Lexie słuchała w skupieniu. To, co mówiła zielarka wydawało się rozsądne i kobieta na prawdę chciała uwierzyć, że to może zadziałać. Lazy delikatnie ściskała jej dłoń, kończąc tłumaczyć.
- Zrozumiałaś wszystko? - zapytała.
- Tak, pani. - Gwardzistka pokiwała głową i wyswobodziła swoją dłoń z uścisku. - Pani, nie dasz rady tego zrobić.
- Dlaczego tak sądzisz? - Białowłosa wyglądała na zdziwioną i zaniepokojoną. Jakby sama podejrzewała, że może nie być w stanie podołać temu zadaniu.
Lexie wstała i poprawiła swoje ubranie. Było jej głupio, że straciła tyle czasu, pozwalając zielarce tłumaczyć sobie ten koncept. Jednak przez cały czas miała nadzieję.
- Twoja magia nie wpłynie na mnie, pani - oznajmiła gwardzistka. - Za pozwoleniem, sprowadzę kogoś odpowiedniejszego.
- Zaczekaj, proszę. - Niewidoma również wstała. - Nie uważasz, że mimo wszystko warto spróbować? To może być nasza jedyna szansa...
- Pani, od urodzenia moje ciało negowało magię. Znacznie potężniejszą od twojej, pani. Ośmielę się wątpić, by tym razem miało być inaczej. A wolałabym, by jedyna nadzieja jej wysokości nie opadła przedwcześnie z sił. Także proszę mi wybaczyć, ale zamierzam teraz sprowadzić brata mojej pani. On będzie stosowną osobą. - Gwardzistka skłoniła się lekko i odmaszerowała szybkim krokiem, pozostawiając zielarkę swoim myślom.
Żałowała, że nie mogła tego zrobić osobiście. Robiło jej się niedobrze na myśl, że ktoś będzie grzebał w głowie Mirajane. Nawet jeśli miał to być jej brat. Szybko przemierzyła zamek. Stopy same ją prowadziły tymi tak znajomymi korytarzami, aż do komnat Jacka Reiss, młodszego brata księżniczki. Gwardziści, stojący przed jego drzwiami zatrzymali jednak Lexie, nim ta zdążyła zapukać.
- Książę jest zajęty - powiedział jeden z nich, wymownie przewracając oczami. Tajemnicą poliszynela było, iż od jakiegoś czasu książę spotykał się z pewną nisko urodzoną kobietą. Mimo, że chłopak starannie ukrywał ten fakt, służba miała swoje sposoby, by dowiadywać się rzeczy, ukrywanych przez swoich panów. W innym razie nie byłaby prawdziwą służbą.
Książę najwyraźniej nie spodziewał się, by w całym zamieszaniu tajemniczej choroby ktoś zwrócił na niego uwagę. Cóż, miał pecha. Gwardzistka nie mogła odpuścić. Nie w takiej chwili.
- Od księcia być może zależy życie jej wysokości Mirajane. - oznajmiła stanowczo. - Muszę się z nim spotkać.
Strażnicy spojrzeli po sobie. Mieli rozkaz nikogo nie wpuszczać. Z drugiej strony gdyby okazało się, że przez nich umarła następczyni tronu zapewne skończyłoby się to dla nich szubienicą. Nie warto było ryzykować. Kiwnęli sobie głowami i jeden z nich dał znak Lexie, że może próbować.
Gwardzistka zapukała. W pomieszczeniu zapanowało nagłe ożywienie. Kobieta odczekała chwilę, by pozwolić ukochanej księcia znaleźć bezpieczną kryjówkę i pchnęła drzwi. Jack Reiss siedział przy biurku, najwyraźniej się ucząc. Brunetka wyprężyła się na baczność i zasalutowała.
- Panie, Królewska Zielarka potrzebuje twojej pomocy w ratowaniu jej wysokości Mirajane ze szponów choroby - wyrecytowała na jednym wydechu i zamilkła. Książę wstał gwałtownie i odwrócił się w stronę gwardzistki. Na jego twarzy widać było niepokój.
- Myślałem, że kryzys został już zażegnany - odparł.
- Tak, panie - potwierdziła Lexie.
- Ale?
- Ale jej wysokość dalej się nie obudziła - dokończyła. Książę potrząsnął głową, jakby opędzając się od natrętnej myśli.
- Zaprowadź mnie do niej, szybko.
[...]Drzwi otworzyły się zamaszyście i zaaferowany książę Jack wpadł do pomieszczenia szpitalnego. Za nim weszła Lexie, zostając jednak przy drzwiach. Lazy siedziała nad księżniczką, kiwając się lekko. Prawdopodobnie odprawiała jakiś rytuał czy coś takiego.
- Co z nią? - zapytał książę, siadając przy zielarce.
(Takako? Wybacz, ale to jedyna rzecz, której Lexie nie mogła zrobić)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz