Słowa smoczycy bardzo powoli wybrzmiewały w głowie Lexie. Darawa. Legendarne i przerażające miejsce, z którego pochodziły najstraszniejsze kreatury, kraina pradawnych smoków. Czy Mer mógł być smokiem? A jeśli nie, to czym był? Gwardzistka przywołała nieruchomy obraz hełmu towarzysza. Milczący. Spokojny. Lojalny. A jednak nigdy nie odkładał swojej zbroi. Zamkowe plotki przypisywały mu różne właściwości, a jednak król nie przydzieliłby swojej córki nieodpowiedniej osobie. Kobieta odepchnęła te myśli na bok. Mer był jej wiernym towarzyszem. Nie było istotne kim, albo czym, był. Tak długo, jak...
Jej przemyślenia przerwała gwałtowna beczka, wykonana przez Crylin. Zła na towarzyszkę burknęła coś, na co ta zareagowała równie nagłym zwinięciem skrzydeł. Gwardzistce zaparło dech w piersi, gdy leciały w stronę ziemi. Gdzieś z tyłu jej umysłu przeleciały jakieś urywki myśli. Więc jednak pamięta. Jednak chciała mnie zabić od początku. Kilkanaście metrów nad ziemią smoczyca rozłożyła skrzydła i wyhamowała. Wyrównała lot i po chwili wylądowały.
- Jak ci się podobała podróż?
Kobieta przestąpiła z nogi na nogę, rozkoszując się uczuciem gruntu pod stopami.
- Następnym razem idę piechotą - mruknęła, patrząc ponuro na emanującą energią smoczycę. Crylin nie wyglądała na specjalnie poruszoną jej słowami. - I też nie jestem człowiekiem. - Przejechała dłonią po łusce, znajdującej się na jej lewym ramieniu i poprawiła dość mechanicznie zbroję. Najemniczka obrzuciła ją badawczym spojrzeniem.
- Ale nie jesteś też tak nieludzką jak ja, Garde. A to pomaga w wielu sprawach - zauważyła z przekąsem.
- Pod tym względem miałam to nieszczęście. - Lexie pochyliła głowę, poprawiając potargane wiatrem włosy, nie chcąc patrzeć w oczy tej osoby. Za bardzo pobudzały jej pamięć. - Ruszajmy lepiej.
Gwardzistka już czuła w ustach smak krwi. Nie lubiła tego uczucia. I jej rodzina i lata treningu w straży nauczyły ją, że istotne jest przede wszystkim ludzkie życie. Że jest ono czymś, co trzeba chronić. Odbieranie go kłóciło się z tą kluczową zasadą. Podeszła do rogu budynku i wyjrzała w wąski zaułek. Niepozorne wejście wyglądało na niestrzeżone, jednak była pewna, że gdzieś tu znajduje się czujka. Tylko nie była w stanie jej zobaczyć. Gwałtownie smoczyca śmignęła koło niej z nieludzką prędkością, aż ciepłe powietrze owiało twarz kobiety. Po chwili w uliczce coś tępo upadło na bruk. Gwardzistka wychyliła się, by zobaczyć Crylin, wyrywającą pazur z piersi stosunkowo drobnego łotrzyka. Na jego twarzy widniał wyraz zdziwienia.
- Był tylko jeden - oznajmiłą smoczyca, wycierając pazur w jego szatę.
- Dobrze. - Lexie schyliła się do bandyty i z jego szat wydobyła niewielką, metalową broszkę. Obróciła ją w palcach i spojrzała w oczy smoczycy. - Będę osłaniać ci plecy, skup się na wydobyciu małej. Jeśli ją pochwycisz - uciekaj.
Crylin drgnęło ucho i zamiast odpowiedzieć, wspięła się błyskawicznie na najbliższy budynek. Gwardzistka kopnęła ciało czujki, by przewrócić je na twarz i zakryć przynajmniej częściowo rany. W ostatniej chwili zdążyła się wycofać za swój załom budynku. Drzwi skrzypnęły cicho i ciężkie kroki rozbrzmiały w zaułku.
Zrobiły tylko kilka kroków, nim rozległo się ciche przekleństwo i kolejne dwa ciała upadły na bruk. Lexie dobyła włóczni i wychynęła zza rogu. Crylin spojrzała na nią, będąc już przy drzwiach.
- Zatem zostawiam ci moje plecy, Garde - oznajmiła i zniknęła w środku. Brunetka puściła się biegiem w ślad za nią.
(Crylin? Oh well, liczyłam na bardziej stealth podejście, ale w sumie od tego, jak zaczęłyśmy trudno było mi wyprowadzić inny plan xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz