Trzymanie jej dłoni nie pomagało. Mirajane zamarzała. Powoli, ale cały czas. Bez sekundy przerwy. Lexie zaczynała czuć narastającą panikę. Hares otulił je swoim ciepłym futerkiem, odgrodził od świata zewnętrznego skrzydłem. Ale to nie pomoże. Pył sypiący się z Lexie wąskim ciurkiem opadał na ziemię pod nimi, tworząc niewielkie piramidki. Nie, tak jej nie ogrzeje. Gwardzistka przełknęła ślinę. Nie powinna tego robić. To mogło nie pomóc. I było rażącym naruszeniem etykiety. Naprawdę nie powinna tego robić. Ale nie mogła pozwolić księżniczce umrzeć. Nie. Nie po tym wszystkim. Nie tutaj. Zaczęła powoli rozwiązywać sukienkę Mirajane, jednak widząc, jak szybko postępuje zlodowacenie, przyspieszyła. Potem szybko zrzuciła swoje ubranie i całym ciałem przytuliła swoją panią do piersi. Poczuła, jak lodowate zimno zaczęło promieniować na jej ciało, niemal zamrażając ją od środka. Drobny pył zamienił się w metalowe odłamki, a ból w plecach stał bardziej intensywny i zaczął rozprzestrzeniać się w górę, w stronę karku i obojczyka kobiety oraz prawego ramienia. Lexie poczuła, jak krople krwi pływają po jej ciele, ale tylko mocniej przytuliła swoją panią, zamykając przy tym oczy i próbując nie myśleć o tym, jak niestosowna jest ta sytuacja. Częściowo nawet skupienie się na bólu było lepszą alternatywą.
Chłód ciała Mirajane nieco osłabł, dziewczyna poruszyła się lekko. Gwardzistka otworzyła oczy. Jej pani nie była już tak zamrożona, wydawało się wręcz, że postępy zamarzania nieco się cofnęły. Uśmiechała się nawet lekko, jakby miała jakiś przyjemny sen. Niespodziewanie dla gwardzistki wyciągnęła do niej swoje dłonie. Lexie nie zdążyła zaryzykować. Jej zmysły zbytnio zostały przyćmione przez ból, wstyd i ulgę. Delikatne palce spoczęły na policzkach gwardzistki i przyciągnęły lekko jej twarz do ust księżniczki. Krótki pocałunek wprawił kobietę w zupełne osłupienie. Serce Lexie zabiło szybciej. Nigdy w życiu nie czuła się tak przerażona. I szczęśliwa. I zdezorientowana. Ale szczęśliwa. Miała ochotę na raz płakać, śmiać się, krzyczeć ze szczęścia i zaszyć w najdalszym kącie dżungli w samotności. Mirajane opadła lekko na jej ramiona. Oddychała spokojnie.
- Mer... - wydobyło się z jej ust, a serce gwardzistki się zatrzymało. Ale przecież... tak. Już wcześniej sobie to uświadomiła. Ten niespodziewany pocałunek nie powinien niczego zmieniać. Księżniczka nawet nie była zapewne świadoma, kogo całuje. Pewnie myślała... myślała, że Mer jest tutaj. Lexie poczuła wilgoć na policzkach. Było to dla niej nowe doświadczenie. Musiała się pogodzić. Musiała się pogodzić na nowo, że jej pani nigdy nie zaakceptuje jej miłości. Przecież zawsze to wiedziała, jednak czemu w tym momencie to musiało tak mocno zaboleć?
Siedziały obie, zupełnie nagie, wtulone w siebie, a Discord otaczał je swoim własnym ciepłem. Prawdopodobnie był jedynym, co utrzymywało jeszcze Lexie przy życiu. Gdyby nie on samo zimno ciała księżniczki pewnie by ją zamroziło. Gwardzistka nie dbała o swoje życie. A przynajmniej już nie. Było jej zupełnie wszystko jedno, czy przeżyje tak długo, jak długo jej pani żyła. Kurczowo uchwyciła się tego uczucia, spychając samą siebie w najdalsze części umysłu. Tak naprawdę nie była tu istotna. Jej wysokość lubiła mówić do niej pięknymi słowami, porównywać ją do rodziny, jednak nie powinna sobie z tego powodu zbyt wiele wyobrażać. Dystans. Etykieta. Ostatnio tak wiele się działo i Lexie prawie zapomniała, czemu te rzeczy były tak istotne.
- Wasza wysokość - zaczęła cicho, nie była nawet pewna, czy jej pani ją słyszy. Może i lepiej, że jest nieprzytomna. - Wygląda na to, że zdołam utrzymać waszą wysokość tylko, jeśli nasze ciała będą w bezpośrednim kontakcie. Zaraz ubiorę się oraz waszą wysokość, jak bardzo to będzie możliwe i wezmę waszą wysokość na plecy.
Księżniczka dalej pogrążona była w twardym śnie. Lexie ostrożnie położyła ją na haresie, by wdziać ponownie dolną część munduru, a następnie ubrać swoją panią w halkę i narzucić na jej plecy swoją własną kurtę. Mimo wszystko ta była cieplejsza od sukni jej wysokości. Strażniczka wybrała też kilka szmat i przetarła ciało z krwi, żeby przynajmniej częściowo pozbyć się jej z pleców, o które chciała oprzeć jej wysokość. Resztę sprzętu gwardzistka zarzuciła na królika, a sama ostrożnie założyła sobie ciało swojej pani na plecy, niezdarnie zaplatając jej ręce na swojej szyi i nogi w pasie. Ośrodki odpływu mocy przemieściły się na ręce i nogi gwardzistki, kilka stróżek zaczęło nawet sypać się z jej twarzy. Poszerzająca się ciemna plama łuski powoli jęła oplatać gardło gwardzistki w miejscu styku z dłońmi księżniczki. Pod skórą Lexie zaczęły się też pojawiać niewyraźne zarysy większych łusek, jakby powoli szykując się do przerżnięcia przez skórę.
Upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, strażniczka ruszyła w las przed sobą, starając się utrzymać dziarskie tempo. Discord szedł tuż obok, przybierając większość sporego drapieżnika i brzęcząc lekko sprzętem. Jej wysokość byłą dość lekka, jednak jej delikatne, zimne ciało raz po raz zsuwało się z barków gwardzistki, która czuła, że z każdą opuszczającą jej ciało kroplą krwi maleje ich szansa na dotarcie do celu. Ale nie mogła się poddać. Nie ważne, ile będzie musiała za to zapłacić. Doniesie swoją panią do tego przeklętego maga, a potem zmusi go do udzielenia im pomocy.
A krew kapała w pylisty grunt, zostawiając za przybyszami szlak czerwieni.
W pewnym momencie hares zaczął intensywniej węszyć w powietrzu i dziwnie ni to warczeć, ni to szczekać. Coś przebiegło w krzakach. Lexie poprawiła ciało jej wysokości na plecach i spróbowała dobyć jedną ręką włóczni. Ale nie była w stanie. Jeśli to będzie jeden z kotowatych drapieżników tych lasów sytuacja mogła wyglądać nie za ciekawie. Szybka ocena sytuacji i strażniczka zdecydowała się na jedyny sensowny ruch. Zrzuciła cały sprzęt, jaki miała na Discordzie i wskoczyła na jego grzbiet.
- Na przód - zarządziła. Królikowi nie trzeba było tego specjalnie powtarzać. Z zarośli wyskoczyła puma, jednak hares wyrwał do przodu, umykając spod jej pazurów. Gwardzistka jedną dłonią chwyciła się mocno jego futra, by drugą przytrzymywać ciało swojej pani. Kolejna mocniejsza fala zimna i rany na rękach oraz nogach gwardzistki, powodowane przez żelazne odłamki jeszcze się poszerzyły. Lexie zrobiło się ciemno przed oczami. Białe futro Discorda powoli przybierało kolor czerwieni. A zapach krwi tylko pobudzał drapieżnika.
(Mirajane?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz