wtorek, 15 września 2020

Od Cythian'diala i Lottielle

Lottielle od razu poczuła że nie znajduje się już w Merkez. Ani też z w jednym z ościennych krajów. Wiedziała gdzie się znalazła. W Temenii. Miejscu z którego uciekła i do którego nie chciała nigdy wrócić. Paradoksalnie poczuła się tutaj jak w domu. To było jedyne w swoim rodzaju uczucie które zrozumieją jedynie ci którzy urodzili się i dorastali w cieniu Temenii lub samym kraju. Rozumiały to ich serca. Wyschnięte na wiór i zniszczone nieustanną biedą. Lotte rozumiala, że znajduje się w podobnej sytuacji, jednak nie akceptowała tego. Opuściła te ziemie może i kilka miesięcy temu, jednak od tego czasu zdawały się minąć całe lata. W całym kraju jak i Cytadeli czas zdawał się płynąć jak tylko chciał. Potrafił przyspieszyć, ale również zwolnić. Wciąż rozbudzona magia próbowała podłączyć się do Źródła, jednak Linie Mocy były tak słabe, pogrążone w marazmie oraz głęboko ukryte że dziewczyna nie mogła z nich zaczerpnąć. Jedyne co mogła zrobić to spętać na nowo swoją moc i spróbować odzyskać siły. Bolała ja głowa i ogólnie wszystko. Jakby przebiegła wiele razy drogę wiodącą na targ i spowrotem do kwatery w piwnicach gildii. Ale taka była cena używania Mocy oraz korzystania ze Źródła. Żeby coś dostać najpierw musiała coś dać. Zazwyczaj nieostrożny mag cierpiał jedynie fizycznie, jednak znała też przypadki, kiedy to ceną była dusza. Uniosła lekko powieki. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Umeblowane szykownie i porządnie. W pewnej chwili jej wzrok zatrzymał się na magu. Poczuła jak wzrasta w niej bunt, gotowy zapłonąć żywym ogniem na jej rozkaz. Musiała go jednak stłumić, gdyż nie miała już sił walczyć. Musiała odpocząć. Nie mogła ryzykować utratą życia na tych nieprzyjaznych, wrogich i okrutnych ziemiach. Wbiła świdrujące spojrzenie w maga. Jednym tylko spojrzeniem chciała mu przekazać jak bardzo go niecierpi i obiecać mu że przy najbliższej okazji obróci Cytadelę w proch, jeśli nie da jej odejść gdy tego zechce.
~ Drzwi są otwarte ~ zauważył demon, nie patrząc nawet na dziewczynę. W wielkim fotelu wyglądał jak dziecko, które znużone zabawą postanowiło przysiąść na chwilę w biegu, choć jego nóżki wciąż wyrywały się do ruchu. ~ Śmiało, sprawdź, jeśli mi nie wierzysz. Nie, nie ma za nimi przepaści. Jesteśmy w najwyższej wieży Cytateli, ale nie oznacza to, że drzwi muszą prowadzić w pustkę. Możesz przez nie wyjść, pokonać stopnie, prowadzące w dół wieży, przejść przez całą Cytadele, potem przez góry Temeni, aż do Sharru lub Khayru. Jednak tylko w tej wieży, w tym pomieszczeniu zapewniam ci bezpieczeństwo.
Podążyła wzrokiem w stronę drzwi. Mogła odejść w każdym momencie. Przed zerwaniem się i ucieczką powstrzymały ją ostatnie słowa maga. Nic z tego nie rozumiała. Czego on od niej chciał? Przecież nie porwał jej bez przyczyny, prawda? Powróciła do niego wzrokiem. Odgarnęła lekkim ruchem, zbłąkany kosmyk za ucho. 
- Czego chcesz? - warknęła rzucając mu spojrzenie spod przymknietych powiek. -  Odstaw mnie do Merkez! - zarządała.
~ Interesują mnie twoje magiczne zdolności ~ oznajmił Arcymag. ~ Opowiedz mi o nich. Gdzie znajduje się źródło twojej magii? Jak ją czerpiesz? I oczywiście, czemu odmawiasz sobie korzystania z niej. Tak. ~ Pokiwał w zamyśleniu głową. ~ Opowiedz mi również o Malumie. Twoja ucieczka musiała spowodować wiele bólu jego niewolnikom. Ciekawe czy nadal cię szuka. Po prawdzie, nigdy nie umiał przegrywać i próbował sięgać po rzeczy, które go przerastały, jednak nie spodziewałem się, że jego obsesja może przenieść się na kobietę. 
  Ctyhian'dial wyglądał, jakby odpływał myślami gdzieś daleko, choć może to było tylko wrażenie spowodowane brakiem wyrazu na jego masce?
Z jej ust wyrwało się mimowolne prychnięcie. Podparła brodę dłonią i odwróciła wzrok od maga. Nie zamierzała odpowiadać na jego pytania. To skąd pochodziła jej magia było jej własnością i nikt nie musiał znać jej źródeł. Czemu odmawiała korzystania z niej? Czy to nie było dość jasne? Moc nie przyniosła jej nic poza jeszcze większym bólem i rozczarowaniem. Malum? Ten okrutnik na pewno wciąż jej szukał. Kilka razy ledwie umknęła jego gończym. Jeśli nauczyła się czegoś podczas pobytu u niego to był fakt że czarnoksiężnik nie potrafił przegrywać i za wszelką cenę chciał zdobyć to co było poza jego zasięgiem. Obsesja na punkcie kobiety? Co to to nie. Malum z pewnością nie dostrzegał w niej kobiety. Jedynie narzędzie do zdobycia jeszcze większej potęgi i kto wie, może również miejsca w Cytadeli. Martwiła się po prawdzie o innych niewolników maga, zdawała sobie jednak sprawę że oni doskonale potrafili unikać jego gniewu i wściekłości. To było coś czego ona nigdy się nie nauczyła. Dlatego potrafiła stamtąd uciec. I była pewna że jeśli nadarzy się okazja ucieknie również stąd- chociażby miało ją to kosztować życie. Przynajmniej umrze jako wolna osoba. W końcu to zabiło jej brata, gdy próbował ochronić ją przed tym losem. Była mu to winna, bezwzgledu na wszystko, bezwzględu na cenę jaką musiała za to zapłacić. Była na to gotowa.. cokolwiek planował ten mag nie zamierzała podporządkować się jego woli. Ani teraz, ani nigdy.
Karzełek pokiwał w zamyśleniu głową. Nie zawiodła jego oczekiwań. Buntownicza dusza, nie chcąca być spętana żadnymi więzami.  Doskonale. 
Drzwi do pokoju otworzyły się zamaszyście i pojawiła się w nich smukła sylwetka przystojnego mężczyzny, którego ciało oplatały pasożytnicze ciernie, a w oczodołach lśniły białka. Ros uniósł rękę do góry, jakby chciał powitać Arcymaga, jednak zamarł w pół ruchu. Jego spojrzenie padło na dziewczynę. Przełknął ślinę i zakłopotany podrapał się po karku.
- Przychodzę nie w porę...? - Jego głos się urwał, gdy napotkał zimne spojrzenie karzełka. - Nie poradzę! - zaczął się bronić, wymachując rękami - Wszyscy chodzili na paluszkach i nie chcieli mi nic powiedzieć, co się dzieje. I prawie musiałem ogłuszyć Ghorma, żeby się tu dostać. Uparty jak kozioł. A swoją drogą, kimż jest ta piękna dama, która zaszczyciła to ponure miejsce swoja obecnością? - Ros wszedł do środka i mrugnął znacząco do dziewczyny. - I czy ty ją poisz, Cyth? Zainwestowałbyś w coś mocniejszego. - To mówiąc zrobił znaczący gest, jakby przechylał kieliszek do ust. Cythian'dial milczał, co zaniepokoiło mężczyznę. Atmosfera w pokoju ochłodziła się znacząco. Mężczyzna stanął przed stolikiem, na tle biblioteczki i założył ręce na piersi. Ciernie na jego ciele poruszyły się niespokojnie.
Karzełek zwrócił się do dziewczyny, ignorując kompletnie przybysza. 
~ Rozumiem. ~ powiedział krótko, mimo że ta nie wypowiedziała ani jednego zdania. ~ Ros pokaże ci twój pokój. Jeśli będziesz czegoś potrzebować możesz zwrócić się do dowolnego sługi. Jestem wielce uradowany, mogąc gościć cię w mojej Cytadeli. A teraz wybacz, ale pewne sprawy wymagają mojej osobistej prezencji. Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję porozmawiać, jeśli zachowasz rozsądek. Dobrej nocy, Lottielle.
Arcymag wstał bezgłośnie i pomieszczenie pogrążyło się w ciemności, a gdy opadła, jego już nie było. Dziewczyna została sam na sam z zakłopotanym mężczyzną który czuł, że nie powiedziano mu wszystkiego i że tak właściwie ma kłopoty. 
Dziewczyna prychnęła pogardliwie. Nawet nie spojrzała na maga. Ani jeden dreszcz nie przebiegł jej zmrożonej grozą sytuacji skóry gdy pokój pogrążył się na kilka chwil w ciemnościach. Zmróżyła oczy, lustrując uważnie wzrokiem postać niespodziewanego i pewno niechcianego gościa. Wstała unosząc dumnie głowę, mimo że jej twarz pokrywała zaschnięta krew, kurz i brud starała się nadać swojej postaci jak najbardziej władczy wyraz. Mimo że wciąż kręciło się jej w głowie po korzystaniu ze Źródła nie pozwoliła sobie na nawet nieznaczne wsparcie się na fotelu lub innym meblu. 
- Czyżby moje przybycie tutaj było aż taką tajemnicą? - Posłała mu mordercze spojrzenie. - Jeśli on myśli że może mi mówić co mam robić i gdzie iść to się myli i to grubo. 
Zadarła głowę do góry i skrzyżowała ramiona na piersiach. 
- Wiesz, Cythuś jest dość skrytym karzełkiem - Ros podrapał się z zakłopotaniem po karku. - Niech mnie diabli jeśli jestem w stanie choć w kawałeczku zrozumieć, co tam mu chodzi po tej rogatej łepetynie. Może po prostu nie chciał, bym wyrwał mu laskę i dlatego wolał trzymać przede mną w sekrecie pojawienie się takiej piękności w Cytadeli. A skoro już mowa o pięknościach, pozwól się, o pani, przedstawić mojej nędznej osobie. Nazywam się Ros, do usług. - To mówiąc skłonił się do ziemi, nieco teatralnie, a gdy się wyprostował wyszczerzył się w zalotnym uśmiechu. - Pozwolisz zatem, że zaprowadzę cię do twoich komnat, zanim Cyth nie zmieni zdania i nie każe wyrzucić mnie przez okno?
Wredny uśmiech wykwitł niczym trujący kwiat na jej ustach. 
- Czyżbyś myślał, że Cythian'dial potrafi się zakochać? Nie rozśmieszaj mnie! - rzuciła mu drwiące spojrzenie. - Jest potworem, który nie potrafi kochać. Wykorzystuje tylko innych, aby podnieść swoją sławę i umocnić pozycję. Taki ktoś jak on nie potrafiłby się zakochać
Milczała przez chwilę. 
- W porządku. Możesz mnie zaporowadzić ale tylko dlatego że nie chcę byś miał z jego strony jakieś nieprzyjemności. 
Uniosła dumnie głowię i przemaszerowała obok Rosa.
- A tak przy okazji. Mam na imię Lottielle. - rzuciła przez ramię.
- To imię jest równie piękne, jak jego właścicielka - powiedział mężczyzna, wyprzedzając ją i nonszalancko otwierając przed nią drzwi. - Jeśli chodzi o Karzełka to tym bym się nim nie martwił. - Ros ruszył za dziewczyną prosto w wyłożoną śnieżnobiałym kamieniem klatkę schodową.. - Niech mnie drzwi ścisną, jeśli od pierwszej chwili, gdy go zobaczyłem nie byłem w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Życie z Cytusiem jest jak trzymanie głowy w paszczy lwa. Niby psia krew oswojona bestia, niby znasz każdy jej zwyczaj, każdy odruch, jednak wiesz, że jeden kaprys dzikiego zwierzęcia i kszszszyt - to mówiąc przejechał palcem po szyi - jesteś po drugiej stronie. Tędy, tędy. - Będąc u podstawy schodów dziewczyna próbowała skręcić w najbliższy korytarz, jednak Ros zastąpił jej przejście. - Tam jest kuchnia, a to nie miejsce dla uroczych młodych panien, jak ty madam. Mamy dużo szczęścia, że drzwi są zamknięte, bo dobywające się stamtąd zapachy mogłyby położyć trupem niedźwiedzia. 
Korytarze, którymi zmierzali były zaskakująco puste i zimne. Odgłos ich kroków odbijał się echem, ale mężczyzna szedł pewnie znajomymi drogami. Cytadela o tej porze zwykle nie była zbyt ruchliwym miejscem. Wszyscy mieli swoje obowiązki, a dla własnego dobra lepiej było je wykonać sumiennie. Nie żeby Cythian'dial przykładał do tego jakąkolwiek wagę. Problem stanowił Ghorm. Po plecach Rosa przebiegł dreszcz.
(Cythian'dial?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz