poniedziałek, 19 października 2020

Od Lexie do Mirajane

Moja pani, taki czyn nie powinien zostać bez kary. - Lexie widziała gorzkie łzy Mirajane, gdy ją przytulała, czuła ciężar każdej z nich, spadającej na jej serce i pogrążającej je w smutku. - Jednak zdaję sobie sprawę, że nie wolno mi cię opuścić. Poniosę jego ciężar w moim sercu, razem z każdą wylaną przez ciebie łzą. Chciałam jedynie, byś wiedziała. Nie czułabym się dobrze, doświadczając twojej życzliwości i jednocześnie okłamując ciebie co do tej sprawy. Jeśli mam twoje wybaczenie, jeśli mimo tego zezwalasz mi dalej pełnić służbę u twego boku, nigdy więcej nie podniosę tego tematu. - Gwardzistka schyliła głowę i spuściła wzrok. Jej głos przycichł znacząco. - Dziękuję, wasza wysokość. 
  Lexie poczuła ulgę, gdy Mirajane zadeklarowała, że dalej ją wspiera. Nie miała czasu przygotować się na to wyznanie. Nie miała nawet czasu zastanawiać się nad jego konsekwencjami i co zrobi, jeśli jej pani ją znienawidzi. W gruncie rzeczy było to dość impulsywne. Po prostu stwierdziła, że powinna to wyłożyć przed nią, zanim księżniczka podejmie decyzje, co powinny zrobić dalej. W końcu tylko z pełnym obrazem sytuacji można właściwie obrać kierunek, w którym zamierza się podążać. A skoro nie miały i tak szansy na zdobycie pełnego obrazu trzeba było skupić się na tym, co miały. Choćby i były to niewielkie strzępki informacji. 
  Czy to można nazwać "poniesieniem przez emocje"? Myśl przeleciała przez głowę gwardzistki, obijając się o wszystkie możliwe kąty. Nie była to nieprzyjemna myśl. Była raczej... wyjątkowo zimna. Ostatnie dni obfitowały w emocje. Lexie nie sądziła nawet, że jest w stanie czuć tak wiele. Jak dotąd jedyną silniejszą emocją, którą nosiła ze sobą była miłość do Mirajane. Teraz cała ich gama sprawiała, że czuła się niezręcznie. 
  Księżniczka była blisko, znowu była tak blisko ciała strażniczki. Odsunęła ją delikatnie. Mirajane uż nie płakała, nie powinny być tak blisko. Za bardzo pobudzało to serce Lexie do szybszego bicia. Jeśli miała uczynić swoją panią szczęśliwą, musiała uczynić ponowny wysiłek zdystansowania się od niej. Włożenia swojej miłości w foremkę lojalności. Uśmiechnęła się, niespecjalnie pogodnie i z trudem wstała. Jasnowłosa próbowała ją powstrzymać, jednak gwardzistka dała jej znak, by zaczekała.
  W pierwszej chwili zrobiło jej się ciemno przed oczami, jednak opanowała słabość. Stanęła prosto, spuszczając obie dłonie wzdłuż tułowia i wyprężając grzbiet. Uderzyła stopami o siebie, nie wydając przy tym praktycznie żadnego dźwięku i uniosła prawą dłoń w salucie do czoła. Piżamia, rozczochrana fryzura i bandaże, do tego te paskudne, wystające z obojczyków kawałki chityny. To nie był imponujący widok, jednak tyle mogła jej dać.
- Niech żyje królowa Mirajane Melanie z rodu Reiss - wykrzyknęła gwałtownie donośnym, wojskowym głosem sprawiając, że krzątający się w drugim końcu pokoju medyk podskoczył zaskoczony - największa i najwspanialsza władczyni, która, by chronić swój lud, zaryzykowała swoim życiem i została pochłonięta przez lodową magię, by mimo tego i sił zła czyhających na jej życie powrócić i zaprowadzić ład w królestwie. Wiwat!
(Mirajane? Masz, odpowiednio duża porcia cringe'u xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz