poniedziałek, 4 lutego 2019

Od Lexie do Crylin


Lexie instynktownie chciała ruszyć w pościg. Pościg był jedną z tych rzeczy zakorzenionych w świadomości gwardzistów gdzieś pomiędzy odruchem źrenicznym a wymiotnym. Poczuła jednak, że jej buty przytwierdzone są do podłoża, schyliła się więc by ujrzeć twardy kryształ opasujący je. Szybko dotknęła je dłonią, a gdy ten rozsypał się w drobny pył zrobiła ruch, jakby chciała kontynuować nie zaczętą pogoń… jednak zrezygnowała. Nie było sensu gonić ulotnego cienia. To, co teraz powinna zrobić to upewnić się, że najemnik odszedł, że strażnikom nic nie jest i odłożyć kamień na miejsce. Łza Oceanu… co takiego było w tym krysztale, że ktoś mógł zapragnąć go ukraść? Gwardzistka nie znała się na takich rzeczach. W jej dłoni był zresztą tylko okruchem skały produkującym powoli sypiący się za nią pył. Odłożyła go do kieszeni i ruszyła na obchód. Upewniła się, że pomieszczenie jest puste i wyszła do przedsionka, by zobaczyć przyszpilonego do ściany strażnika. Jego ręce i nogi były przebite, a głowa uwięziona w krysztale. Prawdopodobnie nie miał nawet szansy podnieść swoją włócznię. Ryzyko zawodowe, a jednak Lexie poczuła narastający ciężar na sercu. Wróciła do skarbca, by odłożyć Łzę na swoje miejsce. Procedura wymagała, by w wypadku znalezienia martwego strażnika wszcząć alarm, musiała się więc upewnić, że zanim to zrobi wszystko będzie na właściwym miejscu. Nie byłoby przecież dobrze, gdyby ktoś oskarżył ja o kradzież. Nie dociekłaby wtedy kto i dlaczego chce ten przeklęty odłamek skały.
Wróciła do przedsionka i chwyciła za linę dzwonka alarmowego. Pociągnęła mocno trzy razy, po czym zajęła się strażnikiem. Jedno muśnięcie palców wystarczyło, by pozbyć się magicznej materii z ciała gwardzisty. Opadł bez życia na ziemię, jednak dla pewności Lexie sprawdziła mu puls. Właśnie układała go na plecach, gdy na schodach pojawiło się trzech strażników z pełnym wyposażeniem. Kobieta poderwała się na równe nogi i wyprężyła w pozycji na baczność. Zasalutowała, a przybysze spojrzeli na nią pytająco.
- Ktoś zamordował Tracka, panie – wyjaśniła.
- Stern, sprawdź skarbiec. Troy, zaalarmuj resztę. – polecił najbliżej stojący strażnik i dwóch jego towarzyszy zniknęło we wnętrzu. Kapral Devis, bo to właśnie on odpowiedział na wezwanie, podszedł bliżej ciała. – Jak?
- Przyszpilony kryształem do ściany, panie. Zginął na miejscu.
- Rozumiem – przytaknął tamten. Rozległ się szczęk zbroi i dwóch pozostałych gwardzistów pojawiło się przy zmarłym.
- Nikogo nie ma, panie. Nie wygląda też na to, by coś zostało skradzione – zameldował posłusznie jeden z nich. Kapral zamyślił się.
- O świcie zrobimy szczegółowy przegląd – zawyrokował. – Jeśli nie złapią tego drania to i tak nie ma się co martwić tym teraz. Nikogo nie widziałaś?
- Nie, panie – skłamała płynnie Lexie.
- Lepiej się módl, żeby nie zginęło nic wartościowego – mruknął ponuro kapral. – Konsekwencje zawsze są w takich sprawach nieciekawe. A teraz wracaj na swój posterunek. Gdy Stern skończy obchód niech zostanie z tobą na posterunku.
- Tak, panie. – Gwardzistka zasalutowała, a Devis który słyszał o perfekcjonalistycznej naturze strażniczki odwdzięczył się tym samym, po czym wyszedł.

[…]- Ale nic nie ukradli? – upewniła się Mirajane ze zdziwieniem.
- Tak, wasza wysokość. – odparła kobieta beznamiętnie.
- Dziwna sprawa. – Księżniczka oparła się wygodniej na fotelu, zakładając nogę na nogę. Przyłożyła dłoń do twarzy w wyrazie intensywnego zamyślenia. – Będzie trzeba ją zbadać.
  Poderwała się gwałtownie ze swojego miejsca siedzącego i ruszyła w stronę drzwi.
- Idziemy! – wykrzyknęła, a gwardzistka posłusznie ruszyła za nią. Straż zamkowa przeprowadziła już pełne dochodzenie i niczego nie znalazła, wątpiła więc by księżniczce się to udało, jednak z doświadczenie wiedziała, że takie rzeczy jak zerowe prawdopodobieństwo znalezienia czegokolwiek nie odwiodłyby jej pani od powziętej decyzji. Podążyła więc za nią mając tylko nadzieję, że Mirajane nie będzie chciała biegać po mieście szukając złodzieja.

[…]Już trzecią noc z rzędu Lexie maszerowała w obszernym płaszczu ulicami miasta. Najemnik był wyjątkowo dowcipną i poetycką osobą, czego gwardzistka nie pochwalała. Nie mógł podać jawnych danych, dokładnego czasu i miejsca, zamiast tego rzucił zagadką, która po pewnym śledztwie, przeprowadzonym przez gwardzistkę dała pięć różnych lokalizacji oraz siedem różnych czasów, w tym pięć z nich, te bardziej prawdopodobne pięć, miało miejsce w nocy. Na całe szczęście, bo mogła się wyrwać ze swoich kwater po zakończeniu służby. Jednak nocne eskapady powodowały u strażniczki notoryczne znużenie i ostatnio nawet, aż wstyd się przyznać, zdarzyło jej się ziewnąć na warcie! Niby jedyną postacią w okolicy był Mer, a on prawdopodobnie nie zwróciłby uwagi, gdyby Lexie położyła się w poprzek korytarza i zasnęła, jednak co się wydarzyło, to się wydarzyło. Wystarczyło, że gwardzistka o tym wiedziała, by było godne potępienia.
Brunetka przystanęła pod kamiennym rzygaczem w kształcie syreny. Rozejrzała się. Ani żywego ducha. Miejsce numer jeden – zaliczone. Ruszyła w dalszą drogę. Następna na liści była fontanna trzech syren na Placu Portowym. To miejsce nawet o tej porze było dość ruchliwe. W tym tłumie nikt by pewnie nie zauważył dwóch postaci wymieniających poufne informacje. Gwardzistka oparła się o kamień fontanny i czekała. Dała najemnikowi pięć minut, nim ruszyła do kolejnego punktu – niewielkiej fontanny płaczącej syreny, która jednak okazała się tej nocy kompletnie sucha – jak zresztą poprzedniej. Najwyraźniej od dwóch dni jakieś rury były zatkane i nikt się jeszcze nimi nie zajął. Jednak strażniczka poświęciła kilka minut na oczekiwanie również w tamtym miejscu. Bezskutecznie. Dopiero pod następnym pomnikiem, przedstawiającym dość buntowniczo wyglądającą syrenę z mieczem wzniesionym do góry ktoś okazał się czekać. I tym razem postać była szczelnie opatulona warstwami materiału, spod którego jednak przeświecały kobiece atrybuty. Było coś jeszcze, co skłoniło Lexie do wniosku, że ma do czynienia z tą samą postacią co ostatnio – nie widziała jej oczu.
Wieloletnie treningi w szkole rycerskiej nauczyły strażniczkę dwóch rzeczy – że nie należy zastanawiać się nad składem bulgoczącego w kotle gulaszu i że w ciemności najłatwiej dostrzec mignięcie białek oczu przeciwnika – nawet jeśli jest perfekcyjnie zakamuflowany.
Gwardzistka, niby przypadkiem, stanęła koło najemniczki, przodem do sikającej wodą fontanny. Nigdy nie poświęcała jej zbyt wiele uwagi, nie interesowała się za bardzo bezużyteczną sztuką jakichś podrzędnych, masowych artystów. Teraz jednak czuła, że dokładnie zapozna się z detalami tej rzeźby, zanim cała sprawa zostanie doprowadzona do końca.
- Omdunner… - zaryzykowała, próbując przypomnieć sobie fonetyczne brzmienie słowa, którym została powitana w skarbcu przez złodziejkę.
  Przez chwilę panowała cisza. Gwardzistka czekała. Co więcej mogła zrobić?
(Crylin? #wery_gud_frencz XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz