Umieszczony wśród ciemnych tkanin owoc tworzył piękne, kontrastowe widowisko. Pomarańcz pasowała do wszystkiego, ale to jednak rozbieżność między kolorami dodawała niewysokiej istocie mistycyzmu. Choć wrażenie to mogło być złudne - Kiku rzadko spotykał magów, nie wiedział więc co przy nich uznać za naturalne. Poza tym głęboko też faworyzował pomarańcze.
Przechwycił swój mały skarb i ostrożnie upuścił go do plecionego koszyka. Nieznajomy miał rację, cennych owoców nie powinno narażać się na obrażenia. Widok schludnie ułożonych produktów poprawił humor czarnowłosego. Gdy wszystko było na miejscu, czuł się lepiej.
Spojrzenie posłane przybyszowi było prawie tak ciepłe, jak ofiarowany uśmiech. Propozycja herbaty była miła. Nic tak nie rozgrzewa relacji, jak umiejętnie przygotowany napar owocowy. Szczególnie gdy włożysz w niego całe swoje serce. Cudze też można, ale przy innej okazji.
- Zapraszam! Właściwie to nie byłem dziś przygotowany na gości. Proszę więc wybaczyć bałagan. A! Jestem Kiku.- gdy tylko szczupłe palce objęły gałkę, pomiędzy obiektami przeskoczyła magiczna iskra. Po plecach Kiku przeszedł dreszcz i ogarnęło go nieziemskie ciepło. Z tego, co zdołał ustalić, uczucie przy przejściu zależało od relacji z domem. Podczas gdy on czuł eteryczną przyjemność, większość nie czuła nic, a niektórzy wręcz cierpieli.
Drzwi ustąpiły pod delikatnym naciskiem drobnego ciała, a tuż za nim wsunęła się materia maga. Sala biesiadna skąpana była w delikatnym półmroku, wśród stolików tańczyła miotła, zamiatając podłogę. Magiczne sprzęty były prawie tak niesamowite, jak świadomy dom. To dzięki niemu z każdym krokiem barmana rozpalały się kolejne świeczniki. To również Kiku lubił, mniej pracy więcej efektowności.
W takich chwilach do szczęścia brakowało mu tylko muzyki kokieteryjnego barda i przyśpiewek podchmielonej gawiedzi. Momentami dobrze było odsapnąć... jednak to oni nadawali jego życiu sens, oni tworzyli jego dom. Bez nich jego życie było niepełne.
Kiedy otwierał ten bar, nie spodziewał się, że ściągnie tak barwną klientelę. Kupcy, złodzieje czy mordercy. W pewnym momencie lądowała tu większość poszukujących czegoś straceńców. Bawili się razem i razem rozpaczali, a w spokojniejsze dni wspólnie też odpoczywali. W takie dni pojawiała się też Zadra z tomikiem poezji.
Zadra kochała wiersze, ale każdy dobrze wiedział, że czytała je głównie dla Kiku. Jej głos zawsze był pełen emocji, a oczy zatracały się w przedstawianych w nim uczuciach. Dla niej jednak najważniejsza była w tym radość ojca. Czarnowłosy zadbał o edukację dzieci, choć sam nigdy jej nie zaczął. Często z tego powodu rozpaczał, umiejętność czytania i pisania pomogłaby mu w ratowaniu większej ilości biednych istnień. Aktualnie mógł im zaoferować wyłącznie drobne pieniądze i własne rady.
Gdy zbliżał się do baru, jego stopy ledwo dotykały posadzki. Tańczył mimo braku melodii, unosił się, był melodią. Mimo tego, że rzadko używał kociej bądź humanoidalnej formy trudno było przeoczyć jego specyficzny chód. Zamiłowanie do wysokich miejsc także było charakterystyczne. Takie właściwości kociego bytu.
Jednak właściwością bytu Kiku były przeróżne groźby. Pomaganie licznym postaciom przynosiło wrogów na jeszcze liczniejszych frontach. Podrzucone wiadomości, zawieszone plakaty, czy też groźby szeptane wprost do ucha. Wielu ludziom nie pasował zbyt dobry barman. Nieczęsto jednak ktoś miał na tyle odwagi, by zostawić ostrzeżenie w sercu jego domu. Szczególnie w tak wymownej formie.
Tuż za barem śmiałek ułożył truchło czarnego kota. Zwierzak został pozbawiony jednego z uszu, widoczny był również brak serca. Czyżby kocie uszko mogło wyprzedzić królicze łapki w rankingu szczęśliwych amuletów? A ponoć przynosił tylko pecha...
Cóż, to naprawdę nie był dobry dzień dla jego futrzanej persony. Postanowił jednak najpierw zrobić herbatę, a dopiero później zastanawiać się jak ten jakże hojny prezent znalazł się w jego posiadłości.
Spojrzał oceniająco na truchło i głęboko westchnął, teraz i on potrzebował herbaty.
(Cythian'dial)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz