niedziela, 27 stycznia 2019

Od Vincenta do Aurory

Pamiętam swoje przerażenie, kiedy siedziałem w Wielkiej Bibliotece jako dzieciak i czytałem książkę na temat procesów czarownic z Salem. Nie pamiętam nawet, dlaczego wybrałem akurat taką lekturę. Może dlatego, że miała obrazki, które swoją drogą jedynie jeszcze bardziej mnie przestraszyły? A może dlatego, że byłem po prostu ciekawy, jak traktowano moich pobratymców w czasach, gdy jeszcze nawet za najmniejszy odchył od normy można było trafić na stryczek? Nieważne, jakie były przyczyny mojej decyzji, jedno jest pewne. Obraz palonych na stosie kobiet pozostał ze mną przez długie lata, a że wtedy o czymś takim jak terapia u psychologa nie mówiono, zostałem sam na sam ze swoimi myślami.
Ciekawe więc, dlaczego teraz wyruszyłem w środku nocy z torbą pełną świec na ramieniu, nożem przy pasie, trzymając w jednej ręce księgę, a drugiej czarnego kozła na postronku, wiedząc, że jak ktoś mnie przyłapie, to raczej za przyjemnie nie będzie. Ale cóż, jak trzeba, to trzeba. I tak przez cały rytuał, w czasie którego ułożyłem świece na wzór pentagramu, poświęciłem cztery żywioły i złożyłem kozła w ofierze pradawnym bóstwom, aby następnie jego ciało spalić w sabatowym ognisku, którego pomarańczowo - białe płomienie prawie muskały czubki drzew, oglądałem się przez ramię, aby upewnić się, że nikt mi nie przeszkodzi.
Mimo to, kiedy siedziałem już na środku kształtu ze świeczek, oczyszczając ciało w promieniach wschodzącego księżyca, usłyszałem dochodzący z lasu odgłos, ewidentnie należący do człowieka. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się wokół, dodatkowo wysyłając chowańca na zwiady. Połączyłem się mentalnie z przywołanym puszczykiem, dzięki czemu mogłem oglądać świat z jego perspektywy. Dzięki temu dostrzegłem jakąś kobietę, wędrującą samotnie między drzewami. Uśmiechnąłem się lekko. Stworzenie iluzji człowieka idącego z pochodnią było dziecinnie proste o tej porze, podobnie jak wywołanie sztucznych dźwięków. Z satysfakcją obserwowałem, jak dziewczę, nim owca zaganiana przez psy pasterskie, biegnie w moją stronę, aż ostatecznie wypada na polanę. Wtedy przerwałem połączenie z puszczykiem i wstałem z trawy. Okryty jedynie kawałkiem materiału i z wymalowanymi na ciele krwistymi runami wyglądałem na pewno niezbyt przyjaźnie, lecz nie zwróciłem na to uwagi. Bardziej interesowała mnie ta osóbka, która mogłaby cudownie dopełnić rytuał.
— Czyżbyś się zgubiła, dziewczynko?

<Aurora? :v>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz