środa, 20 czerwca 2018

Od Sivika do Carreou

Widziałem to całe spięcie się ciała, drgnięcie mięśni, które głośno mówiło, świadczyło o tym, że mężczyzna chciał się ruszyć, zadziałać, zrobić coś, najwidoczniej pomóc mi nawet z przygotowaniem legowiska, jak z dosłownie wszystkim, co robiłem i co miałem zamiar robić. Zreflektował się w ostatniej chwili, zrezygnował, cofnął i wyglądał, jak mocno kopnięty, potrącony kociak, który za bardzo nie wie, co ze sobą począć. Objął sam siebie ramionami, obserwował mnie i ciągle podrygiwał, jakby kierowany jakimś instynktem, wyraźnie zalecającym mu podejście i zaoferowanie pomocy.
A potem po prostu się ruszył w stronę okna, grzebiąc gdzieś pod koszulą i za chwilę wyciągając zza materiału mały krzyżyk.
— Pozwolisz — mruknął cicho, dość wyciszony, uspokojony w całej tej sytuacji — że pomodlę się. Dawno tego nie robiłem, a nie chcę oddalić się od Ojca.
A potem, nim kiwnąłem głową i wróciłem do własnych zajęć, klęknął na tej zdartej, mającej już swoje lata podłodze i przystąpił do modlitwy, składając dłonie i zamykając oczy.
Jak to przy sprawach duchowych bywało, zdecydowałem się mu nie przeszkadzać, tylko dalej babrać się w swoich interesach, ścieleniu łóżka, poprawianiu poduszek i ogarnianiu się przed popołudniową, czy jakąś tam drzemką, bo dalej mnie w kręgosłupie niemiłosiernie kłuło.
Potem tylko obiło mi się o uszy, że coś tam o mnie mruknął, ale nie starałem się bardziej zgłębiać w temacie, nie było przecież ładnym, wściubiać nos w nie swoje sprawy, nawet jeśli istniało prawdopodobieństwo, że właśnie ze swoim ojcem o mnie plotkował, czy co tam mógł robić.
A kiedy już się ogarnął, wstał, popoprawiał i spojrzał na mnie, to ja skinąłem głową.
— Pozwolisz — odparłem w prawie identycznym tonie, tym razem zbliżając się do łóżka i siadając na nim, jednym, ciężkim ruchem. — Udam się na krótki spoczynek, jeśli to nie problem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz