niedziela, 20 stycznia 2019

Od Lexie do Crylin

  Lexie spojrzała na Mer, jakby mówił do niej po Nylajańsku, jednak ten jak zawsze pozostawał niewruszony i nie kwapił się do udzielenia dalszych wyjaśnień.
- Mer, to bardzo... - gwardzistka próbowała znaleźć odpowiednie słowa. - Bardzo... niepokojąca wiadomość. Skąd się o tym dowiedziałeś?
  Strażnik milczał, jednak nie było to zwyczajne milczenie. W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Dziewczynie zjeżyły się włoski na karku. Czasem myślała, że zna Mer lepiej, niż ktokolwiek inny, że może w nim czytać jak w otwartej księdze, wręcz przewidywać jego reakcje, a czasem... wydawało jej się, że jest zupełnie obcą osobą. Tak jak w tej chwili. Dziewczyna westchnęła, nie mogąc znieść ciężaru atmosfery.
- Dobrze, jeszcze raz. Kto. Co. Kiedy - zażądała stanowczo.
- Najemnik. Łzę Oceanu. - Mer na chwilę się zaciął, po czym dodał. - Jutro.
- To wszystko, co wiesz? - Lexie wpatrywała się w niego badawczo. Zbroja zgrzytnęła i hełm poruszył się do góry i na dół. - Skąd? - Gwardzistka spróbowała jeszcze raz. Nie chciała dać za wygraną. Warto było potwierdzić taką informację, zanim postawi całą zamkową straż w stan gotowości, jednak jej towarzysz i tym razem milczał.
- A wy dalej tutaj? Nie mieliście zmienić Thorna i Jassego o 12:00?
  Strażniczka prawie podskoczyła, słysząc przyjacielski głos jednego ze swoich kolegów, który najwyraźniej właśnie skończył swoją zmianę i wybierał się do domu, do rodziny. Lexie rzuciła okiem na klepsydrę poprzedniej zmiany, w której nie było już piasku. Pokiwała głową, obróciła klepsydrę i pociągnęła Mer za sobą na korytarz. W minutę byli na drugim piętrze, pod komnatą księżniczki, która o tej porze jeszcze spała.
- Wybaczcie spóźnienie - mruknęła dziewczyna, gdy zajmowała miejsce Thorna. - Później postawię wam piwo.
- Trzymam cię za słowo - odpowiedział trochę naburmuszony gwardzista i po chwili zniknęli z pola widzenia partnerów. Lexie rzuciła ukradkowe spojrzenie Mer. Mer... nie zrobił nic podobnego i kontynuował wyglądanie jak zawsze - jak zbroja, która została postawiona na korytarzu bez żadnego zamysłu estetycznego czy praktycznego powodu.
  W głowie dziewczyny myśli galopowały jak szalone. Oczywiście, powinna powiedzieć swojemu przełożonemu o tym, co ma się zdarzyć, jednak... co mu powie? Że Mer powiedział... Absurdalne. Nie, na prawdę. Mer, zyskujący taką informację brzmi jak na prawdę słaby dowcip. Przecież nie da się podsłuchiwać będąc wielką i rzucającą się w oczy zbroją. Może jeszcze w zamku by to uszło. Mógł, tak jak teraz, wydawać się martwym przedmiotem. Ale w mieście? Tam na kilometr widać uzbrojonego wojownika, a co dopiero kogoś o posturze Mer. Nie. Nie może o tym powiedzieć kapitanowi. Zajmie się tą sprawą na własną rękę. A Mer... Lexie wyobraziła sobie, jak próbuje przekradać się po zamku, ciągnąc za sobą ten masywny, trzeszczący obiekt stróżujący. Nie. Przynajmniej jedno z nich musi pozostać na posterunku na wypadek, gdyby księżniczce groziło niebezpieczeństwo. No i w razie czego Mer... nie, bądźmy szczerzy. Nikomu nie wyjaśni sytuacji. Nie będzie krył towarzyszki. Prawdopodobnie oleje wszelkie próby nawiązania z nim rozmowy. Zwykle Lexie była jedyną osobą na zamku, z którą ten zakuty łeb gadał. Trochę jej się zrobiło smutno, gdy pomyślała, że pod jej nieobecność gwardzista będzie samotny, jednak szybko przegoniła to uczucie. Musiała wziąć się w garść i zacząć działać. Gdy tylko skończą swoje obowiązki tutaj...
  Drzwi otworzyły się zamaszyście i wyszła zza nich schludnie ubrana i uczesana księżniczka. Lexie ukłoniła się na powitanie swojej pani, a ta skinęła głową i bez słowa ruszyła w kierunku zamkowej biblioteki.

[...]- Czy jest jakiś powód, dla którego prosisz mnie o dodatkowy przydział, Lexie E'eian? - Kapitan spojrzał na dziewczynę nieufnie.
- Oczywiście, kapitanie - potwierdziła gwardzistka, która miała podczas służby dość czasu, by wymyślić wiarygodną wymówkę. - Widzi pan, potrzebuję więcej pieniędzy.
- Żołd Gwardii Królewskiej jest dość wysoki. - Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Owszem, kapitanie, jednakże nie wystarcza na zakup domu - odparła dziewczyna spokojnie. Dowódca zmierzył ją badawczym spojrzeniem i złagodniał nieco. 
- Ciężko musi być mieszkać przez cały czas na zamku. Dobrze, zgoda. Wpiszę cię na dzisiejszą zmianę.
- Jutrzejszą również, kapitanie? - spytała Lexie, ze słabo skrywanym napięciem w głosie.
- Tak, nocne zmiany w skarbcu będziesz miała dwa razy w tygodniu. Nie możemy przecież ryzykować twojego przemęczenia, gdy przez większość czasu przebywasz u boku jej wysokości.
- Tak. Ma pan rację, kapitanie. Dziękuję, kapitanie. - Strażniczka wyprężyła się na baczność i zasalutowała.

[...]Noc była spokojna i cicha. Lexie kończyła już dziesiąty obchód i właśnie minęła drugiego gwardzistę, strzegącego skarbca który wyglądał, jakby miał zaraz uciąć sobie drzemkę w marszu. Lexię trochę nim gardziła, a trochę mu współczuła. Nocne zmiany zawsze były próbą woli. W skarbcu było dość ciemno - blask pochodni ledwie był w stanie rozproszyć nieco mrok, było zimno, a obaj gwardziści przechadzali się po skarbcu już od czterech godzin, nawet nie odzywając się do siebie nawzajem, gdyż sztywna etykieta dziewczyny nie pozwalała jej na takie uchybienia w regulaminie. A w perspektywie mieli jeszcze kolejne osiem godzin.
  Powoli dobijała piąta godzina warty. Jeśli gwardzistka wytęży słuch zapewne lada chwila będzie w stanie usłyszeć dzwon na pobliskiej świątyni, ogłaszający godzinę 2 w nocy - godzinę, najbardziej nieprzeniknionej ciemności, gdy światła domów są pogaszone, a nieśmiałą łuna słońca nie zaczęła jeszcze pojawiać się na nieboskłonie. Lexie zatrzymała się na chwilę, by spojrzeć na koronę, którą w przyszłości miała otrzymać księżniczka Mirajane. Jej smukły kształt i eleganckie wzory w chwiejnym świetle pochodni przywodziły na myśl starożytny artefakt, mimo że została wykuta zaledwie 24 lata wcześniej, gdy potomkini pary królewskiej przyszła na świat. Łza Oceanu w centralnym punkcie kompozycji lśniła delikatnie własnym blaskiem. Gwardzistka zawsze uważała ten kamyk za zwykłą ładną błyskotkę, jednak skoro komuś na niej zależało nie mogła być czymś tak błahym. Jaką moc mogła w sobie nosić?
  Raptem uszom dziewczyny dobiegł cichy jęk. Krew w żyłach Lexie zaczęła krążyć szybciej, a serce przyśpieszyło swoje bicie. Przyszedł. Wszystkie mięśnie strażniczki spięły się. Gwardzistka starała się kontrolować swój oddech. Zgasiła odeszła kawałek i zgasiła pochodnia, po czym powoli ruszyła w kierunku insygniów. Jej wzrok szybko przyzwyczaił się do ciemności. Wsunęła się w załom muru, pomiędzy nimi a wyjściem i czekała. Nie musiała zresztą robić tego zbyt długo, gdyż wkrótce stąpając niemal bezszelestnie pojawiła się postać w czarnym płaszczu. Sięgnęła po koronę i zdjęła ją ze stojaka. Przez chwilę chyba coś przy niej majstrowała, po czym odłożyła ją na miejsce i powoli ruszyła w kierunku wyjścia. Gdy przechodziła koło kryjówki gwardzistki ta przystawiła jej nóż do gardła.
- Nie ruszaj się - rozkazała i powoli wychynęła ze swojej kryjówki zastępując jej drogę. Wyciągnęła dłoń do przodu, a przybyła niechętnie oddała jej koronę. - Jesteś najemnikiem, prawda?
  Postać kiwnęła delikatnie głową.
- Dobrze. Teraz pracujesz dla mnie. - Lexie powoli opuściła nóż. - Nie wiem, ile ci zaoferowano za tą kradzież, jednak ja zapłacę ci dwa razy tyle. A zadanie będzie proste. Chcę, żebyś zaprowadziła mnie do tego, kto ci to zlecił.
(Crylin? To był długi wstęp... mam nadzieję, że nie usnęłaś w środku xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz