niedziela, 26 maja 2019

Od Lexie do Keyi

- Na razie ruszymy za nimi - mruknęła Lexie, przywiązując konia do drzewa. Spojrzała na Mer i zmarszczyła brwi patrząc na jego masywną, płytową zbroję. - Trzymaj się z tyłu - rozkazała i dała znak Keyi, by ta ruszyła za nią.
  Gwardzistka wiedziała, że wreszcie dogoni złodziei, jednak miała nadzieję sam akt przechwycenia pozostawić najemnikowi. Liczyła, że precyzyjna i szybka akcja zaoszczędzi jej problemu, najwyraźniej jednak nie miał być jej dany ten luksu. Obecność podążającej za nią w ciszy najemniczki dawał jakąś nadzieję, jednak plan w głowie dziewczyny układał się bardzo mozolnie. Przeciwników była trójka, dwoje dzieci i jeden dorosły - raczej otyły. Tylko oni posiadają artefakt, co daje im znaczną przewagę. Jeśli skupiliby jego moc na gwardzistce zapewne nic by się jej nie stało, jednak nie byłaby w stanie walczyć, przyjmując na siebie taką ilość magii. Z drugiej strony ktokolwiek się pojawi w zasięgu może stać się celem potencjalnego ataku wysysającego duszę.  
  A jednak trzeba będzie zaryzykować. Gwardzistka spojrzała na białowłosą, potem rzuciła spojrzenie podążającemu nieco w oddali Mer i znów wróciła spojrzeniem do najemniczki. Strażnik wiedział, na co się pisze wyruszając z nią. Zresztą mieli swoje zobowiązania wobec króla. Keya nie.
  Lexie zwolniła nieco kroku, by Zbroja mógł je dogonić.
- Odwrócę ich uwagę - mruknęła, po czym zwróciła się do najemniczki. - Ty, ukradnij przedmiot.  Jeśli poczujesz, że możesz stać się celem - wycofaj się. Mer, osłaniaj ją. 
  Nie zareagował. Nie miał w zwyczaju reagować. Brak reakcji był najlepszym potwierdzeniem, jakie mógł dać. Nawet jeśli zdawał sobie sprawę na jakie ryzyko zostanie wystawiony gwardzistka była pewna, że to zrobi.
- To nie brzmi jak najlepszy plan - zauważyła Keya, na co Jastrząb tylko wzruszyła ramionami. Nie był najlepszy. Nie był jednak też skomplikowany, a jak wiadomo im bardziej skomplikowany plan, tym więcej rzeczy może nie wyjść. Zresztą Lexie przywykła, że pracując z Mer dogaduje się bez słów. Już i tak konieczność przedstawienia sprawy najemniczce była dla niej uciążliwa.
- Poczekaj na odpowiedni moment - powiedziała tylko i skręciła w bok, jednoczęsnie przyspieszając kroku. Musiała przegonić ścigany powóz, by zmusić go do zatrzymania się. Przeszła w bieg, gdy zdołała oddalić się dostatecznie od celu. Z tego co wiedziała gościniec przez dłuższy czas miał jeszcze prowadzić prosto, powinno więc być sporo miejsc odpowiednich na zasadzkę. Jakoś po godzinie, gdy była już dość daleko skierowała się ponownie w stronę drogi i skryła się na jej skraju, za masywnym dębem. Gdy zamknęła oczy była w stanie dosłyszeć odległy stukot furgonu, jednak był dość daleko, by nie mogła go jeszcze ujrzeć. Czekała. A stukot robił się coraz głośniejszy i głośniejszy. Wkrótce była w stanie już dojrzeć zarysy sylwetek mężczyzny, siedzącego na koźle oraz pary mniejszych postaci w powozie za nim. Nie rozmawiali. Koń miarowo uderzał kopytami o ziemię. Gwardzistka poprawiła kaptur na głowie i opierając się na włóczni, niczym na lasce, wyszła na środek traktu.
  Powóz zbliżał się do niej powoli, a woźnica zaczął wykazywać objawy zdenerwowania. Obrócił się do postaci z tyłu i najwyraźniej coś do nich szeptał, bo i one pochyliły się do niego. Bystre oczy gwardzistki zauważyły, że kiwają głowami, a ich główki obracają się w jej stronę. Stała jednak niewzruszenie.
- Hola, podróżniku! - krzyknął woźnica. - Zejdź na bok, nie chcemy cię przejechać!
  Lexie nie odpowiedziała, a powóz przyspieszył nieco tempa. 
- Podróżniku, głuchyś czy co? Zejdź z drogi! - powtórzył swój okrzyk mężczyzna, popędzając konia do truchtu, a widząc że ponownie nie ma rezultatu strzelił z bata. Koń zarżał i rzucił się galopem w stronę gwardzistki.
  Ta w ostatniej chwili odsunęła się, chwytając przy tym uzdę i korzystając z energii pędu konia z dużą siłą usadziła go na zadzie tak, że belki mocujące go do powozu zaskrzypiały.
- A gdzie tak śpieszno, szanownym podróżnym? - zapytała uprzejmie, trzymając łypiącego na nią białkami konia za uzdę. 
- Nigdzie specjalnie - mężczyzna na koźle uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Drogi są niebezpieczne, obawialiśmy się, że może pan być zbójem. Iiii byłbym bardzo wdzięczny, gdyby pozwolił nam pan jechać dalej.
  W wozie za nim jedna z postaci sięgnęła po coś dyskretnie do torby.
- To prawda - powiedziała lakonicznie Lexie, dalej trzymając konia. - Choć nie wyglądacie na cenny łup.
- Bo nie jesteśmy - mężczyzna rozłożył ręce. - Ja i moje dzieci wracamy do domu od naszej ciotki. Mamy ze sobą tylko rzeczy na podróż, nic więcej, przysięgam!
  I wtedy rozległ się dźwięk zasysanego powietrza. Lexie poczuła mrowienie na swoim ciele, gdy z jej skóry zaczął się sypać drobny metaliczny pył o ostrych krawędziach, robiąc cienkie rowki w skórze.
(Kaya? Wiem, dobrze mi idzie... wybacz, że tyle to trwało...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz