środa, 20 marca 2019

Od Sivika do Carreou

Przez dłuższą chwilę naprawdę z uporem godnym maniaka wmawiał sobie, że to wszystko było tylko i wyłącznie efektem uderzenia, adrenaliny buzującej we krwi i ogólnego rozdrażnienia połączonego z roztargnieniem. Że tylko dlatego, że tylko przez połączenie się tych wszystkich czynników, tak bardzo to nim tąpnęło i tylko dlatego odnosił wrażenie, że skądś znał mężczyznę, że kiedyś już go spotkał. Że znał świdrujące, błękitne oczy.
Zaciskał kurczowo palce, wyrywając spomiędzy kostki kępki trawy i chwastów. Chuchnął, sapnął, jęknął, raz, drugi, przy okazji nie spuszczając wzroku z głównej przeszkody na drodze ucieczki, która szła już tak dobrze, tak płynnie, bez szczególnych problemów.
To zawsze musiało się zjebać i do tego w tak spektakularny sposób, prawda?
Odgarnął zdecydowanie zbyt długie kudły na prawą stronę, byle odsłonić sobie chociaż jeden fragment widoku, byle nie być już całkiem zgubionym i byle być w stanie nasłuchiwać, bo potencjalne zagrożenie wciąż nie zniknęło.
— Nic ci się nie stało, o-obywatelu? Proszę wybaczyć me roztargnienie. Nie zdałem sobie sprawy, że obywatel zmierzał w moim kierunku. — Były szaman chciał już odpowiedzieć, może uspokoić mężczyznę, gdy usłyszał hałas. Hałas, który nie zapowiadał niczego dobrego, wręcz przeciwnie. Przypominał tylko i wyłącznie o straży, która najwidoczniej nie zapomniała o występku i wciąż goniła, coś ostatnimi czasy pechowego, mężczyznę.
Warknął, syknął, rozglądnął się szybko i równie żwawo popędził przed siebie, zagarniając przy okazji materiał koszuli mężczyzny w garść i wręcz targając go za swoją osobą, bo pragnął jedynie zakopać się w ciemnej uliczce między starymi budynkami, dbając przy tym o to, by ten przypadkiem nie wpadł na pomysł puszczenia farby.
Może dlatego skończył przyklejony plecami do ściany, z jedną dłonią na ustach, a drugą na plecach blondyna, wręcz bojąc się nawet głośniej odetchnąć, świadomy faktu, że z tego miejsca zbyt dużego pola manewru nie miał.
— Skąd go znam? — spytał rozgoryczony, rozwierając delikatnie powieki trzeciego oka. Odpowiedziała mu cisza. Odpowiedział mu wszechobecny milczący mrok. — Kim on jest? — powtórzył, pozwalając sobie na ukrócenie słabej widoczności. Ognisto czerwona poświata delikatnie pulsowała. Istota miała zamknięte oczy.
Mężczyzna krzyknął. Raz, drugi.
Głucha, wiercąca dziurę w brzuchu cisza. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi.
Przecież miały ucichnąć już na wieki.
— Kim on jest, do cholery — ryknął, paszcza rozwarła się, oczy zobaczyły wszystko. Drażniąco białe światło wręcz buchnęło z piersi stojącego przed nim młodzieńca, znacząc charakterystyczne znaki na klatce piersiowej.
Fuksjowy pysk kłapnął, wilk warknął.
Trzecie oko zamknęło się.
Obiecał, że nigdy tam nie wróci, obiecał, że przestanie.
Jednak czuł, że w tym wszystkim jedynie duchy będą w stanie mu pomóc.
Chociaż jedynie przyprawiły go o zawroty głowy i skrzywienie twarzy, gdy zreflektował się, że pozwolił sobie na zbyt wiele po tak długiej przerwie.
— Cichutko, proszę — wyszeptał, siląc się na uśmiech i mrużąc przy okazji oczy. Wszystko to przepełnione dziwnym zaufaniem co do błękitnych tęczówek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz