnika zaczęła spływać krew. Widząc to, mężczyzna warknął, uniósł gwardzistkę i cisnął ją przez pół areny. Poleciała jak szmaciana lalka, koziołkując w pyle.
Magia. Magia musi wspomagać jego skórę. Dotykając mnie sam ją sobie zablokował!
Wszystko ją bolał. Z jej czoła leciała krew. Ale nie mogła się poddać. Nie walczyła w końcu tylko o swoje życie. Z trudem uniosła się, ściągając z dłoni rękawice. A on szarżował w jej kierunku. Tym razem był jednak gotowa na to, co zrobi. Gdy jego metalowe ramie wylądowało na ziemi koło niej, wskoczyła na nie i w dwóch susach znalazła się ponownie na jego ramionach. Gwałtownie chwyciła dłonią jego szyi i dała nura na plecy, by wbić się kolanami w jego kręgosłup. Drugą dłonią w powietrzu dobyła sztyletu i z całej siły wbiła go w kark przeciwnika. A potem on się odwinął, jednym ruchem ramienia zrzucając ją ze swoich pleców i poprawiając uderzeniem metalowej dłoni prosto w brzuch gwardzistki. Kobieta poczuła, jak robi się jej słabo. Przez chwilę chyba nawet straciła kontakt ze światem. A gdy go odzyskała, Gromgir zaciskał palce na jej szyi, trzymając ją z metr nad ziemią. Nie miała nawet siły, by próbować się wyrywać. Niósł ją powoli, a tłumy wrzeszczały z ekscytacji.
Po chwili rzucił ją na ziemię, rozkładając rękę w geście zwycięstwa. Krzyknął coś w tym dziwnym, nieznanym Lexie języku, a jego oczy utkwione były gdzieś ponad gwardzistką.
Umrę - uświadomiła sobie kobieta, leżąc u stóp wojownika. Poczuła wzbierającą w piersi panikę. Nie mogła się ruszyć, nie mogła uciekać, nie mogła walczyć. Umrze. Już nigdy nie zobaczy ponownie swojej pani. Nigdy nie usłyszy ponownie jej głosu, jej śmiechu. W oczach stanęły jej łzy bezsilności. Zacisnęła usta i z trudem uniosła się na kolana. Jeśli miała umrzeć, to przynajmniej powinna spróbować zachować choć resztki honoru. Pochyliła głowę i drżącą dłonią sięgnęła do miejsca, w którym ukrytą miała broszkę gwardii. Zamknęła oczy.
Z ust komentatora padły ponownie jakieś słowa. Ryk tłumu...
Gdzieś z końca areny rozległa się muzyka. Lexie zmroziła się krew w żyłach. Słyszała już tą muzykę. Słyszała ja tylko raz, ale raz wystarczył. Z początku cicha, po chwili przybrała na sile, a widzowie, jeden po drugim, cichli. Gwardzistka otworzyła oczy i z wysiłkiem spojrzała na wciąż stojącego przed nią przeciwnika. Stał, tempo wpatrując się w przestrzeń. Jego oczy... były puste. Zupełnie inne, niż przed chwilą. Kobieta wiedziała, że to jej szansa, że powinna uciec, jednak nie miała dość siły, by wstać.
Jakaś dość niewyraźna, smukła sylwetka zeskoczyła z murów i podbiegła do niej. Te rude włosy, gwardzistka poznałaby je wszędzie. Chciała się sprzeciwić, chciała mu się wyrwać, gdy wsunął swoje ramię pod jej ramię, jednak olbrzymi ból skutecznie jej to uniemożliwił. Chłopak coś krzyczał, nie rozpoznawała słów. A wkrótce nie rozpoznawała już zupełnie niczego.
Z trudem otworzyła oczy. Leżała na czymś miękkim, a obok wesoło trzeszczało ognisko. Spróbowała się podnieść, jednak ciężka rękawica ją powstrzymała. Znajoma, ciężka rękawica.
- ...er? - spytała słabo, jednak tamten przyłożył jej dłoń do ust.
Wzrok powoli jej się przystosowywał do mętnego światła i była w stanie dostrzec więcej szczegółów zbroi partnera. Była bardzo zniszczona, porysowana, wgnieciona i miejscami nawet podrdzewiała. Miejscami zeszła całkowicie, ukazując wewnętrzne warstwy ubrania, a nawet miejscami skórę. Skórę? Więc... jednak Mer miał skórę. Gwardzistka uświadomiła sobie, że nigdy nie widziała go w tak złym stanie. Chciała go wypytać, co się stało odkąd się rozdzielili. Jak ją odnalazł i... jak odbił ją z rąk bliźniaków? Ale i tak by nie odpowiedział. Mer rzadko odpowiadał na pytania. Jedyne co mogła zrobić to cieszyć się, że jest z nią i zdać na jego siłę.
KONIEC WĄTKU
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz