Dzień dla Aradii nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Promienie słońca przedzierające się przez zasłony oświetlały jej bladą twarz co zaskutkowało natychmiastowym przebudzeniem. Powoli otworzyła oczy. Wbiła wzrok w sufit głośno wzdychając. Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na chwilę lenistwa. Półki w sklepie same się nie napełnią. Podniosła się i usiadła na krawędzi łóżka. Palcami zaczesała białe pasma włosów, które opadały na jej twarz. Ubrała czarny, satynowy szlafrok, którym zasłoniła swoje nagie ciało.
Przechodząc przez sypialnię kątem oka spojrzała na lustro. Coś jej nie pasowało. Wróciła do zwierciadła i dokładnie przyjrzała się swojemu odbiciu. Kilka zmarszczek pojawiło się na jej twarzy.
- Nie wygląda to dobrze - pstryknęła palcami. Szlafrok zastąpiła długa suknia z wyciętym rozporkiem i dekoltem sięgającym do pępka, który połączony był kilkoma paskami. Na jej stopach pojawiły się wysokie szpilki. Ponownie spojrzała na siebie. Brakowało jej jeszcze jednej rzeczy. Kolejne pstryknięcie spowodowało pojawienie się na jej twarzy niewielkiej ilości makijażu. Delikatne, czarne cienie na powiekach oraz szminka w tym samym odcieniu. Wychodząc narzuciła na plecy płaszcz i założyła kaptur.
Poprzedniej nocy do późna tworzyła listę składników potrzebnych do stworzenia eliksirów, które ludzie u niej zamawiali. Dokładnie wiedziała gdzie ich szukać. W lesie kilka kilometrów za miastem znajdowało się wszystko czego potrzebowała. Szła powoli, nie spieszyła się. Zwłaszcza kiedy opuściła mury stolicy. Śpiew ptaków, szum wody jak i szelest liści działał na nią kojąco. Bez pośpiechu zbierała napotkane po drodze rośliny, których potrzebowała. Kiedy miała już wszystko czego potrzebowała zaczęła rozglądać się za 'pożywieniem'. Potrzebowała dużo energii. Czuła, że jej ciało starzeje się w zawrotnym tempie. Na swoją ofiarę wybrała drzewo. Średniej wielkości w środku lasu było idealne. Zdjęła kaptur z głowy. Wypowiedziała słowa zaklęcia. Wykonała prosty ruch ręką, a drzewo tuż po chwili runęło na ziemię. Kobieta kucnęła przy pniu. Dotknęła go dłonią i zaczęła wysysać energię. Jej żyły zaczęły świecić. Czuła jak wypełnia ją moc. Jej ciało młodniało. Po chwili po zmarszczkach nie było śladu. Drzewo więdło z każdą sekundą oddając życie Wiedźmie. Kiedy się podniosła po roślinie nie został nawet ślad. Zmieniła się w proch. Chciała się podnieść jednak coś uniemożliwiło jej wykonanie ruchu. Poczuła zimne ostrze na szyi. Była bardzo zdziwiona, że nie wyczuła obecności swojego przyszłego mordercy. Nie mogła wykonać żadnego ruchu, ponieważ nóż rozciąłby jej skórę jeszcze bardziej. Już czuła jak krew spływa po jej klatce piersiowej.
- Jaki masz w tym cel? - przełknęła ślinę co spowodowało pogłębienie rany.
- Takie zlecenie Wiedźmo z Merkez – gdyby tylko nieznajomy wiedział ilu już próbowało ją zabić. Kobieta westchnęła głośno dobrze wiedząc jak to się skończy. Kiedy mężczyzna chciał dokończyć swoje dzieło Mori przybył na ratunek. Usiadł na głowie Aradii i spojrzał prosto w oczy elfa. Ten osunął się na ziemię. Zaczął krzyczeć i rzucać się na wszystkie strony. Wiedźma mogła w tym czasie szybko wyleczyć ranę zrywając kilka kwiatków rosnących tuż obok. Akurat kiedy skończyła płatny morderca złamał czar kruka. Kobieta wypowiedziała słowa zaklęcia, które uwięziły nieznajomego w klatce stworzonej z błyskawic.
- Lepiej nie dotykaj – uśmiechnęła się delikatnie i podeszła bliżej. Patrzyła na niego z góry. - I co ja mam z tobą zrobić co?
< Nuven? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz