piątek, 8 grudnia 2017

Od Lexie do Mirajane



  Jednak gwardzistka przespała się trochę z ostatnimi wydarzeniami. Czuła się bezsilna wobec uporu jej wysokości. A teraz Mirajane stała przed nią z zdeterminowaną miną, żądając powrotu. W duszy Lexie mieszały się sprzeczne uczucia i ostatecznie wygrała jej służbowa natura. Z jej twarzy spełzły wszelkie emocje. W końcu kim ona jest, by sprzeczać się z księżniczką, której nawet nie była w stanie obronić przed nią samą? Skłoniła się głęboko.
- Niech więc będzie, jak sobie wasza wysokość życzy – powiedziała beznamiętnym głosem, a gdy się wyprostowała, spuściła wzrok, by nie patrzeć na swoją panią. Odwróciła się na pięcie, by podejść do drzwi i bez słowa je otworzyła, zapraszając gestem Mirajane, by wyszła na zewnątrz.
- Nie będziesz się sprzeciwiać? – spytała księżniczka, nieco zdziwiona.
- Skoro taka wola waszej wysokości – odpowiedziała gwardzistka chłodno.
- Świetnie! – stwierdziła wreszcie Mirajane i ruszyła ku otwartym drzwiom.
  Kilkanaście minut później dziewczyna jechała powoli na koniu, z kapturem zarzuconym na głowę, a gwardzistka maszerowała przy niej. Nie dała się namówić na wspólną jazdę i nadal unikała wzroku swojej pani, wpatrzona czujnie w otoczenie, by nie przegapić żadnego zagrożenia. Jednak miasto było spokojne i nic nie wskazywało na to, że coś niedobrego dzieje się na zamku. W głowie gwardzistki kotłowały się myśli, czy aby wpierw nie powinny dowiedzieć się więcej przed powrotem, jednak nie śmiała ponownie sprzeciwiać się księżniczce. Wmawiała sobie, że wreszcie postępuje słusznie i że jej wysokość jest dorosłą, odpowiedzialną kobietą, która najlepiej wie, co należy uczynić.
  Cisza między nimi się przeciągała i mimo otaczającego ich zgiełku, zaczynała być uciążliwa. Wreszcie Mirajane uczyniła wysiłek by coś powiedzieć, gdy gwałtownie jej koń się spłoszył i wierzgnął dziko, robiąc zamieszanie na ulicy. Ludzie odsunęli się od wierzchowca, a Lexie zareagowała błyskawicznie łapiąc wodze ogiera i osadzając go w miejscu. Tłum tylko przez chwilę wykazał zainteresowanie sprawą, bo już kilka sekund później rzeka ludzi płynęła tak samo, jak przed tym wydarzeniem.
- Nic się waszej wysokości nie stało? - spytała gwardzistka, podchodząc bliżej boku wierzchowca i spoglądając w górę na księżniczkę. 
- Nie - odpowiedziała Mirajane, spinając lekko Aresa lejcami. - Nie widziałam, co go spłoszyło, więc nieco mnie zaskoczył.
- Ja również - przyznała Lexie, ruszając powoli koło boku wierzchowca, poważnie zaniepokojona. Nie było żadnych znaków, zwiastujących niebezpieczeństwo, a jednak wydarzyło się coś niepokojącego.
  Ares również wyglądał na niespokojnego. Kładł uszy po sobie i strzelał oczami na lewo i prawo.
  Jednak nie wydarzyło się już nic więcej, nim obie dziewczyny nie znalazły się może przecznicę od zamku, gdzie zatrzymały się na chwilę w bocznej uliczce, by omówić najbliższe plany.
- Miasto wydawało się spokojne - zauważyła Mirajane, zeskakując z konia i rzucając jego lejce luzem.
- Tak, wasza wysokość - przyznała lakonicznie Lexie.
- Wiem, że nie jesteś zachwycona moimi postanowieniami, jednak nie mogę postąpić inaczej. - Księżniczka westchnęła, patrząc na sztywno wyprostowaną gwardzistkę. Zapewne zastanawiała się, czy ta właściwie się na nią dąsa w ten specyficzny, skrajnie formalny sposób.
- Oczywiście, wasza wysokość - odpowiedziała tylko strażniczka, beznamiętnie.
- Więc, zrobimy tak - ciągnęła zdeterminowana Mirajane. - Ja...
  Nie dokończyła, bo otworzyły się drzwi, prowadzące do zaułka i prawdopodobnie z zaplecza jakiejś gospody wypadł młody chłopak, śmiejąc się wesoło do kogoś w środku. W rękach niósł balię z brudną wodą. Gdy zauważył dziewczyny wyglądał na zaskoczonego. Widać nie spodziewał się nikogo spotkać w tym zaułku.
  Gwardzistka obrzuciła go badawczym spojrzeniem, jednak wyglądał zwyczajnie. Był przeciętnego wzrostu, piegowaty o jasnych, krótkich włosach, opadających na twarzy i zakrywających oczy. Lexie zmarszczyła brwi. Jak się lepiej przyjrzeć okazywało się, że grzywka zakrywała tylko jedno oko, bo drugiego nie było na jego właściwym miejscu.
  Zaskoczony był tylko przez chwilę, znacznie krótszą, niż trwała reakcja którejkolwiek z dziewczyn. Wylał nieczystości na ulicę i postawił wiadro w przejściu, po czym podbiegł do nieznajomych.
- Dzień dobry! - zawołał, uśmiechając się. - Pewnie panie szukają wejścia do karczmy i przypadkiem zbłądziły ze złej strony! Proszę ze mną, ja panie zaprowadzę. Wejście jest oo tam! 
- Nie mamy na to czasu - zaprotestowała ostro Mirajane, jednak dzieciak był nieustępliwy.
- Niech pani się nie da prosić, wpaść na chwilę do gospody jeszcze nikomu nie zaszkodziło. A pani jest blada. Bardzo blada. Musi pani dużo jeść, bo inaczej to się może na pani zdrowiu od... od... pokazać - wyszczerzył się wesoło ujawniając rzędy brudnych, ale całych, zębów. - Wyglądają panie na przyjezdnych. W nowym mieście dobrze jest zasięgnąć języka. A gdzie lepiej jest zasięgnąć języka, jak w gospodzie? Proszę pani, zapraszam, zapraszam!
- Odejdź szczylu, słyszałeś, że nie mamy czasu. - Lexie wystąpiła przed swoją panią i spojrzała groźnie z góry na dzieciaka.
- A więc nie są panie zainteresowane tym, co wydarzyło się na zamku? - zagadnął chłopak niewinnie. - Byłem tam, gdy król wrócił. Nie był zachwycony - paplał - a księżniczka Mirajane ponoć została znaleziona martwa!
(Mirajane? Plot twist! XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz