środa, 2 stycznia 2019

Od Te'Yahnny do Misericordii



Niebieska smoczyca, zwinięta w kłębek pod złamanym drzewem, ziewnęła szeroko, budząc się z płytkiego snu. Oblizała się rozwidlonym, wężowym językiem i otworzyła żółte ślepia. Podniosła głowę, by zorientować się w swoim położeniu. Nie spała długo; nadal było ciemno i smoczyca podejrzewała, że dopiero nadchodzi bardzo wczesny ranek. Wstała powoli, wypełzła ze swojej kryjówki i przeciągnęła się jak kot. Wyprostowała na całą długość również swoje lewe skrzydło. Prawe poruszyło się lekko, lecz pozostało przykurczone blisko ciała. Te’Yahnna, bo tak brzmiało imię smoczycy, nawet nie poświęciła mu zbytniej uwagi. Zamiast tego rozejrzała się uważnie, szukając jakiegokolwiek ruchu między drzewami. Szara wiewiórka przeskoczyła z drzewa na drzewo. Dwie wrony poderwały się do lotu. Poza tym cisza i spokój. Te’Yahnna mruknęła cicho, zadowolona. Znajdowała się tuż przy granicy Temeni, więc musiała być ostrożna. Rezydujący tutaj magowie z pewnością pogoniliby ją, gdyby dowiedzieli się o jej istnieniu. Te’Yahnna byłaby skłonna z nimi porozmawiać i przekonać, by pozwolili jej tu pozostać, lecz nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Ledwie znała język wspólny, ponadto magowie, których dotąd spotykała, nie byli zbyt życzliwi.



Smoczyca niespiesznie ruszyła przed siebie. Opadłe, gnijące powoli liście szeleściły pod jej łapami. Unosząca się nad ziemią mgła sprawiała, że gęsty las wyglądał niemal mistycznie. Gdzieniegdzie widać było plamy śniegu, lecz nie było go zbyt wiele – większość osiadła na gałęziach iglastych drzew. Te’Yahnna była jednak niemal pewna, że niedługo czeka ją jakaś śnieżyca. Zima się zbliżała, a właściwie już przyszła, tylko jeszcze nie do końca oficjalnie. Wraz z nią nadchodził znacznie cięższy dla smoczycy czas, czas głodu i jeszcze dokładniejszego ukrywania się. Ślady na śniegu widać bardzo wyraźnie, nie mówiąc już o tym, że śnieg nie chciał się trzymać szafirowej sierści tak dobrze, jak obecne na niej teraz zaschnięte błoto. Większość zimy Te’Yahnna z pewnością spędzi pod górskim stokiem, widocznym w oddali między drzewami. Zaszyje się w jednej z kilku obecnych tam grot i będzie wychodzić tylko, gdy będzie kompletnie ciemno i na tyle późno, by nikomu nie przychodziło do głowy zapuszczać się tak głęboko w las. Porzuciła planowanie swojej strategii na kolejną zimę, słysząc burczenie w brzuchu. Syknęła cicho. Głód był znacznie bardziej naglącą sprawą. Pochyliła głowę, układając ją w jednej linii z grzbietem, i złożyła ciasno skrzydła. To złamane końcówką ciągnęło się po ziemi, pozostawiając na śniegu obok śladów łap również nieregularną linię. Te’Yahnna zwolniła kroku. Jej żółte oczy przesuwały się szybko z lewa na prawo, skanując otoczenie. Gdy zarejestrowały szybki ruch w oddali, smoczyca zatrzymała się. Wyciągnęła szyję. Ruch nastąpił znowu i Te’Yahnna zorientowała się, że patrzy na zająca, stojącego słupka i rozglądającego się równie uważnie, jak ona. Długie uszy zwierzaka poruszały się szybko. Te’Yahnna wysunęła znów język, zastanawiając się. Zające były łatwą zdobyczą, ale tylko pod warunkiem, że podeszło się do nich wystarczająco blisko. Trzeba było być niezwykle cicho, co nie było proste przy rozmiarach smoka, Te’Yahnna miała jednak doświadczenie. Uniosła nieco głowę i poczuła, jak lekki wiatr zwiewa jej długie, delikatne pióra. Skręciła, chcąc podejść do zająca pod wiatr. Sama miała słaby węch, lecz zdawała sobie sprawę, że w świecie zwierząt jest pod tym względem wyjątkiem. Idąc pomiędzy rosnącymi blisko siebie, starymi drzewami, Te’Yahnna cały czas wzrok miała utkwiony w zającu. Szarak obgryzał uschnięty krzak, co jakiś czas przysiadając na tylnych łapkach, by się rozejrzeć. Smoczyca cieszyła się, że jest w większości osłonięta przez grube pnie drzew i młode iglaste krzewy.



Z wielkim zadowoleniem przypadła do ziemi, stawiając łapy bardzo rozważnie i cicho. Zwierzak był już naprawdę niedaleko. Była to odległość na tyle mała, by móc podjąć pościg, ale trzeba jeszcze wykorzystać element zaskoczenia. Te’Yahnna umiała szybko biegać i szybko się zrywać, lecz zające posiadały tę samą umiejętność. Smoczyca siedziała na zgiętych łapach tak długo, że te zaczęły jej drętwieć, lecz nadal nie ruszała się z miejsca. Zając był czujny, kilkakrotnie patrzył w jej stronę, lecz na szczęście dla Te’Yahnny oddzielało ich kilka sporych krzewów. Źrenice Te’Yahnny powiększyły się, gdy zając usiadł na ziemi i zaczął się drapać tylną łapką za uchem. Smoczyca powoli wyprostowała tylne łapy. Szarak podniósł przednie łapki, pochylając łeb i wycierając sobie pyszczek. Te’Yahnna zrobiła powolny, długi krok. Nie podejrzewający niczego zając skończył czyścić długie uszy w momencie, gdy pysk smoczycy wychynął powoli spomiędzy gałęzi dużego jałowca. Ucho zwierzaka drgnęło i biedak odwrócił się w samą porę, by zobaczyć wyskakującą z krzewów niebieską błyskawicę. Nie minął ułamek sekundy, nim zając rzucił się do panicznej ucieczki, ale Te’Yahnna, poruszając się długimi susami, wcale nie była daleko za nim. Wystartowała szybciej, szarak na swoje nieszczęście nie zdążył się rozpędzić. Długie zęby kłapnęły przy tylnych łapach zająca, łapiąc jedną z nich. Zając zdążył ledwie pisnąć, gdy smoczyca zatrzymała się, wzniecając fontannę ziemi i śniegu, i podrzuciła go w górę. Chwyciła go w zęby i już miała połknąć w całości, gdy zamarła.



Przed podejściem do zająca upewniła się kilkakrotnie, że nikogo nie ma w pobliżu. Była wręcz pewna, że jest tutaj sama. Najwyraźniej jednak burczący brzuch zaślepił ją na tyle, że nie zorientowała się, że plama śniegu pomiędzy pobliskimi drzewami wcale nie była plamą śniegu. Była białą, futrzaną kurtką. Te’Yahnna zastanawiała się, jak mogła być tak głupia i tak ślepa, wpatrując się swoimi żółtymi ślepiami w zielone oczy leżącej na ziemi postaci.


(Misericordia?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz