Noc była cicha, mimo to Lexie była niespokojna. Ostatnio w Leoatle wiele się działo i dziewczyna zaczynała niejasno odnosić wrażenie, że szykuje się coś większego. I że jej pani będzie w samym centrum tego, cokolwiek się wydarzy. Ciszę korytarza przerwał hałas, najwyraźniej dobiegający z wnętrza komnaty Mirajane. Co gorsza nie brzmiało to jak spokojny spacer do wychodka.
Gwardzistka gwałtownie otworzyła drzwi, by ujrzeć szamoczące się postacie. One również ją zobaczyły i jak zaprzestały walki. Nim kobieta zdążyła do nich podbiec obie zniknęły za oknem.
- Mer! - Lexie zarzuciła włócznię na plecy i dała znać swojemu towarzyszowi, by zaalarmował straż zamkową.
Gwardzistka chciała zwrócić się do swojej pani, którą najwyraźniej obudził hałas, jednak ta machnęła tylko ręką żeby biegła. Kobieta nie czekała ani chwili dłużej i szybko znalazła się za oknem. Rude włosy zalśniły jej, gdy ścigana zniknęła za krawędzią dachu. Szybka była. Lexie w lekkiej zbroi gwardzisty podciągnęła się za nią i ruszyła biegiem. To było to, co każdy gwardzista lubił najbardziej. Pościg. A cel nie należał do tych, które łatwo pojmać. Poruszał się z niesamowitą prędkością i widać było, że doskonale czuje się na dachach, czego nie można było powiedzieć o strażniczce, która co chwila potykała się i ślizgała. Jednak Lexie znacznie lepiej znała okolicę i dokładnie wiedziała, że tylko w kilku miejscach można przedostać się na ziemię bez specjalistycznego sprzętu.
Mer również o tym najwyraźniej wiedział, bo strażniczka ujrzała, jak przy jednej z tych dróg otwiera się klapa i wyskakują z niej inni gwardziści.
- Tam jest! - krzyknęła, wskazując kierunek, w którym jeszcze przed chwilą widziała uciekinierkę.
- Nie pozwólcie jej uciec! - krzyknął ktoś, kto właśnie wydostał się na dach. W świetle księżyca Lexie nie była w stanie określić kto to był, jednak zapewne ktoś ważny.
Pościg trwał jeszcze chwilę, choć jego wynik był przesądzony. Ruda niedoszła zabójczyni wkrótce została porwana, o czym gwardzistka dowiedziała się słysząc rozkazy powrotu na swoje stanowiska. Odetchnęła. Skoro wszystko się skończyło powinna chyba zobaczyć co u księżniczki.
[...]- Mer, zajmij się jej wysokością. - Zmiana Lexie właśnie dobiegła końca i dziewczyna miała zamiar postarać się o możliwość przesłuchania osoby pojmanej w nocy. Strażnik nie odpowiedział, co kobieta potraktowała jako zgodę. W przypadku takiej osoby jak Mer lepiej było dopisać sobie jej część dialogu, niż liczyć na to, że ją wypowie. To zresztą nie miało znaczenia.
Brunetka przekroczyła właśnie drzwi lochu, by usłyszeć strzęp rozmowy z jedynej zapełnionej celi.
- Mówię, że nie miałam zamiaru jej zabić! - deklarował zdecydowanie żeński głos. Gwardzistka podążyła za nim i po chwili weszła do pokoju przesłuchań, zajmowanego obecnie przez rudowłosą małolatę, przypiętą grubymi, metalowymi sztabami do masywnego krzesła, w którego drewno wsiąkło tak wiele krwi, że zabarwiło się ono na lekko czerwono, kapitana straży więziennej oraz niezbyt ładna dziewczyna w maseczce na twarzy, która piastowała zaszczytny urząd kata. Gewlin, jeśli Lexie dobrze pamiętała. W tym momencie wyglądała, jakby wybierała narzędzia, których przeznaczenia gwardzistka mogła się tylko domyślać. Strażniczka wyprężyła się na baczność i zasalutowała.
- Panie, przybywam z rozkazu jej wysokości - oznajmiła w odpowiedzi na pytające spojrzenie tamtego. Skinął jej głową i wrócił do przesłuchania.
- W takim razie co robiłaś w jej komnatach?
- Z-zaczekajcie! - Gwałtownie do pomieszczenia wpadła burza białych włosów, nieco zdyszana. - Ja wszystko wytłumaczę! Ona jest tu z mojego zaproszenia.
(Takako?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz