czwartek, 3 września 2020

Od Zachariasa do Matriasena

Mężczyzna był wyjątkowo rozgadany. Przypominał małego chłopca o bardzo wybujałej wyobraźni, który jest żądny przygód i który, niczym skończony idiota, skoczy w ogień, jeśli za jego ścianą znajduje się coś ciekawego. Odmówiłbym, chciałem odmówić i pójść swoją drogą. Niestety nie znałem tych terenów, a jeśli przybysz twierdzi, że normalnie w tym miejscu powinny stać domki, a nie leśne formacje, musiałem mu w pewnym stopniu zaufać, bo inaczej nie wyszedłbym z tej iluzji. Do stracenia jedyne co miałem, to czas, a mój czas nie jest wyjątkowo cenny, przynajmniej tak sądziłem.
- Zgoda – odpowiedziałem spokojnie. - Pod warunkiem, że potem zaprowadzisz mnie prosto do miasta – zażądałem. Mężczyzna szybko się zgodził, nie stanowiło to dla niego większego problemu, więc bez dłuższego ociągania się, ruszyliśmy we wskazanym przez niego kierunku. Nieznajomy bez przeszkód dotrzymywał kroku mojemu koniowi, więc postanowiłem z niego nie schodzić. - Skąd wiesz, że w tamtym kierunku znajdziesz źródło anomalii? - zapytałem, gdy zdałem sobie sprawę, że idziemy ku niewiadomej, tylko dlatego, że ktoś taki jak on, stwierdził sobie, że tamten kierunek jest najlepszy.
- Widzisz to? - wyciągnął przed siebie jakieś metalowe pudełeczko. Jedynie pokiwałem głową, czego z resztą nie zobaczył, ponieważ był wpatrzony w swój przedmiot. - Wskazuje on unipolacje magiczno-geostatyczne – zaczął tłumaczyć, jak działa ów przedmiot. Mówił bardzo szczegółowo, używając naukowego słownictwa, a ja, jako zwykły wojownik i rzekomy następca tronu, kompletnie nie rozumiałem jego dokładnych tłumaczeń. Nie będąc jednak pierwszym lepszym chłopem, który nawet czytać nie potrafi, zrozumiałem, że to dziwne pudełeczko wyczuwało zmiany w terenie, wolałem to sobie przetłumaczyć, że odczuwało magię. To brzmiało najprościej. Koniec końców mężczyzna jeszcze raz włączył przedmiot, które wydało z siebie kilka zgrzytów, a następnie mała, cienka igiełka wskazała kierunek przed nami. Potem mężczyzna schował przedmiot pod ubranie i szeroko się uśmiechnął. - Wspaniały wynalazek – podsumował całość, a ja jedynie przytaknąłem cichym mruknięciem. W tej chwili mogłem zgadywać, że nie był świrem, a wynalazcą; z drugiej strony każdy, kto kombinuje z niemożliwymi rzeczami, szukając nieodkrytych sposobów, jest wariatem.

Las się ciągnął w nieskończoność i wszystkie rośliny wyglądały tak samo. Nic się nie zmieniało. Rozglądałem się po terenie w nadziei, że znajdę coś ciekawego, godnego uwagi, ale zamiast tego widziałem tylko korę, gałęzie i liście. Mężczyzna co jakiś czas podziwiał jakąś roślinę, zaczynając o niej opowiadać, na co ja tylko kiwałem głową. Chciałem tylko dojść do jakiejkolwiek wioski i zjeść porządny posiłek, a zamiast tego tułałem się po lesie z obcym człowiekiem. Kiedy moje oczy dostrzegły drzewo, które rosło w trzy strony, zatrzymałem konia. 
- Krążymy ciągle w kółko – zauważyłem. Tę cholerną roślinę widzę już czwarty raz. - Nieznajomy wyciągnął metalowe pudełeczko z ubrania i je włączył. Igiełka zaczęła krążyć wokół własnej osi. Albinos przypatrywał jej się z zaciekawieniem.
- Tutaj musi być źródło anomalii – stwierdził i zamknął przyrząd, znowu je chowając. Zaczął rozglądać się po okolicy.
- Czego konkretnie szukasz? - zapytałem, schodząc z konia. Trzymając lejce w dłoni, obserwowałem jego ruchy. Stukał w drzewa, pociągał za gałęzie, przesuwał kamyki. I niech mi tu ktoś powie, że nie mam do czynienia z wariatem, westchnąłem w myślach.
- Może jest tu ukryte przejście? Albo jakaś bariera, za którą iluzja zniknie? A może... - zaczął wymieniać. Podrapałem się po głowie, po czym nie mając nic lepszego do roboty, zacząłem chodzić po tym miejscu w kółko i szukać czegoś, co może okazać się kluczowe w tej sprawie. Przyglądając się drzewom, zauważyłem jedną, dziwną rzecz.
- Liście się poruszają, ale wiatru nie ma – zmarszczyłem brwi. Po tych słowach nieznajomy także spojrzał na drzewa i nagle wskazał na coś ręką. 

<Matriasen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz