- Oj Arthurze, powinieneś do tego przywyknąć, tyle ze mną jeździsz - odezwała się
- Wybacz pani, ale dobrze wiesz, że nie przekonam się - minimalnie się skrzywił. Spojrzała na mnie.
- Nie musimy lecieć jakby zbliżał się koniec świata, mamy czas.- odparła beztrosko.
Ale ja nie mam wieczności paniusiu...wcale nie chciałam tu być.
Zacisnąłem zęby, żeby nie palnąć jakiejś głupoty. Kto wie, czy rycerzykowi nie przyszłoby do głowy bronić honoru swojej pani.
- Pani? - zadałem najbezpieczniejsze pytanie
- Tak?
- Wybacz, to mało istotne pytanie. Proszę zapomnieć. - wykręciłem się zręcznie
Zachichotała w odpowiedzi. Zrezygnowany usiadłem pod drzewem, parę metrów od księżniczki. Dłoń w pogotowiu położyłem na rękojeści miecza.
Arthur oznajmił nam, że pójdzie skombinować coś do jedzenia...i zniknął w lesie, zostawiając nas samych. Raczej nie zostawiłby swojej pani z własnej woli...pewnie ona mu kazała.
- Skąd jesteś? -zapytała nagle
O nie.
- Pochodzę z Mantrikaru, pani.
- Oh, słyszałam o tym kraju, choć niewiele...jest tam bardzo pięknie, prawda?
Nagle zalała mnie fala wspomnień.
Siedzimy obok siebie na gałęzi, najmłodsi z całego plemienia. Pod nogami mamy nicość, wiele kilometrów do ziemi. Każą nam skakać, przecież powinniśmy umieć szybować...jak ptaki. Nie odczuwam strachu, jako pierwszy robię krok w przepaść...
- Ser Lucasie?
Oszołomiony spojrzałem na Serenity, usiłując sobie przypomnieć, co tu robię i skąd się tu wziąłem.
- Oh, tak, pani. To bardzo piękna wyspa.
- Wyspa? - jej wyraz twarzy wyrażał zdezorientowanie
- Tak, od reszty lądu dzieli ją ocean. Na zachodzie.
- Wybacz, nigdy nie byłam zbyt dobra z geografii - zarumieniła się
- Nie szkodzi, ja też - zdobyłem się na lekki uśmiech - Jako tako wiem tylko, gdzie lepiej się nie zapuszczać.
Na czworaka przesunęła się do mnie, opierając się o drzewo.
- A jakie to miejsca? - w jej oczach zalśniła ciekawość
- Darawa... - powoli wypowiedziałem to słowo.
Szczęk mieczy, kompani ginący jeden po drugim na moich oczach. Trzy Cienie przeciwko dwóm pozostałym przy życiu rycerzom....jestem za daleko, by im pomóc. Jeden z rycerzy ginie, skacząc z dwoma cieniami w przepaść...co za głupota. A może odwaga?
- Lucas! - krzyczy do mnie Davon, mój najlepszy przyjaciel.
Na moich oczach łapie za miecz Cienia, przebijając się nim. W mgnieniu oka jestem już przy nim, ucinam bestii głowę.
- Chole.ra...coś ty zrobił? - mężczyzna osuwa się w moich ramionach, czuję na palcach lepką krew.
- Powiedz im...że nie stchórzyliśmy. - wydyszał, po czym wyzionął ducha
Obudziłem się z letargu, ktoś potrząsał mną gwałtownie za ramiona.
Odpycham te ręce może zbyt szorstko.
- Przepraszam...wpatrywałeś się w jeden punkt, nic do ciebie nie docierało. - wymamrotała dziewczyna
- Wybacz, księżniczko. Jestem po prostu zmęczony. - wstałem, idąc do konia po swój koc.
Położyłem się pod kolejnym drzewem, ale wcale nie miałem zamiaru spać. Czuwałem. Nagle coś spłynęło mi po lewym policzku...kapnęło z drzewa? Dopiero po chwili zorientowałem się, że to moja łza. Dawno nie myślałem o tym, co zdarzyło się w Darawie...
< Serek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz