sobota, 20 kwietnia 2019

Od Mer do Cynthii

  Gdy mężczyzna, wściekły i czerwony na twarzy, dopadł do rannej dziewczyny Mer ruszył w jego stronę. Zbroja skrzypiała cicho, jednak tłusta postać najwyraźniej nie zwracała na to zupełnie uwagi, zbyt zajęta swoją ofiarą.
- Ty. Suko. Ty. Wstrętna. Suko - cedził przez zaciśnięte zęby, coraz mocniej zaciskając dłonie na gardle miotającej się dziewczyny.
  Milcząca zbroja położyła mu dłoń na ramieniu, jednak niema groźba nie została nawet zauważona przez owego jegomościa.
- Proszę ją puścić. - Głos. Zabrzmiał, jakby z samego wnętrza mrocznej czeluści. 
- Co? - nabuzowana twarz odwróciła się w stronę hełmu, a oczy grubasa mogłyby ciskać piorunami. - Ta suk...
  Jego głos zmienił się w wycie bólu, gdy rękawica zbroi zacisnęła się na jego ramieniu, po czym jednym ruchem wyrwała jego rękę z barku. Od razu wypuścił rudowłosą, która upadła na ziemię kaszląc i z trudem łapiąc oddech. 
- Doniosę na ciebie twoim przełożonym! - zaryczał mężczyzna, trzymając się za zwisające bezwładnie ramię. - To karygodne! Straż miejska nie może zachowywać się w ten sposób! Jestem wysoko postawionym kupcem! Doniosę na ciebie! Wylądujesz na ulicy i będziesz żebrał o marne grosze! Zobaczysz!
  Podniósł się z kolan, mierząc wściekłym spojrzeniem zupełnie nieruchomego Mer. 
- Ta dziewczyna ogłuszyła mnie i okradła! A ty jej bronisz?! - W kącikach jego ust pojawiała się piana.
  Gwardzista pokręcił głową, po czym wskazał na niewielki stosik kosztowności wciąż leżący na stole.
- A dziewczyna zostanie ukarana - oznajmił tym samym ciężkim, odległym głosem. 
  Kupiec nieco stracił rozpęd. Wszelkie jego krzyki i groźby zdawały się odbijać od żelaznej zbroi. Zresztą widział swoje złoto. Ono do niego przemawiało. A skoro dziwka i tak miała zostać ukarana... Splunął i unosząc wysoko brodę zabrał zrabowany dobytek, po czym wyszedł do głównej części posterunku, gdzie najwyraźniej wyrażał swoje niezadowolenie strażnikom miejskim, zanim ci go wyprosili.
(Cynthia?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz