niedziela, 14 kwietnia 2019

Od Crylin do Lexie

Spoglądałam spod materiału na gwardzistkę z nietęgą miną. Mnie również nie podobała się aktualna sytuacja, tym bardziej że teraz w niebezpieczeństwie jestem nie tylko ja i Lexie, ale również jej towarzysze i moja siostrzyczka.
- Można się domyślić, że ze skarbca, a jeśli chodzi o zleceniodawcę… Może być spory problem, garde. – Pomachałam głową na boki. – To jak szukanie jednej perły w ogromnym jeziorze. Jednak postaram się, skontaktować z kilkoma sojusznikami. Będę też miała do ciebie prośbę, ale to później. Teraz trzeba się wydostać. Z nim nawet mowy nie ma na ucieczkę przez okno. Za ladą baru są drzwi prowadzące na zaplecze. Zwolnię ci drogę i zrobię zamieszanie, aby nikt nie zwracał na was uwagi, a ty się przekradniesz. Najwyżej, jak coś nie wypali, to nie odwracaj się, zatrzymam ich. – Uśmiechnęłam się przerażająco, ukazując widocznie większe i bardziej zaostrzone kły. Wyczuwając zagrożenie chciałam prosić Lexi o zapewnienie małej siostrzyczce bezpieczeństwa. W tym momencie ściągałam na nią kłopoty, a wiedziałam, że z Lexie byłaby bezpieczniejsza... Przynajmniej do czasu, aż wszystko się uspokoi.

Zauważyłam uniesioną do góry brew swojej towarzyszki, która jeszcze tak naprawdę nie wiedziała, co potrafię. Odwróciłam się i spokojnie otworzyłam drzwi, nie patrząc przed siebie, dopiero jak uderzyłam w coś twardego, skupiłam się na wzroku. Zsunęłam z twarzy opaskę, aby ułatwić sobie prace.

- Bonjour et au Renoir. (Witam i żegnam) – Odparłam, po czym nabrałam więcej powietrza i uwalniając wewnętrzny ogień, dmuchnęłam w przeciwników. Zasięg płomieni był na tyle obfity, że nie mieli nawet czasu na ucieczkę. Nie pomogły im specjalne stroje, a ja nie pozwoliłam uwolnić nawet grama ich krzyków. Ciała przyszpiliłam kryształem do ściany, który zaczął się rozprzestrzeniać, pokrywając skórę w całości. Umiejętność lepszego panowania nad zdolnościami przy kontakcie wzrokowym zawsze była przydatna, szkoda tylko, że nie często mogłam sobie na nią pozwolić. Rozejrzałam się w głąb korytarza, ale wcześniejszych cwaniaczków już tu nie było. Kiwnęłam gwardzistce, że droga wolna i idąc pierwsza, kontrolowałam teren. Wcześniej oczywiście ponownie nałożyłam ciemny materiał na oczy. Nie może się rozprzestrzenić moje pochodzenie, a nie miałam pewności, czy ktoś na dole mi nie ucieknie podczas mordu.

Czując mdłości, pośpiesznie zakryłam sobie usta. Zawsze efekty uboczne ziania ogniem z ust były nieprzyjemne, wolałam używać do tego rąk, ale czasem byłam zmuszona się pozbyć gorąca z organizmu. Szybko powstrzymałam się przed zwróceniem śniadania i ruszyłam dalej przed siebie, układając w głowie plan działania. Przed schodami zatrzymałam brązowowłosą ręką.
- Dam ci znak, kiedy masz zejść. – Szepnęłam i zeszłam na dół.

Na szczęście nie było tu wiele osób, więc najzwyczajniej w świecie siadłam przed barem obok czarnowłosego mężczyzny. Niepostrzeżenie chwyciłam jego nóż do rzucania i schowałam do kabury. Zamówiłam sobie piwo dla niepoznaki i rozglądałam po pomieszczeniu. Ludzie śmiali się i upijali w najlepsze, nie zwracając uwagi na otoczenie. Gdy odebrałam napój, wstałam i zaczęłam się kierować w stronę wolnego stolika. Rzuciłam nóż w stopę jednego z ludzi, wywołując małe zamieszanie. Zaraz później dało się słyszeć krzyk i przekleństwa skierowane na właściciela ostrza. Następnie popchnęłam jedną z kobiet na pobliskiego mężczyznę, który zareagował na to, szczerząc się i klejąc do rudowłosej. W końcu i ona nie wytrzymała i rzuciła się na mężczyznę, prowokując resztę. W międzyczasie ukradłam sakiewkę z pieniędzmi kolejnemu mężczyźnie i podrzuciłam pod nogi siedzącego młodzieńca. Wróciłam do okradzionego gagatka, szepcząc mu na ucho: Słyszałam, jak niedaleko ktoś chwalił się, że cię okradł. W końcu zaczęło pojawiać się na tyle duże zamieszanie, że nikt nie zwracał uwagi na nic. Jedynie wciąż przeszkadzał mi barman, próbujący uspokoić najemników. Wypiłam do dna piwo i rzuciłam kuflem w pracownika, który padł na ziemię nieprzytomny. Każdy się kłócił i bił, nie zauważając nawet na to uwagi. Szybko wypuściłam płomiennego motyla w kierunku schodów, pilnując, aby każdy był zajęty czymś innym. Coraz musiałam unikać źle wymierzonych ciosów lub uważać, aby ktoś na mnie nie wpadł. Po chwili zauważyłam Lexie ciągnącą nieprzytomnego mężczyznę ze schodów. Spojrzałam na nią, wycofując się w bardziej bezpieczne miejsce, którym był bar.

<Lexie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz