poniedziałek, 19 października 2020

Od Matriasena do Zachariasa

Vanton stał twardo, celując ostrzem floretu w gardło mężczyzny. Jego czujne oczy oficera świdrowały go przenikliwym spojrzeniem. Białowłosy budził w nim złe przeczucie, choć sam jeszcze nie wiedział, co dokładnie wywołuje w nim takie wrażenie. Gdzieś z tyłu głowy przemknęło mu nawet, że gdzieś już widział tego mężczyznę, jednak odrzucił ją szybko. Był po prostu podobny do jego pana, to wszystko.
- W porządku, Vantonie. - Matriasen chwycił się jedyną sprawną ręką końskiego łba, by utrzymać się w pionie. - Pomagał mi, a potem uratował mi życie. 
- Nie widzę na jego ciele ran, mój panie, podczas gdy twoje plecy będą wymagały długiej kuracji. Dla mnie nie wygląda to jak ratowanie życia. -  Oficer zmrużył lekko oczy.
  Matriasen uśmiechnął się i przerzucił nogę przez grzbiet konia, gwałtownie lecąc w stronę ziemi. Vanton zareagował błyskawicznie. Wypuścił broń i tuż przed samą ziemią schwycił cesarza, ratując przed upadkiem. 
- Powinieneś być ostrożniejszy. - Oficer pomógł Matriasenowi stanąć.
- Wiesz, wojownik pokazał mi dzisiaj coś bardzo interesującego. - Chłopak zupełnie się nie przejął tym, co wydarzyło się przed chwilą. - Drzewa emitują zarodniki, które poprzez układ oddechowy dostają się do organizmu nośnego i w reakcji na ciepło oraz płyny wewnątrz ciała zostają pobudzone do gwałtownego rozwoju i w mniej niż minutę wypuszczają solidne pnącza. Najwyraźniej wzrastają, aż do wyczerpania życiodajnych soków z ciała nosiciela, a następnie same rozpoczynają emisję zarodników, by powielić proces. - Im dłużej mówił, tym szybciej zaczynał mówić. - Prawdopodobnie ma to związek z efektem Franssesa Moirego, choć nie jest wykluczone, że ktokolwiek tworzył to szka...
  Vanton upewnił się, że cesarz stoi i zupełnie jawnie całkowicie ignorował słowotok władcy. Jego spojrzenie skupione było na Zachariasie. Ten opuścił już dłoń z miecza, ale nadal wyglądał na spiętego i gotowego do odparcia ataku. 
- Mogę ci odpowiedzieć na pytanie, jak cesarz się czuje... wojowniku. - Głos oficera był nieco zagłuszany naukowym paplaniem, jednak mimo to dobrze słyszalny. Jakby ten przywykł do podobnych sytuacji i dostosował swój tembr. - Jest szczęśliwy, że zbadał niebezpieczną anomalię i kurewsko wszystko go boli. A teraz skoro uzyskałeś odpowiedź na nurtujące cię pytanie, powinieneś opuścić konwój i udać się w swoją stronę.
- Nie może tego zrobić! - Przerwał mu gwałtownie cesarz i zachwiał się, próbując najwyraźniej wykonać jakiś bardziej zamaszysty gest. - Wojownik jest mi potrzebny do przeprowadzenia badań nad właściwościami zarodników oraz stanem ludzi, którzy zdołali opuścić las. Nie może odjechać, póki się nie upewnię, że nie zagnieździły się w nim żadne strzępki lasu i nie rozpocznie dendroapokalipsy w innej części państwa. I to dotyczy zarówno jego, ciebie jak i inkwizytorów. Przed wejściem do miasta musimy skierować się do warsztatu.
- Jesteś ciężko ranny, panie - zauważył, nieco zniecierpliwiony Vanton. - Jeśli nie zajmie się tobą chirurg, twój stan może się pogorszyć. 
- Zatem postanowione. - Cesarz uśmiechnął się do oficera. - Przekaż komisarzowi, że zmieniamy marszrutę. 
  Matriasen nie przybrał władczej postury, nie podniósł głosu i wyglądał dość żałośnie w swoim obecnym stanie, jednak mimo wszystko był cesarzem. Vanton zdawał sobie sprawę, że nie może mu się otwarcie sprzeciwiać. Przynajmniej nie w obecności obcego i inkwizycji. Z niechęcią skłonił się władcy i rzucił jeszcze raz lodowate spojrzenie wojownikowi. Mijając go, podniósł z ziemi floret i nieco bardziej zamaszystym ruchem niż musiał, wsunął go do wnętrza laski. 
  Cesarz stał z trudem, ale stał, opierając się plecami o bok konia. Był niższy od Zachariasa, patrzył więc na mężczyznę nieco z dołu. 
- Jak obiecałem, odprowadzę cię do miasta. To znaczy, może tego nie obiecałem, ale w domyśle miałem to na myśli, więc powinno wystarczyć. Twoja podróż będzie jednak trochę dłuższa, ale chyba wybaczysz mi wojowniku tę małą zwłokę. Byłeś tam ze mną najdłużej i najwięcej widziałeś. Będę potrzebował też z ciebie ściągnąć sygnaturę magiczną karnawałowych posłańców. Trafiły cię, widziałem to bardzo mętnie, ale widziałem na pewno. To była solidna dawka magii i prawdopodobnie będę w stanie przez sympatię namierzyć po niej ośrodek rozkazów. Jeśli go zakłócić pozostanie tylko pozbyć się coru anomalii, by zupełnie zneutralizować skutki. - Sposępniał nieco. - Nie. Nie zupełnie. Nie przywróci to życia zmarłym. - Ale gwałtownie na jego twarz powrócił uśmiech. - Ale już nie długo, wojowniku. Już wkrótce siła postępu i rozumu człowieka doprowadzi do zakończenia tego wszystkiego. Olbrzymie tryby machiny zwycięstwa znajdują się już w ruchu i gdy ostatnie zębatki wskoczą na swoje miejsca, nic już nie powstrzyma mocy technologii. Żaden karnawał, żaden festiwal nie dorówna mocą energii, którą wyprodukować może jedynie mechaniczna praca i mentalny wysiłek wirtuoza-wynalazcy!
(Oh dejm, 2 godziny spóźnienia xd Ale jest. Nie miałam pojęcia jak zareaguje Zacharias, zostawiam ci więc pełne pole do popisu.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz