Zmrużyłam oczy, dokładnie zapamiętując opis przedmiotu. Zdarzyło mi się mieć do czynienia z magicznymi rzeczami, ale ten był wyjątkowo potężny. Rozumiałam teraz w pełni, dlaczego nie chcieli, aby dostał się w nieodpowiednie ręce. Jednocześnie znaczyło to, że mamy jeszcze mniej czasu.
Przeszedł mnie dreszcz przerażenia, ale i niezwykłej ekscytacji. Przez moment wyobraziłam sobie, że to ja mam w posiadaniu taki przedmiot. Szybko jednak się opamiętałam i przypomniałam obrzydzenie do magii.
- To ciekawe i odrażające. – wykrzywiłam się. – Teraz lepiej rozumiem skąd ten pośpiech.
Jastrząb przytaknął skinieniem głowy. Jej wyraz twarzy zdradzał zaniepokojenie. Spięła konia, nie czekając na nas i pozostawiając nieznacznie w tyle.
Kiedy wiatr mocniej zawiał, odsłonił nieznaczna część pleców Ptaka. Dostrzegłam tam cos błękitnego, które było wręcz wrośnięte w jej skórę. Tworzyło to łuski, ale wyglądały one pięknie. Ta dziewczyna jest dla mnie wielką zagadką. Ile dziwactw jeszcze skrywa?
Droga była już coraz mniej zaśnieżona, a my poza granicami Anthrakas. Zimno, nadal trzymało i nie pozwalało na wytchnienie.
Kiedy przeszliśmy do stępa, pozwoliłam sobie na zbliżenie się do ciemnowłosej.
- Jak myślisz, dla kogo pracują? – zaczęłam.
- Na pewno dla kogoś, kto nie ma dobrych zamiarów. – westchnęła zniecierpliwiona. – Musimy odzyskać to, zanim narobią więcej szkód. Tyle niewinnych żyć już zostało unicestwionych…
Przytaknęłam jej. Ona naprawdę się tym przejmowała. Zawsze byłam zdziwiona, skąd biorą się tak empatyczne stworzenia.
- To przypomina mi moc mojej matki. – rzuciłam mimochodem. – Potrafiła kontrolować zmarłe dusze. Chociaż niezbyt dobrze to pamiętam.
Jastrząb wypuścił powietrze i spojrzał się w moją stronę. Wyglądała, jakby dokładnie mnie ilustrowała.
- Przestało padać. Przyspieszamy? – zapytałam, zmieniając temat.
- Im szybciej to odbierzemy, tym lepiej. – odpowiedziała.
Wydawało mi się, że na jej usta wpłynął niemal niewidoczny uśmiech.
Kiedy zaczęło się ściemniać, znów powróciliśmy do wolnej jazdy. Konie wyraźnie sapały i wykazywały zmęczenie. Poklepałam mojego wierzchowca jakby w geście przeprosin.
- Muszę przyznać, że…
- Cicho! – Ptak nie dał mi dokończyć.
Nagle się zatrzymała i wskazałam geesem dłoni, abyśmy zamilkli. Albo raczej ja, bo Mer od początku nie miał z tym problemu.
W oddali dało się zobaczyć małą pomarańczową plamkę, z której unosił się dym. Wokół siedziało może z czterech ludzi, a jeszcze dalej dało się zauważyć kilka pasących się dalej koni.
- Myślisz, że to oni? – zapytałam cicho.
- Czuję magię, więc niewykluczone. – zacisnęła pięść i zmrużyła groźnie oczy.
Uśmiechnęłam się zadziornie i spojrzałam na wciąż niewzruszonego Zbroję. Sama złapałam za broń, która spoczywała teraz w mojej prawej dłoni. Długie i lekkie ostrze przecięło powietrze, gotowe do działania.
- Mogę pojechać do nich pierwsza i zobaczyć czy to na pewno bliźniaki. Spróbuję odwrócić ich uwagę.
- Rudy cię rozpozna. – przypomniała mi.
Przytaknęłam jej i wzruszyłam ramionami.
- No dobra, chciałam tylko trochę się pobawić. Wizja odessania mojej niezwykle cennej duszy, faktycznie mnie nie przekonuje.
Zaśmiałam się rozczarowana. Kiedy już miałam proponować kilka kolejnych możliwości, okazało się, że grupka się rusza i jadą dalej. Posłałam kobiecie znaczące spojrzenie, wyczekując, co ona ma teraz do powiedzenia i jaki plan uważa za najlepszy.
< Lexie? Najmocniejsze przeprosiny się należą ;-;. Plus moja wena to jakaś tragedia >.< >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz