czwartek, 24 stycznia 2019

Od Te'Yahnny do Misericordii

Smoczyca zacisnęła szczęki, dobijając biednego zająca. Upuściła truchełko na ziemię i przykryła je łapą, patrząc podejrzliwie na dziewczynę. Prychnęła cicho i z jej nozdrzy uniósł się mały obłoczek dymu. Misa spojrzała na martwego królika, a następnie na dym wypuszczany przez smoczycę. Miejsce odwagi zajął instynkt samozachowawczy i cofnęła się powoli do tyłu.  Te'Yahnna mrugnęła po raz pierwszy, odkąd zobaczyła dziewczynę. Jak na razie rudowłosa nie rzuciła się na nią, a co więcej, złożyła jej propozycję.
– Mag? – zapytała niskim głosem, wskazując na rozmówczynię koniuszkiem skrzydła. Rudą zaskoczyło to pytanie. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Co prawda potrafiła zmienić się w człowieka, ale poza tym nie odkryła u siebie żadnych magicznych umiejętności. Choć prawdę mówiąc nawet nie starała się niczego odkryć. Po chwili namysłu wybrała odpowiedź zgodną z prawdą, jednak nie zdradzającą jej sekretu.
- Gdybym była magiem postarałabym się o lepszy kamuflaż – odpowiedziała. – Nie potrafię rzucać zaklęć.
Te'Yahnna nie była zbyt przekonana, jednak czy gdyby dziewczyna była magiem, nie zaatakowałaby jej od razu? Przekrzywiła lekko łeb i mruknęła cicho, zastanawiając się. Nadal jej nie ufała. Wypuściła z nozdrzy kolejny obłok dymu, tym razem większy. Zastanawiała się, jak ująć w języku wspólnym to, co chciała powiedzieć.
– Nie mów... – zająknęła się. – Nie mów że jestem – wydukała koślawo, po czym zmrużyła oczy, chcąc zabrzmieć bardziej surowo. Miała nadzieję, że dziewczyna zrozumie, o co jej chodzi. Nie chciała jej krzywdzić, jeśli naprawdę była tylko jakimś zbłąkanym myśliwym, a nie współpracowała z magami. Misericordia z trudem zrozumiała słowa smoka, który najwyraźniej nie znał zbyt dobrze języka używanego przez ludzi. Domyśliła się jednak, że smoczyca się przed kimś ukrywa.
– Nikomu nie powiem o twojej kryjówce – odpowiedziała z nadzieją, że dobrze zrozumiałą smocze intencje. – Chcę tylko upolować kilka zwierząt na sprzedaż.
Smoczyca powoli, bardzo powoli skinęła głową. Spojrzała na leżącego na śniegu martwego zająca i przesunęła go w stronę rudowłosej. Ostatecznie, była jej winna jakąś zapłatę za współpracę, a to na razie jedyne, co mogła jej dać. Misericordia ostrożnie podeszła w stronę smoka i wzięła leżącego tam zająca. Jeszcze raz spojrzała na wychudzone ciało obrośnięte piórami i utwierdziła się w przekonaniu, że podjęła dobrą decyzję. Wyciągnęła rękę w jej stronę i powoli odpowiedziała:
– Dziękuję za propozycję, jednak myślę, że bardziej zasługujesz na tego zająca. Ty go upolowałaś, więc należy do ciebie – dodała. Te'Yahnna zmrużyła oczy. Wyciągnęła pysk i ostrożnie wyjęła zająca z ręki dziewczyny, po czym podrzuciła go w górę i połknęła w całości.
– Dziękuję – rzekła powoli. Co jak co, ale jedzeniem się nie gardzi. Tym bardziej, że zaczynała bardzo powoli ufać tej rudowłosej dziewczynie. Jak dotąd nie zrobiła nic podejrzanego. Misa powoli zaczęła rozluźniać napięte mięśnie. Najwyraźniej smok nie zamierzał jej zjeść. Z zasłyszanych opowieści o smokach wiedziała również, że smoki żywią się przeważnie mięsem. Są też istotami długowiecznymi, co znaczyło, że mają rozległą wiedzę na różne tematy. Postanowiła więc zapytać:
– Czy wiesz może gdzie znajduje się kraina zamieszkana przez istoty ze szpiczastymi uszami?
Te'Yahnna przekrzywiła lekko łeb. Nie była pewna, o kogo dokładnie chodzi dziewczynie. Mogła mówić o demonach, elfach, niziołkach... naprawdę wiele stworzeń miało spiczaste uszy. Zastanowiła się, przymykając oczy z zamyśleniem.
– Duże istoty? – zapytała, mając nadzieję, że dziewczyna będzie bardziej konkretna.
Duże? Cóż... Kiedy Misericordia ostatni raz widziała ową istotę wydawała się dość wysoka. Sama była wtedy jednak dość niska, więc jej osąd mógł być nieco zawyżony. Postanowiła jednak zaryzykować.
– Takie wysokie i chude, podobne trochę do ludzi.
Więc elfy lub demony, pomyślała Te'Yahnna. Bardziej prawdopodobne wydają się elfy, mimo że demony również często przyjmują ludzką postać.
– Aranaya – powiedziała, przypominając sobie nazwę krainy otoczonej Pierwotną Magią. Zmarszczyła jednak lekko nos. – Ale nie wsy... wszystkie. Wędrują – dodała. Znowu spojrzała na rudowłosą nieco podejrzliwie. Była ciekawa, jakim cudem ludzka dziewczyna nigdy nie słyszała o elfach. Nie chciała jednak pytać, nie było to jej sprawą.
– Aranaya? – Misa nigdy wcześniej nie słyszała tej nazwy – Jak daleko się znajduje?
Te'Yahnna spróbowała przywołać z pamięci mapy Sayari, które wielokrotnie widziała. Usiłowała przypomnieć sobie tę najnowszą. Granice w końcu się zmieniały, choć akurat tak dawne kraje jak Aranaya chyba były dość stałe w położeniu.
– Daleko – stwierdziła krótko. – Tydzień lotu z Darawy. Myślę – dodała niepewnie. Nie była pewna, jak dokładnie daleko znajdowała się Aranaya. Słowa te nieco zmartwiły Misericordię. Czekała ją daleka podróż. Po cichu liczyła, że kraina szpiczastouchych będzie tuż obok. Nigdy jeszcze nie przekroczyła granicy wytyczonej przez las i pobliskie wioski. A i samego lasu nie zwiedziła jeszcze w całości. Przejęta rozmową nawet nie zauważyła jak ucieka z niej magia i koniuszki włosów zaczynają się odbarwiać. Te'Yahnna, widząc nagłą zmianę kolorów, poruszyła szybko głową. Smoki, tak jak ptaki, są bardzo spostrzegawcze. Źrenice smoczycy powiększyły się. Magia? Napięła lekko mięśnie, zachowując jednak spokój.
– Włosy – powiedziała uprzejmie. Włosy? Misa spojrzała na końce swoich włosów i na jej twarzy odmalowało się przerażenie. Próbowała jakoś nad tym zapanować, jednak nie dało to żadnego efektu. Wiedziała, że musi jak najszybciej odejść i się ukryć, jednak nie wiedziała jak to zrobić, żeby nie wzbudzić podejrzeń smoczycy, która najwyraźniej uznała zielonkawe końcówki włosów za podejrzane. Spróbowała najprostszego ze sposobów:
– Dziękuję za miłą rozmowę, jednak muszę już iść – powiedziała powoli cofając się w stronę krzaków. – Kiedy wrócę, przyniosę więcej jedzenia.
Te'Yahnna przysiadła na łapach, kołysząc ogonem jak kot szykujący się do skoku. Bardzo nie spodobały jej się zmieniające kolor włosy. Jeśli to nie magia, to w takim razie co? Zrobiła krok do przodu, zbliżając się do dziewczyny.
– Zaklęcie? – zapytała nadal uprzejmie, lecz w jej głosie dało się wyczuć zapowiedź warknięcia.
– Mówiłam już, że nie potrafię rzucać zaklęć. Te włosy... One zawsze tak... – widząc napinające się ciało smoczycy przestraszyła się jeszcze bardziej. – Wyjaśnię wszystko jak tylko wrócę, naprawdę muszę iść.
Próbowała w jakiś sposób oszczędzać swoje siły. Najpierw zaczęła wyłączać wszystkie funkcje tego ciała, które nie były jej w tym momencie niezbędne. Udało jej się zatrzymać proces odbarwiania się włosów. Tylko na jak długo? W kolejnym akcie desperacji zaczęła grzebać czubkiem buta w śniegu licząc, że uda jej się wykopać choć niewielki dołek w zamarzniętej ziemi. Te'Yahnna nie wierzyła rudowłosej. Mówiąc kolejne zdanie, niby przypadkiem obnażyła ostre zęby bardziej, niż było to konieczne.
– Mów teraz – powiedziała chłodno. – Nie zrobię krzywdy, jak mów... – zająknęła się i syknęła z irytacją. - Jak powiesz.
- I tak mi nie uwierzysz. – Misericordia nie wiedziała już co ma powiedzieć. – Ja... Nie jestem człowiekiem.
Oczy smoczycy rozszerzyły się. Stanęła bokiem do dziewczyny i długi ogon zawinęła za jej plecami, odcinając jej drogę do zarośli.
– To czym?
Dziewczyna westchnęła. Nie chciała żeby jej sekret się wydał, nie w taki sposób. Jednak nie miała wyjścia, smoczyca odcięła jej jedyną drogę ucieczki.
– Marchewką.
Te'Yahnna zamarła. Spodziewała się każdej odpowiedzi, lecz nie takiej. Przyjrzała się uważnie rudowłosej od stóp do głów, jej źrenice na przemian rozszerzały się i zwężały. Sierść na jej grzbiecie lekko się nastroszyła w dezorientacji. Spojrzała w zielone oczy dziewczyny, wydając z siebie ciche syczenie.
– Naprawdę? – zapytała tonem żądającym prawdy.
– Jeśli jeszcze dłużej mnie tu przytrzymasz, to sama się przekonasz – dziewczyna już nawet nie próbowała uciekać. – Muszę jak najszybciej zakopać stopy w ziemi.
Te'Yahnna powoli cofnęła ogon i odstąpiła od dziewczyny na dwa kroki, lecz cały czas wpatrywała się w nią swoimi wielkimi ślepiami. Rudowłosa brzmiała przekonująco. Co prawda smoczyca nigdy nie widziała humanoidalnej marchewki, lecz widziała wiele innych dziwnych stworzeń, więc dlaczego nie? Poza tym, dziewczyna nadal nie okazała jej agresji, więc najprawdopodobniej wspólniczką magów naprawdę nie była. To dobrze. Dziewczyna widząc, że smoczyca robi jej miejsce wyciągnęła sztylet i zaczęła kopać nim dziurę w ziemi. Kiedy osiągnęła ona głębokość około jednej stopy ściągnęła buty, włożyła stopy do przygotowanego dołka i przysypała je ziemią. Być może zaraz zginie, zjedzona czy też zdeptana przez smoczycę kiedy będzie najbardziej bezbronna. Jeśli jednak nic nie zrobi może zakosztować smoczej wściekłości, o której tak wiele słyszała. Zadecydowała. Stopniowo zaczęła zmieniać się w marchew. Smoczyca otworzyła szeroko ślepia, patrząc na poczynania dziewczyny. Naprawdę zmieniła się w marchew. Naprawdę była marchewką. Te'Yahnna widziała już kilka całkiem efektownych transformacji, lecz... ta do nich nie należała. Dziewczyna zaczęła się kurczyć, jej włosy zmieniły się w nać, a ręce zmniejszyły do rozmiarów malutkich korzonków. Wbrew woli smoczyca wykrzywiła lekko pysk w uśmiechu, który dla ludzi wyglądałby jak paskudny, złośliwy grymas, dla niej jednak był oznaką rozbawienia. Gadająca marchewka - tego nie spotkała nawet w głębi Darawy. Przysiadła na zimnej ziemi, owijając łapy ogonem i wpatrując się w warzywo. Zostały jej obiecane wyjaśnienia, czyż nie? Poza tym, Te'Yahnna nigdy nie zostawiłaby czegoś tak ciekawego, nawet gdyby mogła.

(Misericordia? Przepraszam, że tyle to zajęło :<)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz