sobota, 16 września 2017

Od Niobe do Lucasa

Zamknęłam oczy, próbując opanować drżenie powiek. „Nie nadużywaj magii”, mówił kiedyś Monser, „jest narzędziem, ale ta z krwi może wyrządzić ci wiele złego. Uważaj na cienie, nigdy nie wiesz, kiedy stracisz nad nimi kontrolę, a one ciebie opanują”.
Nie, nie, nie. Za bardzo się trzęsłam. Ćwiczyłam dzisiaj za długo, ale nie mogłam przestać. Chwyciłam z półki jedną z mikstur i odkorkowawszy buteleczkę, wypiłam do dna całą jej zawartość. Czułam, jakby silny specyfik palił moje żyły, lecz trwało to tylko przez chwilę. Wkrótce drżenie mojego ciała ustało – napar powinien zregenerować moje siły na przynajmniej najbliższe kilka minut.
Już sięgnęłam po sztylet, już miałam rozciąć dłoń, gdy do drzwi wynajmowanego przeze mnie w karczmie pokoju rozległo się energiczne dudnienie.
- Panna Vollen? – zdążyłam ukryć wszystkie podejrzane obiekty za plecami, zanim do środka wbiegła otyła właścicielka karczmy o rumianych policzkach – Niedługo będzie koniec wydawania kolacji, a panna jeszcze nie zjawiła się na posiłku. Czy zejdzie panna na dół?
- Tak, tak. – odparłam apatycznym głosem, kiwając słabo głową – Zaraz się pojawię.
- Czy źle się panna czuje? Może przygotować ziołowy wywar? – zapytała z troską kobiecina, patrząc uważnie na mą twarz – Wygląda panna bardzo słabo.
- Och… złudzenie. – uśmiechnęłam się nieznacznie – Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Już schodzę.
Jak to każdego późnego wieczora, w karczmie roiło się od przybyszów różnej maści – a w szczególności pijanych mężczyzn wszelkiej rasy. Gdzieś w rogu siedziało paru rycerzy, popijając piwo bardziej kulturalnie, a i nie byli schlani w sztok. Usiadłam w jednym z kątów, gdzie podano mi parę sucharów, kawał lżejszego mięsa oraz nieco wina. Przystąpiwszy do posiłku, nie spodziewałam się, iż ktoś mnie zaczepi.
- No, no! – silna, pulchna ręka chwyciła boleśnie moje ramię – A ty co tu robisz? Przypominasz tę kurwę z Leoatle, wspaniała była! – tu zaśmiał się obleśnie, po czym wrócił do swego pijackiego bełkotu – A może ty też coś od siebie dasz, co?
- Obawiam się, że nie. – wlepiłam wzrok w jego oczy, próbując spojrzeć w ich głąb. Mężczyzna ucichł na chwilę, zapewne dość zaniepokojony mą dziwną „odpowiedzią” – Wyjmij nóż, który masz przy pasie.
Pijak, wbrew swej woli, powoli wykonał moje polecenie.
- Wspaniale. A teraz… - ciągnęłam, nie odwracając wzroku - … teraz poderżnij sobie nim gardło.
Ostrze powędrowało bliżej jego szyi, a to był czas, kiedy mężczyzna podniósł lament.
- Zabijcie wiedźmę! Zabijcie, to jakaś czarownica! – wrzasnął, stawiając opór przed mym zaklęciem. Kilka osób z pobliskich stolików odwróciło wzrok, inni wstali w niedowierzaniu.
- Ja? Ja nic nie robię. – odparłam ochrypłym głosem, wciąż gapiąc się w oczy spanikowanego pijaczyny. Jego opór stawał się coraz słabszy, z szyi popłynęła mała strużka krwi.
Kilku rycerzy z rogu wstało i wyciągnęło miecze, a kilku zostało przy stole. Jeden z tych, którzy postanowili się ze mną zmierzyć, przemówił:
- Zostaw tego mężczyznę, wiedźmo. – podszedł trochę bliżej. Odwróciłam wzrok, uwalniając mą ofiarę z uroku; pijak zachybotał, po czym chwiejnym krokiem wmieszał się w tłum, szukając bezpieczeństwa.
- Zostawiłam. – skinęłam głową, uśmiechając się mimowolnie.
- Co to było? – dopytał drugi, stojący nieco za swym liderem.
- Nauczka za nazywanie mnie kurwą, ot co. – zaśmiałam się cicho.
- Chciała mnie zabić! – zawołał pijak gdzieś z tłumu – Ona uprawia jakąś czarną magię, do straży z nią!
Chwila wahania… rycerze spojrzeli po sobie.
- Bez żadnych sztuczek teraz. – odezwał się znów pierwszy – Jeden gwałtowny ruch, a zginiesz.
- Żadnych sztuczek? – westchnęłam ostentacyjnie, kręcąc głową. Zanim mężczyźni zdołali mnie pojmać, wyjęłam swój sztylet i szybko rozcięłam lewą rękę. Ścisnęłam ją, by polało się więcej krwi. Przez wpół uchylone drzwi wdarł się czarny cień, wypełniając wnętrze karczmy i ograniczając widoczność. Wstałam z miejsca i pognałam do wyjścia. Gdy wydostałam się na zewnątrz, nie zaprzestałam ucieczki, a jedynie przepychałam się między ludźmi i biegłam ile sił w nogach i na ile pozwalała mi moja długa suknia. Ktoś gonił, ktoś uciekał. Kotek i myszka. Byłam przekonana, że to ja jestem tu kotem. Rycerze, a być może i strażnicy, rozdzielili się, by mnie odszukać, gdy schowałam się w jednej ze ślepych uliczek, za pustym straganikiem. Żadnej żywej duszy. Nie mogli mnie znaleźć.
A jednak znaleźli.
A raczej znalazł, bo zaginioną duszyczką okazał się młody mężczyzna z dwuręcznym mieczem. Znalazłby mnie prędko, więc nie czekałam na to, a sama wyszłam, by stanąć w spokoju na jego drodze.
- Zgubiłeś się? – zapytałam spokojnie, lekko uchylając kąciki ust. Nim zdążył odpowiedzieć, z mej przeciętej dłoni wytrysnęły czerwone smugi, które powinny były go zabić. Powinny. Stanęłam, próbując ukryć strach, który mną zawładnął. Chłopak odbił zaklęcie, nie miałam pojęcia jakim sposobem, bo przecież nikt nigdy tego nie zrobił. Zwinnie doskoczył do mnie, a odległość jego miecza od mej krtani nie pozwalała mi już na żaden ruch.
- Nie zabiłbyś mnie, prawda? – spojrzałam w jego oczy, lecz on, sprytniejszy niż myślałam, nie spoglądał w moje. Nie mogłam zrobić już nic, by się obronić. Została mi tylko moja marna siła perswazji. Momentalnie zaczęłam drżeć, wyczerpana ilością wykonanych dzisiaj zaklęć, a może i trochę z obawy o życie. Wypuściłam sztylet z dłoni; broń z brzdękiem wylądowała na posadzce – Nic ci już nie zrobię, słonko. – uniosłam powoli dłonie w geście poddania – A ty również nic mi nie zrobisz, prawda? Wiesz, co robi straż z niekontrolowanymi magami, prawda? Zabija albo wycisza, ot co. Nie zgotowałbyś damie takiego losu, czyż nie? Ja nic nikomu nie zrobiłam. Przecież nikogo nie zabiłam w tej karczmie, czy tak?
Widząc cień wahania na twarzy mężczyzny, ciągnęłam dalej:
- A ty? Ty masz potencjał. Obroniłeś się przed zaklęciem, nie możesz tego zmarnować. Jeżeli mnie oszczędzisz, dam ci czego chcesz. Z takim talentem mógłbyś bronić się nawet przed Pierwotną Magią, gdybyś miał odpowiednią naukę. Ale tutaj, u ciebie, tego nie uczą, oj nie. Tutaj są tylko bezużyteczne zaklęcia i bezużyteczne obrony. Żaden szanujący się mag nie rzuci zaklęcia, przed którym obroni się byle rycerz, oj nie. Ja znam większą magię, większe jej tajniki. Chcesz mocy? Proszę. Władzy? Pieniędzy? Sławy? Nie ma sprawy. Będziesz najsilniejszym wojownikiem we wszystkich królestwach, będą śpiewać o tobie pieśni, a może zostaniesz bohaterem? Uratujesz świat przed czymś straszniejszym, niż ja, młoda, przestraszona kobieta? Oszczędź mnie, zostaw to wszystko, zignoruj tych okrutników, którzy gotowi byli prowadzić mnie na śmierć. Chodź, pokażę ci wszystko, co wiem, tylko obniż miecz, kochany.
Ścisnęłam dłonie w pięść, by opanować ich drżenie. Rana już się zasklepiła, jak powinna była zrobić. Miałam za mało energii, by zrobić cokolwiek innego, więc musiałam polegać na jego dobrym sercu.

< Lucas? Łakniesz wiedzy? :”D >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz