Lexie, Mer oraz kapitan Tlaoe klęczeli w milczeniu u stóp króla. Na twarzy tego postawnego blondyna gościł wyraz niezadowolenia, czego gwardziści byli aż nadto świadomi. Nie było dobrze wprawiać jego wysokości w złość. Mogło się to skończyć bardzo szybko wydaleniem ze służby. Albo gorzej. Legenda, krążąca wśród gwardzistów głosiła, że jeden nierozgarnięty strażnik, który opuścił kiedyś stanowisko, przez co złodziej ukradł ulubiony naszyjnik królowej matki za swoje zaniedbanie został za karę zdegradowany do pozycji sługi. Lexie przemknęło przez myśl, że nawet służba w zamkowej kuchni nie może być taka zła i że była to stosunkowo lekko kara jak za takie przewinienie. Otrząsnęła się jednak z tych myśli. Do pomieszczenia weszła królewska zielarka. Lazy, z tego co ze swojej pozycji mogła ujrzeć gwardzistka, miała zaniepokojony wyraz twarzy.
- Wasza wysokość – skłoniła się elegancko. Dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy pierwszy raz się spotkały – uświadomiła sobie Lexie.
- Doskonale. Wyjaśni mi ktoś, co to wszystko ma znaczyć? – Król powiódł morderczym wzrokiem po zgromadzonych. Jedyną osobą, która nie ugięła się pod tym spojrzeniem była właściwie Takako, która go zwyczajnie nie widziała. – Gdzie byli gwardziści, gdy moja córka była w niebezpieczeństwie i kim w ogóle jest ta kobieta, której przesłuchanie kazano przerwać bez konsultacji ze mną. Słucham?
- Wasza wysokość, Lexie i Mer zareagowali tak szybko, jak tylko było to możliwe. – Kapitan Tlaoe postanowił bronić honoru gwardii królewskiej. – To uzdolnieni strażnicy i postępowali zgodnie z …
- Więc dlaczego nie udało im się pojmać jednego ze skrytobójców? – Ostry głos władcy przerwał mu w połowie. – I dlaczego drugi został uwolniony? Takako Mitsuri. Jak rozumiem to twoja sprawka?
(Takako?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz