piątek, 15 grudnia 2017

Od Lucasa do Fufu

Z gęstniejącego mroku na zboczu wąwozu wyłoniły się małe, zdeformowane sylwetki - przerażająco chude, niczym kościotrupy. Weszły na most cudaczny, kaczym chodem. Małe oczka świeciły w półmroku na mrożący krew w żyłach żółty kolor.
Wyciągnąłem zza pleców dwuręczny miecz, szykując się do walki. Woźnica, który chowa się pod swoim roztrzaskanym wozem, jęczy cicho z przerażenia. Cholerny głupiec, zwróci na siebie ich uwagę. Pierwszy ze skurczybyków nagle rzucił się na mnie z prędkością, o jaką nie można było go z początku podejrzewać. Bez trudu odrąbałem mu głowę, martwe ciało jeszcze chwilę w konwulsjach rzucało się na drodze. Dwa następne stwory, bo było ich w sumie trzy, rzuciły się na mnie chórem - coraz bardziej inteligentne te bestie. Kiedy z nimi skończyłem, czułem tylko lekkie pulsowanie na gardle - nic szczególnego, zwykłe zadrapanie. Pewnie nawet jad się nie zdążył dostać do krwiobiegu. Na pewno.
Podałem rękę przerażonemu mężczyźnie.
- Dziękuję, panie, dziękuję...dam, co obiecałem - płaszczył się przede mną
- To miało być czterdzieści... - przypomniałem mu
- A nie trzydzieści? O...panie, ranniście! - wskazał na moją szyję.
Machnąłem na to ręką, wyciągając kupca spod wozu.

***

- Czterdzieści, czterdzieści pięć...- wyliczałem głośno, wrzucając pieniądze do sakiewki.
No, jeśli mądrze będę tym rozporządzał, starczy do końca tygodnia.
Z trudem powstrzymałem się od odchylenia bandaża i podrapania rany. To tak cholernie swędzi. Ale jad na pewno i tak się nie dostał, leżałbym teraz półżywy w gorączce. Wstałem, podpierając się o stół, nagle zakręciło mi się w głowie. No, czas coś zjeść. Zarzuciłem na siebie płaszcz i wyszedłem z karczmy, w której mam nocleg. Popołudniowe światło oślepiło mnie, przez co o mało nie wpadłem pod kopyta konia. Ruszyłem w stronę rynku, tam zawsze jakiś kupiec gotów zniżyć cenę, byle sprzedać wczorajszą rybę. Przeliczyłem się, z trudem szedłem. To na pewno osłabienie...albo jad. Cholera, nawet nie wiem, gdzie w tej części Merkez jest apteka. Usiadłem pod jakimś murkiem, żeby odrobinę odpocząć. Zaraz wstanę i...

[Fufu? Ratuj? XD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz