środa, 23 września 2020

Od Keyi do Lexie

To nie miało tak wyglądać. Niewola powodowała we mnie wrzenie, nie mogłam uporządkować myśli.Statek, zapach prawdopodobnie morza i Ci ludzie tworzyli chaos w moim życiu. Jastrząb była cenna, nie miałam do tego żadnych wątpliwości, ale co im po takim tworze jak ja? Intuicja mówiła, że to nie skończy się dobrze. A ona rzadko mnie zawodziła. 
Poczułam mocny uścisk na związane ręce i jedynie mocno zacisnęłam zęby. Czułam jak dłonie oprawcy wędrują po mojej skórze, a z jego ust wydobywa się rechot. Szarpanie przynosiło jedynie ból, więc odpuściłam. Traciłam powoli wolę walki. 
- Nieźle na tobie zarobimy. - przystawił zamaskowaną twarz do mojego ucha. Odór jaki od niego dolatywał jeszcze bardziej uświadamiał mi w jakim położeniu jestem. Nie mogę zrobić nic. 
Nawet moja towarzyszka, która niewątpliwie była potężna została bez wyjścia, więc co ze mną? I choć ogarniał mnie egoizm, potrafiłam szybko zająć go obojętnością. Nigdy nie miałam wartości. 
Zanim wrócił Ptak minęła wieczność, tak mi się wydawało. Jej wyraz twarzy był poważny i skupiony. Kiedy znów stanęłyśmy przywiązane razem, poczułam jak ciężko oddycha. Szukałam odpowiednich słów, jednak to ona pierwsza się odezwała.
- Wypuszczą Cię. - poinformowała mnie, na co zmarszczyłam brwi. 
- Co musisz zrobić? - westchnęłam. - Poradzę sobie sama, nie rób nic wbrew swojej woli. Nie warto...
Spojrzałam jej w oczy i przygryzłam dolną wargę. Nawet podczas porwania czułam się ciężarem. 
- Podjęłam decyzję, po prostu czekaj. - odwróciła się. 
Odpuściłam, nie ciągnąc dalej niewygodnego tematu. Zamknęłam oczy, przeklinając pod nosem. Wsadzono nas ponownie do schowka i zamknięto, pozostawiając z niewygodnymi myślami. W międzyczasie wciąż próbowałam przedrzeć sznury, miałam na to całą noc.

- Wstawaj! - silna ręka uniosła mnie do góry, boleśnie ciągnąc za sobą. Było jeszcze ciemno, a wyrwana ze snu nie potrafiłam ocenić co się dzieje. 
Kiedy wyciągnęli nas na pokład, Jastrząb już tam stała. Miała na sobie czarną pelerynę, która skutecznie skrywała ładną buzię. Obok uśmiechał się nieznajomy, który nie miał na sobie maski. Jego chłodny wzrok zatrzymał się nade mną tylko przez chwilę. Skupiony był na mojej towarzyszce, patrzył w jej kierunku jakby widział wielki skarb. Kim tak na prawdę była? 
Mrok powoli się rozjaśniał, a my stanęliśmy. Założono mi maskę, tak, że nic nie widziałam i popchnięto naprzód, ignorując moje marudzenie. Nagłe pchnięcie było na tyle mocne, że padłam na ziemię. Poczułam w ustach ziemię, a już i tak obolałe ciało nie mogło samo się podnieść. Wtedy postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę, nie wiedziałam jeszcze, że doprowadzi mnie to do zagłady. 
Poluzowane wcześniej węzły puściły, a ja odzyskałam na moment wolność. Zmuszenie mięśni do ostatniego wysiłku nie było nawet aż takie ciężkie. Kiedy wstałam, miałam mało czasu. Od tej chwili liczył się każdy ruch. Zobaczyłam tylko wściekły wzrok Jastrzębia i ruszyłam na oprawcę. Dwóch wielkich ludzi mocno mnie złapało i choć zadałam im kilka mocnych ciosów, nie zdołałam ich powalić. Byłam zbyt osłabiona. Momentalnie oberwałam w twarz. Obraz pociemniał, a ból rozszedł się po całym ciele. W ustach rozszedł się smak własnej krwi i nie potrafiłam się nawet ruszyć. Nie mogłam nic zrobić, tylko przeszkadzałam. To nie miało sensu.
- Przestańcie. - krzyknęła moja towarzyszka, a ja jedyne co chciałam to ją przeprosić za bycie uciążliwym i najsłabszym ogniwem. To nigdy nie miało tak wyglądać. Życzyłam jej wygranej.
Nikt się tym nie przejął, kazali iść jej na przód, a ja zostałam z tyłu. Widziałam jak coś do niej mówią, ale nic nie słyszałam. Potem straciłam orientację, czułam jedynie złość, a następnie ciemność całkowicie przejęła moje ciało. Zamknęłam oczy, pozwalając na wieczny sen i przeklinając własne życie. W ostatnim momencie pragnęłam jedynie zemsty i siły.

Lexie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz