sobota, 30 grudnia 2017

Od Cynthi

Ale tu cieeeemno.... Idealnie~
Nie wiedziałam, w jakim miejscu aktualnie byłam, ale widziałam dużo potencjalnych celów, obwieszonych błyskotkami, aż proszących się, by zabrać od nich ten ciężar, jakim było ich bogactwo. A ja jestem taaaaka dobra, że chętnie ich uwolnię~
Znalazłam kogoś, kto wyglądał idealnie...
Taki tłusty, bogaty koleś. Wpół wyłysiały, a jak mu się łeb świeci... Bleh. Obrzydliwe
Ale, aaaale... Ten pierścień na jego palcu, widzę go z daleka... Za sam ten pierścień dostanę sporą sumkę.
A więc trzeba brać się do roboty..
Szybko ruszyłam przed siebie, biegnąc bocznymi uliczkami, by go wyprzedzić.
Gdy już znalazłam się na jego drodze rozpięłam trochę koszule, zmierzwiłam włosy i czekałam.
Jak on powoli idzie.... Wieczność tu spędzę!
Nie no, przyszedł. Już z daleka zawiesił na mnie wzrok... Dobry znak~
- Miły panie, masz może ochotę na miłą chwilę? - rzuciłam słodko, zastępując mu drogę. Widziałam, że obejrzał mnie od stóp do głów, a a jego wargi wpłynął obleśny uśmiech.
Nie musiałam długo go przekonywać. Bardziej niż chętnie ruszył za mną do ciemnego zaułka, a ja niezauważenie wyciągnęłam kij, który miałam schowany pod ubraniem.
Jeszcze kawałek, kilka kroków.... Z daleka od ciekawskiego wzroku nocnych wędrowców..
Kilkanaście sekund później, po uderzeniu tak mocnym, że aż zabolała mnie ręka, tłuścioch leżał na ziemii, zdany całkowicie na moją łaskę.
Zabrałam mu całą biżuterię i wszystkie wartościowe przedmioty. Sporo ich było...
Zabrakło mi kieszeni, by to zapakować. Po chwili namysłu wcisnęłam koszulę w spodnie i powrzucałam wszystko za dekolt. Tak się udało.

Zadowolona ruszyłam na poszukiwanie jakiegoś miejsca, gdzie mogłabym jak najszybciej to wszystko sprzedać. Nie znałam jeszcze okolicy, więc po prostu kręciłam się, nie znajdując właściwie niczego. Starałam się omijać wszystkie żywe istoty na swojej drodze, jednocześnie nie gubiąc zdobyczy. Niektóre, jak się okazało, miały ostre krawędzie, więc musiałam bardzo uważać, by nie powbijały mi się w brzuch. A mogłam założyć coś pod spód...
Spieszyłam się. Chciałam już się tego pozbyć, wrócić do swojej prowizorycznej "sypialni" i odpocząć.
Szybko skręciłam, z małej uliczki wychodząc na większą, ale... To był błąd. Większą ulica, to więcej ludzi.
Wpadłam na kogoś. Na tyle nieszczęśliwie, by poczuć, jak coś ostrego kaleczy mi skórę. No świetnie.
Od impetu uderzenia straciłam równowagę. Syknęłam, próbując znaleźć oparcie, ale kamień czy inny śmieć, na którym postawiłam stopę, potoczył się w bok. Runęłam na ziemię, na plecy.
Może i jestem głupia i uparta, ale nie puściłam swojego "brzucha" wypchanego przedmiotami. Nie chciałam, by się rozsypały.
Przy okazji dowiedziałam się, że trudno będzie mi wyprać tą koszulę. Bród na plecach, i mokra, deifinitywnie krwista plama która już przesiąkała na zewnątrz to zło, eh.
Skupiłam swoją uwagę na osobie, na którą wpadł. W ciemności nie widziałam kto czy co to, w każdym razie, to nade mną sterczało...
Miałam złe przeczucia, oj złe. Gorsze nawet niż pranie, które mnie czekało.

< Ktosiu? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz