Dziękowałam opatrzności, że ciemna kurtyna odcinała mnie od tego całego bólu. Miałam nadzieję, że będzie trwało to jak najdłużej, no ale... Nie można mieć wszystkiego.
Jeszcze zdrętwiała i nieposiadająca kontroli nad własnymi członkami poczułam najpierw mrowienie, a następnie coraz szybciej narastające cierpienie, rwące mnie na kawałki. Walczyłam z tym, błagałam, by znów się osunąć, lecz każda sekunda coraz bardziej wyrywała mnie z obojętności.
Mój słuch zaczął wyłapywać szmery płynące z otoczenia. Było cicho...
Zanim mogłam otworzyć oczy minęło kilka minut. Czułam się strasznie... Moje myśli wciąż były przyćmione, nie byłam pewna, gdzie się znajduję. Bałam się..
Spięłam się, powoli zmuszając obolałe ciało do pracy. Pierwszym wyzwaniem było usiąść... Teraz wyjść.... Wyjść.
Kiedy jednak wykonałam już parę kroków w kierunku drzwi... Trochę mi się przypomniało. Szczególnie ta góra metalu... A pod nią?
Mój słuch zaczął wyłapywać szmery płynące z otoczenia. Było cicho...
Zanim mogłam otworzyć oczy minęło kilka minut. Czułam się strasznie... Moje myśli wciąż były przyćmione, nie byłam pewna, gdzie się znajduję. Bałam się..
Spięłam się, powoli zmuszając obolałe ciało do pracy. Pierwszym wyzwaniem było usiąść... Teraz wyjść.... Wyjść.
Kiedy jednak wykonałam już parę kroków w kierunku drzwi... Trochę mi się przypomniało. Szczególnie ta góra metalu... A pod nią?
Cóż, próba zdecydowanie nie była udana.. A nawet bolesna. Wylądowałam na dość już posiniaczonych częściach ciała...
Puszka się podniosła, jednakże zanim zorientowałam się, czy po to, by mnie rozdeptać, czy po coś innego, zza drzwi rozległy się niepokojące odgłosy, coraz bliższe, coraz głośniejsze...
Aż nagle drzwi od izby otworzył się, z hukiem uderzając o ścianę. A stanął w nich..
...Nie. Jak dużego pecha można mieć jednego dnia?
Mój ostatni, ekhm, klient-ofiara, czerwony na twarzy, prowizorycznie opatrzony... Widocznie wściekły.
Dopadł do mnie, jego ciężkie kroki dudniące na panelach. Jego tłusta, obrzydliwa łapa chwyciła mnie wpierw za włosy, boleśnie podrywając na kolana, a następnie zacisnęła się na mym gardle. Rozum kazał mi walczyć, o tlen, o powietrze, ale moje dłonie nie był nawet na tyle silne by się zacisnąć. Serce dudniło mi coraz głośniej, mój oprawca krzyczał coś, czego nawet nie słyszałam... A mi, z każdą chwilą pozbawioną dechu coraz bardziej ciemniało w oczach. Miałam wrażenie, że trwało to wieczność.
Zrozpaczonym wzrokiem szukałam pomocy...
Puszka się podniosła, jednakże zanim zorientowałam się, czy po to, by mnie rozdeptać, czy po coś innego, zza drzwi rozległy się niepokojące odgłosy, coraz bliższe, coraz głośniejsze...
Aż nagle drzwi od izby otworzył się, z hukiem uderzając o ścianę. A stanął w nich..
...Nie. Jak dużego pecha można mieć jednego dnia?
Mój ostatni, ekhm, klient-ofiara, czerwony na twarzy, prowizorycznie opatrzony... Widocznie wściekły.
Dopadł do mnie, jego ciężkie kroki dudniące na panelach. Jego tłusta, obrzydliwa łapa chwyciła mnie wpierw za włosy, boleśnie podrywając na kolana, a następnie zacisnęła się na mym gardle. Rozum kazał mi walczyć, o tlen, o powietrze, ale moje dłonie nie był nawet na tyle silne by się zacisnąć. Serce dudniło mi coraz głośniej, mój oprawca krzyczał coś, czego nawet nie słyszałam... A mi, z każdą chwilą pozbawioną dechu coraz bardziej ciemniało w oczach. Miałam wrażenie, że trwało to wieczność.
Zrozpaczonym wzrokiem szukałam pomocy...
< Puszeczko-Niespodzianko? :3 >
*I tak. Ja żyję*
*I tak. Ja żyję*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz