Lexie zastanowiła się przez chwilę. W królestwie było bardzo wielu szlachciców o pięknych i szlachetnych nazwiskach, które teraz kotłowały się w jej głowie, dopominając uwagi.
- Nie - mruknęła, marszcząc brwi. Nie przypominała sobie, by w Leoatle w ogóle był taki ród. Zresztą wydźwięk tego imienia wskazywał wyraźnie na pochodzenie wschodnie. - To nie będzie takie proste - powiedziała ni to do siebie, ni to do towarzyszki.
- Znalezienie kogoś o takim nazwisku nie powinno być problemem. Szczególnie jeśli jest arystokratą, jak mówił tamten - zauważyła Aya, a gwardzistka skinęła jej na to głową bez przekonania.
- Chyba, że już opuścił miasto - rozmawiając z rudowłosą Lexie bezwiednie maszerowała w kierunku działu rejestrów. - Zresztą może tak być, że podał fałszywe nazwisko.
Gdyby był przedstawicielem jednego z dużych rodów arystokratów w Leoatle oczywiście nie byłoby to możliwe - członkowie Puchaczy na pewno doskonale znali wszystkich możnowładców w mieście, więc mieliby dokładniejsze dane o tym jednym. A najwyraźniej jedyne co o nim wiedzieli to to imię. Damero. Lexie przystanęła przed drzwiami, za którymi mieściły się najważniejsze dokumenty straży miejskiej. Spojrzała na łańcuch, który je łączył.
- Gdyby nie to wysłałabym cię, byś sprawdziła karczmy - westchnęła, po czym nacisnęła klamkę i weszła do niewielkiego, zawalonego regałami z jakimiś papierami pomieszczenia. Siedzący za biurkiem młodzik rzucił na nią zmęczonym spojrzeniem i zasalutował niedbale, po czym wrócił do przeglądania dokumentów. Gwardzistka podeszła bliżej i położyła mu przed nosem odznakę Gwardii Królewskiej. Chłopak drgnął i rzucił zdziwione spojrzenie dziewczynie. Przestał na chwilę przeglądać.
- Czegoś potrzeba? - zapytał.
- Rejestr podróżnych - oznajmiła Lexie.
- Nie mamy czegoś takiego - płynnie odparł młodzieniec. Gwardzistka przewróciła oczami i gwałtownie chwyciła go za kołnierz i uniosła nieco w górę.
- Nie oszukuj mnie, chłopcze. Wytyczne, dotyczące jego stworzenia przeszły przez moje ręce - wycedziła przez zęby, puszczając strażnika.
- Czwarta alejka, półka pierwsza od dołu, pod literą R - powiedział niechętnie, po czym stracił zainteresowanie przybyłymi i wrócił do przeglądania dokumentów.
Ciągnąc za sobą Ayarashi Lexie ruszyła we wskazanym przez niego kierunku.
(Ayarashi?)
- Nie - mruknęła, marszcząc brwi. Nie przypominała sobie, by w Leoatle w ogóle był taki ród. Zresztą wydźwięk tego imienia wskazywał wyraźnie na pochodzenie wschodnie. - To nie będzie takie proste - powiedziała ni to do siebie, ni to do towarzyszki.
- Znalezienie kogoś o takim nazwisku nie powinno być problemem. Szczególnie jeśli jest arystokratą, jak mówił tamten - zauważyła Aya, a gwardzistka skinęła jej na to głową bez przekonania.
- Chyba, że już opuścił miasto - rozmawiając z rudowłosą Lexie bezwiednie maszerowała w kierunku działu rejestrów. - Zresztą może tak być, że podał fałszywe nazwisko.
Gdyby był przedstawicielem jednego z dużych rodów arystokratów w Leoatle oczywiście nie byłoby to możliwe - członkowie Puchaczy na pewno doskonale znali wszystkich możnowładców w mieście, więc mieliby dokładniejsze dane o tym jednym. A najwyraźniej jedyne co o nim wiedzieli to to imię. Damero. Lexie przystanęła przed drzwiami, za którymi mieściły się najważniejsze dokumenty straży miejskiej. Spojrzała na łańcuch, który je łączył.
- Gdyby nie to wysłałabym cię, byś sprawdziła karczmy - westchnęła, po czym nacisnęła klamkę i weszła do niewielkiego, zawalonego regałami z jakimiś papierami pomieszczenia. Siedzący za biurkiem młodzik rzucił na nią zmęczonym spojrzeniem i zasalutował niedbale, po czym wrócił do przeglądania dokumentów. Gwardzistka podeszła bliżej i położyła mu przed nosem odznakę Gwardii Królewskiej. Chłopak drgnął i rzucił zdziwione spojrzenie dziewczynie. Przestał na chwilę przeglądać.
- Czegoś potrzeba? - zapytał.
- Rejestr podróżnych - oznajmiła Lexie.
- Nie mamy czegoś takiego - płynnie odparł młodzieniec. Gwardzistka przewróciła oczami i gwałtownie chwyciła go za kołnierz i uniosła nieco w górę.
- Nie oszukuj mnie, chłopcze. Wytyczne, dotyczące jego stworzenia przeszły przez moje ręce - wycedziła przez zęby, puszczając strażnika.
- Czwarta alejka, półka pierwsza od dołu, pod literą R - powiedział niechętnie, po czym stracił zainteresowanie przybyłymi i wrócił do przeglądania dokumentów.
Ciągnąc za sobą Ayarashi Lexie ruszyła we wskazanym przez niego kierunku.
(Ayarashi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz