Rozległa równina rozciągała się po horyzont po obu stronach drogi. Zielone łąki, a na nich stada krów. Typowy krajobraz dla tej części Nelayanu. Titsho była w drodze już drugi dzień, na wieczór miała dotrzeć na miejsce. Siedząc w karocy wachlowała się próbując się ochłodzić i co jakiś czas próbowała złapać irytującą ją muchę.
Ubrana była w piękną, zwiewną suknię w kolorze piasku, a włosy miała spięte w kok, ze wplecionymi, żółtymi kwiatami. Wyglądała nad wyraz ślicznie idealne rysy twarzy i gęste rzęsy tylko jeszcze bardziej ją ozdabiały. Naprzeciw niej, tyłem do kierunku jazdy siedziała starsza dama wykonując robótkę.
- Hildo, daleko jeszcze? - spytała dziewczyna, wachlarzem opędzając muchę.
- Niebawem dojedziemy na miejsce, wasza margrabiowska wysokość. - oznajmiła staruszka. - Morze jest już niedaleko.
- Powtarzasz to po raz dziesiąty! - prychnęła Titsho. - Gdyby mój łaskawy ojciec nie zagwarantował ci nietykalności, na ostatnim postoju kazałabym cię wychłostać!
Hilda pozostawała niewzruszona na tę groźbę. Jeszcze bardziej zdenerwowana dziewczyna odwróciła się do okna i zaczęła liczyć krowy. Zabijała tym sposobem czas od dobrych kilku godzin.
- Dwieście dwadzieścia, dwieście dwadzieścia jeden, dwieście dwadzieścia dwa, dwieście... - liczyła po około godzinie na głos. - Agh! To bez sensu! Stangret! Stać!
Powóz zatrzymał się, a po chwili dziewczyna wysiadła i wyszła na zewnątrz. Od razu podbiegł do niej jeden ze służących, którzy jechali na powozie.
- Czy wasza margrabiowska wysokość dobrze się czuje? - spytał troskliwie.
- Wody! - zażądała dziewczyna. - I proszę podać mi rzetelne informacje na temat drogi jaka została.
W mgnieniu oka przyniesiono jej bukłak, a ta od razu zaczęła pić. W tym samym czasie służący tłumaczył:
- Jesteśmy niedaleko nadmorskich włości i jestem niemal pewien, że dojedziemy do stolicy jeszcze przed zachodem słońca.
- Jeżeli twoje słowa okażą się nieprawdą, rozważę ucięcie ci palców - oznajmiła dama, po czym dwa razy obeszła powóz i ponownie do niego wsiadła.
Przez resztę drogi starała się myśleć o ostatnich wydarzeniach. Księżniczka Fufuzani zniknęła! To była okropna wiadomość! Jej najlepsza przyjaciółka nie mogła od tak zniknąć! Przez dłuższy czas Titsho myślała, że stało się coś strasznego, że dokonano zamachu, albo porwania. Potem jednak doszły ją wieści, że księżniczka mogła uciec. Tylko, że to wszystko nie miało sensu! Po co miałaby uciekać? Gdzie mogłaby się ukryć? Titsho martwiła się o przyjaciółkę. Choć od lat ich przyjaźń wisiała nad krawędzią przepaści, jednak wysyłały sobie ten jeden list na pół roku. Poza tym margrabianka nie miała innych przyjaciółek. Dlatego jej zmartwienia były tysiąckroć większe.
Kiedy tylko przyszła wiadomość o zniknięciu Fufu, pan Revethode od razu pojechał do stolicy. Przebywał tam od dłuższego czasu i nagle wezwał do siebie córkę. Nie było żadnych wyjaśnień. Po prostu rozkaz "Titsho ma przyjechać do stolicy!". Rozkazom ojca nie wolno się sprzeciwiać, dlatego zaraz spakowano ją i wyruszyła w męczącą podróż. Nienawidziła podróżować. Często od długiej jazdy bolały ją plecy, mdliło ją i musiała spać w jakichś obskurnych zajazdach dla biedoty. Choćby nawet jechała złotą karocą z jedwabnymi posłaniami to i tak podróży nienawidziła.
Po dłuższej chwili myśli dziewczyny zaczęły krążyć wokół jej wezwania. Titsho miała wrażenie, że może chodzić o zaginiecie księżniczki, ale gdyby o to chodziło wezwano by ją od razu po jej zniknięciu. Nie, tu musiało iść o coś głębszego, poważniejszego.
- Miasto na horyzoncie wasza miłość! - Wołanie służącego wybudziło margrabiankę z transu.
- Nareszcie! - zawołała i wyjrzała przez okno karocy. Słońce powoli zachodziło, ale jeszcze cały jego krąg był widoczny. Jej służący miał szczęście. Zdążyli na czas.
Po przejechaniu miasta główną drogą, powóz zaczął wjeżdżać na klif, na którym znajdował się imponujący zamek. Jego wieże były widoczne z naprawdę daleka, a solidna zabudowa czyniła z niego niezdobytą twierdzę. Wiele razy Nalayan łupiono lecz zamku nigdy nie zdobyto. Mawiano, że potężne mury chroni magia morskich istot, które na życzenie jednego z Wielkich wzniosły mury cudownego budynku. Czy to prawda? Tego nie wiedział nikt. Pewne było to, że zamczysko chroni magia nieznana nikomu innemu.
Powóz wjechał na dziedziniec. Zaraz zbiegłą się służba, by powitać młodą damę. Z powodu wieczornego chłodu Titsho zarzuciła na siebie pelerynę. Kiedy wysiadła od razu rozejrzała się po dziedzińcu. Bardzo się nie zmienił od czasu, kiedy wyjechała. Pochodnie paliły się na loggiach, dzięki czemu było jasno, a zamek tętnił życiem. Służba od razu zabrała się do zdejmowania bagaży, a dwie młode służące podeszły do Titsho i uniżenie poprosiły ją, aby poszła za nimi.
Zaprowadziły dziewczynę do zamkowej łaźni, gdzie miała się odświeżyć po podróży. Nie wzgardziła kąpielą. Bardzo lubiła się myć w ciepłej wodzie. Relaksowało ją to, a po każdej kąpieli czuła się piękniejsza i spokojniejsza.
W trakcie kąpieli do łaźni weszła pewna starsza służąca, o pulchnych kształtach i brzydkiej twarzy.
- Po kąpieli zostanie panienka zabrana do sypialni - powiedziała skrzekliwym głosem. - Jutro z rana czeka panienkę audiencja u króla, służka panienkę obudzi.
Nie przypadło Titsho do gustu nazwanie jej po prostu "panienką", a nie "jej margrabiowską wysokością" lub "jej miłością", jak zwykli to robić jej służący. Postanowiła jednak nie psuć sobie chwili rozkoszy i puściła to tej wiedźmie płazem. Skrzyczy ją innym razem.
- Chciałabym się spotkać z ojcem. - oznajmiła służącym, gdy te wycierały ją po kąpieli.
- Wasz ojciec, margrabianko, spotka się z tobą jutro podczas audiencji. - wyjaśniła służąca o pięknych, brązowych włosach. Wyglądała na bystrą dziewczynę. Na oko Titsho mogła mieć góra dwadzieścia pięć lat.
- Rozumiem - odpowiedziała. - Cóż, będę musiała poczekać do rana. Którą z was przydzielono mi do pomocy?
- Mnie, wasza miłość - mruknęła skromnie ta sama dziewczyna.
- Cieszę się - prychnęła Titsho, niby niechętnie. - Masz jakieś imię, czy mam na ciebie wołać "dziewko"?
- Filber - powiedziała.
Po chwili Filber i inne służące ubrały Titsho w nową, nocną koszulę i otuliły ją ciepłym płaszczem, aby podczas prowadzenia do komnaty jej nie zawiało. Bardzo podobał się margrabiance ten sposób traktowania. Lubiła, gdy ktoś się o nią troszczył. A szczególnie służące. Ich troska wynikała z przymusu, ale lubiła, gdy myślały o czymś, o czym inne służące na ogół szybko zapominały.
Titsho miała spać w komnacie dla gości rodziny królewskiej. Było to średniej wielkości pomieszczenie, jednak nie potrzebowała większego. Była tak zmęczona całym dniem, że szybko zasnęła.
Następnego ranka, zgodnie z obietnicą obudziła ją Fliber. Wraz z dwiema innymi służącymi ubrała Titsho w jej elegancką suknię, którą przywiozła i zabrała się za czesanie margrabianki, podczas gdy pozostałe służki zajęły się jej makijażem. Musiała się ładnie prezentować przed królem.
Gdy skończyły Titsho przejrzała się w lustrze. Miały prawdziwy talent. Wyglądała tysiąc razy lepiej, niż kiedy malowały ją jej służące. Zadowolona postanowiła, że po audiencji każe im wypłacić trzy razy tyle, ile powinny dostać. Warto mieć tak sprawne służące po swojej stronie, zwłaszcza, że są królewską służbą. Kto wie, czy ich wiedza i umiejętności nie okażą się kiedyś przydatne?
Gotowa dziewczyna została przejęta przez tę wstrętną, starą służącą. Przy pierwszej okazji Titsho zbeształa ją za nazywanie jej tylko "panienką", co więcej kazała jej siebie nazywać za każdym razem "jej szlachetną cnotliwością margrabianką". Służąca łamała sobie ciągle na tym tytule język, ale musiała tak mówić, bo nie mogła więcej obrażać możnej damy.
Sala audiencyjna, czy jak kto woli tronowa nie zmieniła się od lat. Wszechobecny kolor niebieski przywodził na myśl lodowe pustkowie, lub morskie głębiny, których w ogóle nie przypominały terenów Nalayanu. Kraina przywodziła na myśl ciepłe miejsca, przez wszechobecną zieleń, złociste plaże. Choć jesienią i zimą klimat się ochładzał, przez resztę roku w Nalayan było ciepło i przyjemnie. Dla Titsho wygląd sali zawsze był zagadką. Może miała ochładzać spoconych gości krainy? A może miała zaskakiwać? Tajemnica. Odwieczna tajemnica.
Na niebieskim tronie siedział podparty na łokciu król, a obok niego stało dwoje mężczyzn. Jednym z nich był Axyriel, królewski doradca dworski. Był człowiekiem uczonym i doświadczonym. Szanowali go wszyscy w królestwie. Drugim był margrabia Revethode, ojciec Titsho. Na dworze zawsze pełnił rolę doradcy króla w sprawach wojny. Dlatego miał wielki autorytet wśród wielu mieszkańców Nalayan.
- Kłaniam się uniżenie, wielki władco, najlepiej nam panujący, jaśnieoświecony* Królu Mavuto Skkaringu - oznajmiła dziewczyna wykonując zgrabny ukłon. - Witam także i was uczony lordzie Axyrielu i was także, miłościwy ojcze.
- Widzę Troście, że twoja córka nadal nie skąpi nikomu przymiotów - powiedział lord Axyriel, serdecznie uśmiechając się do margrabi.
- Zaiste przyjacielu - odparł, ale szybko umilkł, ponieważ król uciszył go gestem. Po chwili władca wstał i podszedł do Titsho. Dziewczyna zadrżała, nie do końca rozumiejąc, o co może chodzić władcy.
- Droga Titsho - powiedział spokojnym tonem. - Czy ty jesteś wierna Nalayanowi?
- Oczywiście, jaśniepanie - odpowiedziała nieco niepewnie.
- Dobrze - mruknął król. - A czy zależy ci na tym, aby nasz kraj żył spokojnie i w pokoju?
- Ależ tak! - odpowiedziała już nieco pewniej. - Urodziłam się w świecie wolnym od rozlewu krwi i nienawistnej wojny i w takim pragnę w przyszłości umrzeć.
- Cieszą mnie twe słowa - powiedział władca wracając na swój tron. - Ciężkim ciężarem jest dla mnie brzemię pokoju z Merkez. Latami niszczyli naszą krainę, a my nie pozostawaliśmy im dłużni. Obawiam się, że nasze przymierze może niebawem upaść.
- Niech Wielcy czuwają, aby się nie stało - mruknęła dziewczyna. - Dlaczego mi o tym mówisz, o wielki królu?
- Potrzebuję swoich oczu w Merkez - powiedział król. - Kogoś, komu mogę powierzyć tak ważną misję i zaufać, że zostanie wypełniona poprawnie.
- Margrabia Revethode polecił mi Ciebie, Titsho - powiedział Axyriel. - Zaklinał się, że możemy ci zaufać.
- Ale... Ale dlaczego ja? Czemu nie wyślecie jakiegoś szpiega, lub rycerza? Ja jestem damą, margrabianką! Jakim cudem mam szpiegować władze Merkez? - zawołała oburzona Titsho.
- Właśnie dlatego poleciłem ciebie - oznajmił chłodno jej ojciec. - Nikt nie będzie podejrzewał kobiety. Macie szersze możliwości niż my. Poradzisz sobie z tą misją.
- Dostaniesz fałszywe dokumenty - odezwał się znów król. - Pamiętam cię jeszcze jako dziecko, jak razem z moją córką i innymi dziećmi wystawialiście przedstawienie. Jesteś doskonałą aktorką. Łatwo odnajdziesz się w nowej roli.
Król gestem dłoni zasygnalizował coś Axyrielowi, który wyciągnął spod płaszcza kopertę i podszedł do Titsho.
- Na tej kartce jest wszystko, co powinnaś wiedzieć o swojej nowej tożsamości. Naucz się tego na pamięć. Nie możesz niczego pomylić!
- Wyruszysz jutro rano - oznajmił margrabia Revethode. - Zapowiedzieliśmy przybycie hrabianki Sophii Valdez w ciągu najbliższego tygodnia. Powinnaś się już spakować.
- Kim jest Sophia Veldez? - zapytała niemrawo Titsho.
- To od teraz ty - odparł. - Dasz sobie z tym radę. Całe królestwo pokłada w tobie nadzieję.
- Postaram się go nie zawieść - oznajmiła dziewczyna.
- Zatem dziękujemy - rzekł król. - Możesz odejść.
Titsho już miała się odwrócić, kiedy jednak przypomniała sobie o czymś ważnym. Nie dawało jej to od dawna spokoju.
- Z całym szacunkiem, wasza królewska wysokość, ale czy mogę jeszcze o coś spytać? - powiedziała nagle, jeszcze raz się kłaniając.
- Słucham uważnie, drogie dziecko - powiedział król.
- Od miesięcy martwię się o księżniczkę i słucham tylko niemrawych plotek na temat tego, co się z nią stało - powiedziała dziewczyna. - Wiele wieści, jakie mnie doszły martwi mnie tylko jeszcze bardziej. Chciałabym wiedzieć, co tak naprawdę się stało.
Nastała chwila ciszy, podczas której obaj doradcy patrzeli na zamyślonego króla. Po chwili władca wyprostował się i oznajmił:
- Wróżki mówią, że moja córka żyje. Musiano ją zatem porwać lub sama uciekła.
- Ale ta druga opcja wydaje się być nierealna! - zawołała Titsho, nieco zapominając o etykiecie. - Po co miałaby uciekać? W zamku jest wszystko, czego można zapragnąć!
- Może właśnie to ją irytowało? - odezwał się Axyriel. - Może chciała uciec od tego przepychu? Albo bała się swoich obowiązków? Nie wiemy, ale to możliwe. Jednak nie martw się, nasi szpiedzy przeszukują każdy kawałek królestwa, aby ją odnaleźć.
- A jeżeli jest za granicą? - zapytała dusząc płacz.
- Tam także mamy swoje mniejsze dojścia - oznajmił Axyriel. - Księżniczka szybko się znajdzie. Albo zrozumie swój błąd i wróci sama.
Kilka godzin później Titsho leżała na posłaniu w swojej komnacie i uczyła się swojej nowej tożsamości. Sophia Valdez urodziła się w Nalayan i pochodziła z pozamałżeńskiego związku hrabiny Isis Okade i hrabiego Dylana Valdez z Merkez. Jej matka zmarła przy porodzie, a całe życie wychowywał ją wuj. W rzeczywistości owa hrabina naprawdę zmarła w podobnych okolicznościach, a z nią jej dziecko. Jej brat jest zamieszany w spisek i będzie pomagał Titsho w misji. Nieprawdą w całej tej historii jest to, że tamtych dwoje miało romans. Przynajmniej nie ma na to dowodów. Jednak nikt, kto mógłby to podważyć już nie żyje, ponieważ sam hrabia zmarł kilka miesięcy temu. Jego domniemana córka miała być wychowywana w świadomości tego, czyim jest dzieckiem, a jej ojciec miał o tym wiedzieć, ale zachowywał to przed rodziną w sekrecie. Teraz po jego śmierci Sophia ma wyprowadzić się od wuja i zamieszkać u ciotki, siostry ojca. Ona nic nie wie o spisku, jest zwykłą mieszkanką Merkez. Wdową, ma dwóch dorosłych synów.
Całość wydawała się być na pierwszy rzut oka nieco zakręcona, ale w miarę czytania Titsho rozumiała coraz więcej. Sophia ma wszystko. Dokumenty, świadków, powóz, służbę... No właśnie. Sophia przyjedzie do swojej ciotki ze służącymi. Muszą to być ludzie dobrze obeznani z całym planem. Ciekawe ile osób jest w tym spisku?
Resztę nocy dziewczyna spędziła na czytaniu w kółko swojego nowego życia. Do rana była wyuczona na pamięć. O świcie wsiadła w nowy powóz, wielce niezadowolona z kolejnej podróży. Wraz z nią jechać miała Filber i jeszcze jedna służąca. Do tego jeszcze woźnica i jakiś strażnik.
Titsho była bardzo zmęczona po nieprzespanej nocy, więc od razu zasnęła w drodze.
* - kto zna, ten zna xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz