sobota, 9 lutego 2019

Od Crylin do Lexie

Po nieudanej próbie wykonania misji wróciłam do domu, ówcześnie sprawdzając, czy przypadkiem nikt mnie nie śledzi. Było już bardzo późno, dlatego nie spodziewałam się zastać młodszą siostrę chodzącą po korytarzu. Kiedy jednak ujrzałam lekkie, ciepłe światło w pokoju, mój umysł zaczął tworzyć rozmaite scenerie, niestety negatywne. Pośpiesznie szarpnęłam za klamkę, w tym samym czasie zdejmując maskę i przepaskę.
- Aria? – Zaczęłam wołać dziewczynkę, przeszukując coraz to kolejne pomieszczenia, aż w końcu moim oczom ukazała się biała czupryna. – Skarbie, czemu nie śpisz? Jest już bardzo późno.
Dość szybko dostrzegłam onyksowe oczęta, oświetlane ciepłym płomieniem świeczki i roztrzepane dwa kucyki.
- Nie mogłam spać. Bałam się być sama. – Wyszeptała zmęczona, podchodząc do mnie. Spokojnie objęłam ją rękoma, głaszcząc po głowie.
- Nie bój się, bijou (skarbie). Już jestem przy tobie. – Podniosłam Arie, która szybko wtuliła się w zagłębienie mojej szyi. Wolną ręką sięgnęłam po lichtarz, aby oświetlić sobie drogę do pokoju.
- Mogę dzisiaj spać z tobą Crylin? – Spytała, usypiając na rękach w swojej białej koszuli nocnej.
- Jasne. – Szepnęłam, kierując się do sypialni. Odłożyłam mlecznowłosą na pościel, po czym sama przebrałam się w piżamę.
~*~
Minęło kilka dni od felernej akcji w skarbcu, kiedy to na niebie zawitał srebrzysty księżyc w pełni. Ubrałam się w swój standardowy strój i ruszyłam na miejsce spotkania. Na szczęście nie było ono daleko od domu, mogłabym nawet powiedzieć, że nie raz pojawiałam się tam, jako zwykła mieszczanka, wraz z siostrą.
Cierpliwie wyczekiwałam strażniczki, spoglądając na fontannę spod przepaski i maski wilka. Miałam przeczucie, że brązowowłosa nie zignoruje ostrzeżenia i pojawi się za kilka chwil. W tym samym czasie zastanawiałam się nad rozwiązaniem sytuacji zlecenia. Gdyby mężczyzna nie był zagrożeniem dla Arii, a jego cała organizacja szumowinami, prawdopodobnie zrezygnowałabym z propozycji gwardzistki. Jednak w aktualnej sytuacji, współpraca z kobietą mogłaby przynieść mi wiele korzyści, oczywiście, jeśli wszystko zostałoby dobrze zaplanowane.
- Omdunner… - Usłyszałam niedaleko siebie. Lekko zaskoczona, kątem oka spojrzałam w kierunku znajomego głosu. Nie przekręcałam jednak głowy. Wystarczyło, że wyczuliłam wzrok, aby dostrzec strażniczkę. Mimowolnie kącik moich ust powędrował ku górze. Pierwszy raz spotkałam się z kimś, kto wymawiał słowa w moim ojczystym języku, nie znając ich znaczenia. Sytuacja ta zachęciła mnie do niewinnego żartu.
- Ne pas vous avoir laissez moi. (Nie zawiodłaś mnie) – Nie spojrzałam nawet na jej osobę. - Vous êtes l’un de ma famille? (Jesteś jedną z mojego rodu?)
Przyglądałam się jej skrzywionej buźce, powstrzymując przed wybuchem śmiechu. Mimo zakłopotania brązowowłosej postanowiłam nie drążyć tej zabawy. Chciałam szybko wrócić do siostry, która kolejny raz musiała zostać sama.
- Tylko żartowałam, ale lepiej nie wypowiadaj słów, których znaczenia nie znasz. – Odparłam dość szorstko. – Chciałaś, bym zaprowadziła cię do swojego pracodawcy. Mogę to zrobić, ale nie tak jawnie. Dlatego zaproponuję ci pewien układ.
- Jaki? – Jej ręce oplotły się w geście zainteresowania.
- Ty załatwisz mi dobrze wykonaną kopię łzy oceanu, a ja zaprowadzę cię do niego, jednak wcześniej musisz upewnić się, że wyglądem będziesz przypominać najemnika. W innym wypadku cały plan pójdzie w łeb.
- Dobra, ale po co ci kopia i czemu sama się tym nie zajmiesz? Przecież widziałaś, jak wygląda. – Spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Jeśli nie wykonam zadania, a nagle zginie pracodawca, wszelkie podejrzenia przejdą na mnie, tym bardziej że pałam wielką nienawiścią do tego mężczyzny. – Wyjęłam z pochwy na nodze metalowy szpikulec, by chwilę później zacząć się nim bawić.
- Rozumiem, ale to nie zmienia faktu, że sama możesz się… - Nie dałam jej dokończyć, od razu chwytając za maskę. Delikatnie ją zdjęłam, ukazując czarny materiał w miejscu oczu.
- Nie widziałam go, jedynie byłam w stanie wyczuć jego kształtu. Nie mam pojęcia, jak wygląda, a tym bardziej, z jakich materiałów mogłabym go zrobić. – Ponownie założyłam maskę na twarz. Sądziłam, że moja interlokutorka zacznie jeszcze bardziej dopytywać się szczegółów, jednak nie miało to miejsca.
- I tak powinna spaść na ciebie kara. – Szepnęła cicho, jakby do siebie, ale na szczęście to usłyszałam.
- A to niby dlaczego? – Zakpiłam.
- Zabiłaś jednego z naszych strażników. – Mogłabym przysiądź, że ton głosu gwardzistki się podniósł, a mnie zaczęło zastanawiać, czy istoty po tej części gór naprawdę tak ubolewają nad stratą kogoś, z kim tylko pracują.
- Wiem i nie zamierzam za to przepraszać. – Odparłam spokojnie, jakby było to dla mnie czymś oczywistym. Nie dałam nawet oburzonej kobiecie się zbesztać, bo znów zaczęłam swój monolog. – Gdybym żałowała jego śmierci, oznaczałoby to, że sama nie doceniałabym życia. Nie było tu nic innego niż zabić lub zostać zabitym. Sądzisz, że pozwoliłby mi żyć ze świadomością, że jakimś cudem dostałam się aż tak daleko?

Nie zdążyłam dokładnie obgadać planu, kiedy w końcu pojawiłybyśmy się u szefa, słysząc szybkie stąpania i piskliwy krzyk.
- La petite sœur! (siostrzyczko) – Diametralnie odwróciłam się w stronę pędzącej białowłosej. Była czymś wystraszona, nie dało się tego nie zauważyć.
- Aria! Co ty tu robisz? Powinnaś już dawno spać w łóżku. – Skarciłam dziewczynkę, która zamiast się zatrzymać, skoczyła mi prosto w ręce.
- Panowie cię szukają. Powiedzieli, że jak cię znajdą to szef coś ci zrobi niedobrego. – Zaczęła popłakiwać, na co ją podniosłam, przytulając mocno.
- Nic ci nie zrobili? – Pozwoliłam sobie na spokojny ton, stojąc naprzeciw wyraźnie zdziwionej brązowowłosej. Czarnooka pokręciła przecząco głową, po czym dodała.
- Słyszałam, jak rozmawiali przed domem.
- Oczekują łzy, trzeba się pośpieszyć, więc wchodzisz w to? – Skierowałam przed siebie dłoń, czekając na jakikolwiek ruch.
- To twoja przyjaciółka? – Szepnęła dość głośno, na co jedna z brew gwardzistki się uniosła. – Ładna jest i wygląda na silną.
<Lexie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz