wtorek, 15 stycznia 2019

Od Crylin

Minęły trzy dni od rozpoczęcia mojej misji, ale nareszcie udało mi się ją wykonać i wrócić po zapłatę. Przez ten czas musiałam dać siostrę pod opiekę sąsiadce, która jak zawsze nie miała z tym problemu. Nie lubiłam zostawiać Arii samej, ale musiałam, aby zagwarantować jej dach nad głową. Spokojnym krokiem kierowałam się do karczmy, z której już od dłuższego czasu wykonywałam zlecenia obcych mi ludzi. W myślach wyklinałam paskudną pogodę. Zdecydowanie pory deszczowe nie odpowiadały mi przez ograniczoną widoczność. Kiedy jednak dostrzegłam charakterystyczny znak tawerny, w głębi duszy cieszyłam się, że w końcu otrzymam zapłatę. Poprawiłam czarny materiał chusty na twarzy i otworzyłam agresywnie drzwi. Przez chwilę przyglądałam się otoczeniu, by zaraz później dumnie ruszyć w stronę barmana. Usłyszałam, jak dźwięki burzy cichną w towarzystwie skrzypiących drzwi. Usiadłam wygodnie na krześle, wyciągając z sakiewki monety, które niedbale rzuciłam na blat. Brązowowłosy karczmarz szybko zebrał pieniądze i zaczął nalewać mój ulubiony trunek.
- Dość szybko wróciłaś, najwyraźniej misja nie była tak trudna, jak się spodziewałem. – Ciemne tęczówki uważnie przyglądały się potwierdzeniu wykonanej misji, którym tym razem była poplamiona krwią księga.
- Pamiętaj, nie robię tego za darmo, dupeur. – Odrzekłam chłodnym tonem, widząc jego lepkie rączki na księdze. Postawił przede mną trunek, wzdychając męczeńsko.
Szybko odsłoniłam materiał chusty i jednym chlustem wypiłam alkohol, który po chwili rozgrzał moje ciało. Po chwili na stole pojawiła się moja zapłata za zlecenie. Szybko zebrałam wynagrodzenie i nie zwracając szczególnej uwagi na otoczenie, zamówiłam kolejną kolejkę.
- Mam kilka nowych ofert, które mogą cię w najbliższym czasie zainteresować. – Machnęłam zachęcająco dłonią, aby mówił dalej. – Jest zlecenie, aby pozbyć się dzikich bestii z obrzeży miasta, albo zabójstwo handlarza podającego się za lekarza i sprzedającego zatrute lekarstwa.
- Gdzie ostatnio widziano tego handlarza? – Spytałam, bawiąc się kieliszkiem.
- I tu jest właśnie problem. Wiadomo tylko, że przebywa gdzieś w tym państwie, jako doktor Alberto.
- Biorę!
- Haha, przecież ta ślepa kura nie złapałaby tego doktorka, jakby przeszedł jej przed nosem. – Kpiący śmiech rozbrzmiał obok mnie.
- Oj chłopie, rzucasz sobie gwoździe pod nogi. – Ostrzegł wstawionego kolegę, wiedząc, jak to się skończy.
- Chyba żartujesz, co mi może zrobić ślepa baba? – Otwartą dłonią walnął w blat. Wykorzystując chwilę, wyciągnęłam z pochwy cienkie ostrza i rzuciłam tak, aby wbiły się pomiędzy trzema palcami chłystka. Następnie wbiłam swoje przedłużone kunai między nogi najemnika kilka centymetrów od jego przyrodzenia. Nie musiałam nawet przekręcać głowy w jego stronę, by idealnie trafić w wyznaczone miejsca.
- Ferme ta gueule. – Z moich ust wydobyły się spokojne, a zarazem chłodne słowa.
- Ostrzegałem. – W pubie rozbrzmiał melodyjny głos właściciela.
Znudzona atmosferą, podniosłam się z wygodnego krzesła, ówcześnie chwytając i zwijając zlecenie w rulon. Wychodząc z budynku, ponownie nałożyłam na twarz materiał. Pośpiesznie ruszyłam w stronę domu, sprawdzając, czy przypadkiem ktoś mnie nie śledzi. Chciałam jak najszybciej pójść po siostrę, dlatego pośpiesznie rozebrałam się ze stroju roboczego i nałożyłam swoje codzienne ubrania. W drzwiach włożyłam płaszcz, do którego włożyłam naszyjnik z niebiesko-zielonym kamieniem na środku. Zawsze jak znikałam na kilka dni, przynosiłam Arii coś ładnego z podróży w ramach przeprosin. Zmęczonym wzrokiem spojrzałam na porywisty wiatr, niosący ze sobą stado kropli wody. Westchnęłam głośno i pobiegłam pod mieszkanie siwej, starszej kobiety. Głośno zapukałam w jasne drzwi, a już po chwili otworzyła mi zmartwiona kobieta, wpuszczając do środka. Coś mi jednak nie pasowało w jej wyrazie twarzy.
- Dzień dobry, przyszłam po Arie. – Delikatnie uśmiechnęłam się do kobiety, jednak ten szybko zniknął z mojej twarzy, gdy ujrzałam leżącą w salonie siostrę. Cała była pokryta rumieńcami, na głowie leżał zimny okład, a jej ręka była obwiązana bandażem. – Dobry Boże, Aria, co się stało?
Jak najszybciej pobiegłam do siostry i złapałam za rozpalony policzek.
- Dziś rano, powiedziała, że wieczorem, jak wracała z koleżanką, ugryzło ją coś w rękę. Początkowo myślałam, że to nic poważnego, ale zaczęła dostawać gorączki, a w miejscu ugryzienia, powstał obrzęk. Nie wiedziałam, co mam robić.
- Jest gdzieś w okolicy lekarz dla ludzi? – Spytałam zestresowana, próbując wybudzić białowłosą.
- Nie mam pojęcia, nie jestem człowiekiem.
- Aria, wytrzymaj amour. – Pocałowałam rozpalone czoło siostry i wybiegłam z mieszkania.
Biegłam w deszczu, poszukując kogoś, kto mógłby mi pomóc. Gdybym sama znała się na medycynie, prawdopodobnie nie musiałabym się teraz bać o życie swojej ostatniej rodziny. Miałam wrażenie, że biegłam po opustoszałych drogach wieczność, kiedy w końcu zauważyłam jakąś postać przed sobą.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz