piątek, 29 grudnia 2017

Od Rahelii do Elanrina

 Kobieta z niecierpliwością czekała, aż jej brat przetworzy podane mu informacje. Cała ta sytuacja nawet ją bawiła, ale bądźmy szczerzy, kto nie byłby zirytowany, kiedy tak bliska osoba nie jest w stanie cię rozpoznać? Nawet jeśli Elandrin jedynie się z nią droczył, w tej chwili niezbyt jej się to uśmiechało. Nie po tylu latach. Bo naprawdę nie wiedziała, czy tylko udaje, czy też rzeczywiście o niej zapomniał. 
W końcu mężczyzna cicho cmoknął. Świst nabieranego powietrza dotarł do jej uszu. Młodzieniec rozłożył ramiona, jakby chciał objąć cały świat, a nim tropicielka zdała sobie z tego sprawę, to ona znajdowała się w jego niedźwiedzim uścisku. Oczy rozbłysły jej w zdumieniu. Przez chwilę obawiała się nawet, czy kości nie zdążą popękać, nim brat odstawi ją na ziemię. Jeszcze chwilę temu jedynie przyglądał się jej twarzy, a teraz nie potrafił utrzymać w sobie radosnego śmiechu. 
— Wydaje mi się, czy urosłaś trochę? — kuglarz odsunął od siebie dziewkę, na długość ramion i porównał odległość od jej czubka głowy do swojej. — Nie, jednak nie. Za mało mleka piłaś młoda damo. — Oznajmił z szelmowskim uśmieszkiem na ustach. 
Zaledwie sekundę Rahelia stała oszołomiona nie wiedząc jak zareagować i tylko wpatrywała się w niego z rozdziawionymi ustami. Zaraz jednak jej twarz wypełnił iście dziecięcy grymas buty. Brakowało tu tylko założenia rąk pod piersią i mocnego tupnięcia stopą o podłoże. 
— Piłam wystarczająco! — Burknęła zawzięcie, a część włosów opadła jej na oczy, wyplątując się z grubego warkocza. — To nie moja wina, że cała reszta rodziny postanowiła udawać jakieś olbrzymy! 
— Oczywiście... — kuglarz mruknął z powątpiewaniem. Wątły uśmieszek i błysk w oku rozświetlały jednak jego osobę. 
Młoda panna zaraz się rozchmurzyła i wybuchła serdecznym chichotem. Jakby sam widok twarzy swojego rozmówcy tak ją bawił. W końcu byli na tyle blisko, że z łatwością widziała każdą zmarszczkę ciągnącą się z kącików uśmiechniętych oczu. Każdy detal skóry, miejsca, w których wyrastała zgolona teraz dokładnie broda. Może to rzeczywiście cały ten głupkowaty wyraz twarzy oraz komiczny ubiór tak bardzo ją cieszyły?
Czarnowłosa ścisnęła ponownie elfa, wtulając się w jego ciało i nie przestając ciągle się przy tym uśmiechać. Zmienił się. Musiała to przyznać. Zdaje się, że odnalazł siebie. Mogła to zauważyć jeszcze wtedy, gdy uważnie przyglądała się jego drugiemu przedstawieniu. Wręcz ociekał wtedy dumą. Widać było, że dobrze czuł się przed swoją widownią, a nawet był dumny z tego, co pokazywał ludziom.
— To takie stroje nosi się teraz na świecie? — prychnęła śmiechem, chwytając materiał kamizelki z ponaszywanymi, błyszczącymi i pełnymi kolorów zdobieniami.  
— A spróbuj powiedzieć, że mi nie pasują. — Mężczyzna burknął nad jej głową z udawaną groźbą. 
— Nie pasują! Ałć! — Jęknęła czując szarpnięcie za włosy. Oddała bratu natychmiastowo, naskakując na jego stopę. 
Młodzieniec syknął lekko i poluźnił swój uścisk, co elfka wykorzystała odskakując w tył. Przyjęła jedną z form obronnych, którą nauczył ją towarzysz, niedługo po ich ucieczce z rodzinnego domostwa. Twarz dziewczyny wypełnił szelmowski uśmieszek. Aidan zmierzył ją wyzywającym spojrzeniem. 
— Wciąż się nie nauczyłaś — cmoknął z powątpiewaniem. — Odsłonięty bok. 
Zawahała się przez chwilę. Tyle właśnie wystarczyło, by Aidan pokonał niewielki dystans. Panienka nie zdążyła zareagować w żaden sensowny sposób. Jedynie jakiś nieokreślony zamach rękami, jakby to miało ją obronić. Krzyknęła cicho, kiedy elf złapał ją i objął pod brzuchem pochylając głowę w stronę ziemi. Znajdowała się teraz pod ramieniem brata. 
— Elandrin! — Krzyknęła bardziej zaskoczona niż zła. 
Próbowała jakoś uratować się z uścisku brata, ale i tak doskonale wiedziała, że jest już na przegranej pozycji. Niemal nie mogła się ruszyć, a podłożenie bratu nogi nie przynosiło efektów. Był silniejszym przeciwnikiem i zdecydowanie lepiej trzymał się w tej chwili gruntu. W przeciwieństwie do elfki, której palce u stóp ledwie sięgały ziemi. Nagle duża dłoń brata opadła na jej głowę i silnie zaczęła ocierać jej potylicę, przez co włosy powychodziły z warkocza i zmierzwiły się niczym kupka świeżo przerzuconej słomy.
— Elandrin! Hej, hej, przestań! — szarpała się najsilniej jak tylko mogła, pod silnym chwytem brata. Od ciągłego śmiechu dodatkowo rozbolał ją brzuch i policzki. — Eleeek!
I to był ten moment. Nimfetka uniosła głowę ponad uliczny pył, na skrzynie, które akurat znajdowały się teraz prosto przed nią. Jej ciało zesztywniało, a źrenice rozszerzyły się, emanując blaskiem. Na drewnie siedziała czerwono pióra ptaszyna o smukłej sylwetce i nieco wydłużonej szyi. Przyglądała się rodzeństwu złotymi oczami, przechylając przy tym swój orli dziób w bok. Długi ogon zwracał uwagę. Mienił się w wielu kolorach na wydłużonych piórach. Niebieskie i złote, zielenie i fiolety. Czerwieni również nie brakło. 
Rahelia chwyciła trzymającą ją pod brzuchem dłoń Aidana i jak w transie ją odtrąciła. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, kiedy kuglarz poluźnił uścisk i ją wypuścił. Błyskawicznie rzuciła się do pięknego stworzenia, dłońmi łapiąc mocno za brzeg skrzyni. Skrzek. Feniks był tak zaskoczony gwałtownym zbliżeniem, że rozłożył szeroko skrzydła, kilkukrotnie poruszając nimi w powietrzu. Niefortunnie wydobyły się z nich również iskry, które opadły na prawą dłoń tropicielki. Kobieta syknęła cofając się minimalnie. Zmierzyła zwierzę spod zmrużonych powiek, po czym na powrót rozluźniła mięśnie twarzy. Dmuchnęła jedynie w poparzone miejsce od nadgarstka do knykcia. 
— Spokojnie — zaczęła zbliżając się ponownie, tym razem powoli do stworzenia. Jej głos był uspokajający — przepraszam. Nie chciałam cię przestraszyć. 
Młoda dama niezwykle zainteresowała się stworzeniem. Pierwszy raz widziała takiego ptaka. Słyszała wcześniej o feniksach, a także widziała różne ich szkice, jednak wciąż nie była pewna, czy aby napewno to jeden z nich znajdował się teraz przed nią. 
Cichy śmiech przywrócił ją na ziemię. 
— Asha, to jest Rahelia, moja siostra, Rahciu, to jest Asha — elf przedstawił sobie dziewczęta. 
Czarnowłosa przenosiła promienną twarz od brata do zwierzęcia. Nawet jeśli to drugie nie wyglądało na zachwycone, a może nawet było obrażone, nie zmieniało to dziecięcego wręcz zachwytu kobiety. 
Mogłaby tak nawet zostać na wiele godzin, wpatrując się w ognistego ptaka, gdyby nie nowo przybyła osoba. Ktoś odchrząknął próbując zwrócić na siebie uwagę i z pewnością nie był to kuglarz. 
— Wybaczcie, że przeszkadzam... Wasza praca w przedstawieniu była wspaniała! 
To był... Ten chłopak, który zagrał w przedstawieniu o smoku razem z Rahelią. Czyżby pomyślał, że wybór księżniczki był z góry ustalony w tym wystąpieniu? Rude kosmyki prostych włosów opadały na boki twarzy, tworząc niewielką grzywkę. Gęste piegi podkreślały jasny brąz oczu młodzieńca. Początkowo wydawał się nieco nieśmiały zaczynając rozmowę, zaraz jednak tropicielka pozbyła się tego wrażenia. Chłopak zbliżył się jeszcze kilka kroków, po czym kontynuował swoją wypowiedź. 
— Jeśli byłaby Księżniczka łaskawa — zwrócił się do Rahelii używając teatralnego przydomku i chyląc przed nią w pół — byłbym zaszczycony mogąc zaoferować wspólny obiad. Oczywiście jegomość, oraz jego towarzyszka — tu z pewnością na myśli miał Ashę — także są zaproszeni. Matka z pewnością ucieszyłaby się na takich gości. 
Elfka nie wiedziała co odpowiedzieć. Napewno nie poszłaby sama. Dopiero co spotkała się z Elandrinem, nie miała zamiaru tak po prostu go teraz puścić, żeby zniknął na kolejne trzy lata, bez choć jednej rozmowy. 

<Aidan? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz