Przyjrzałam się dla mojego ojca. Jego blond włosy lekko opadały na jego ramiona. Siwe odrosty nie były widoczne przez koronę na jego głowie, przez co odjęło mu to kilka lat. Zazwyczaj lekko różowa cera mężczyzny była teraz blada, wręcz biało-szara, a w niektórych miejscach był siny lub niebieskawy kolor. Ubrany był w królewski mundur, czyli... Siedział tutaj od kiedy powrócił do zamku? To niemożliwe, przecież zawsze zmieniał swój ubiór po powrocie. Blade, puste, zielone oczy mojego ojca wpatrywały się we mnie i w Lexie, nic nie rzekł. Okropna cisza nadal była, dodawała tylko tego okropnego nastroju, przez jaki dostałam gęsiej skórki.
- Tatusiu...? - zapytałam, podchodząc nieco niżej. - Tatusiu, co się stało...?
Wtedy właśnie firany królewskich okien nieco się odsłoniły, a słońce wpadło do ciemnej komnaty. Ujrzałam, że mój ojciec był... Sparaliżowany. Nad tronem, w całej sali były na suficie umieszczone kokony. Służba, strażnicy, odwiedzający, kilka osób z miasta. Kiedy rozglądałam się, usłyszałam cichy śmiech. Zbladłam, bo prócz chichotu rozlegało się przerażające bzyczenie. Dziwiło mnie, że kobiece kokony różniły się od tych, w jakich byli mężczyźni... Żeńskie były znacznie grubsze. Zza tronu wydobyła się kobieta. Jej oczy i kości policzkowe były zakryte czymś... Dziwnym. Jakąś naroślą, przypominającą skrzydła ćmy... Kiedy ujrzałam uśmiech, ubiór nieznajomej, stała się od razu osobą mi tak bliską. - M-Mama...? - zapytałam.
- Moja kochana córeczka wróciła... Witaj Lexie... Wreszcie mogę uwięzić dwie ostatnie kobiety... Kiedy to się stanie, wszystkie się obudzą... Moja armia powstanie, będę mogła zniszczyć wszystkich mężczyzn, a kobiety... One będą rządziły, wszystkie... Śpiące królewny przejmą kontrolę, a żaden mężczyzna ich więcej nie zrani... - powiedziała królowa, śmiejąc się głośno.Spod skrzydeł na jej twarzy, rozjaśniły się białe oczy, widocznie bez źrenicy. Kolor powoli przemieniał się na lekki pomarańcz, włosy z bieli zmieniały się w brąz. Wszystko robiło się tak okropnie straszne. Zaczęłam się cofać w przerażeniu, aż nagle wpadłam na gwardzistkę, jaka złapała mnie za przedramiona. Moja matka wrzasnęła nagle niczym harpia, ruszając w naszym kierunku. Byłam przerażona. Odepchnęłam Lexie do tyłu, a sama zamknęłam siebie oraz mamę w więzieniu z lodu. Nie może zranić mojej gwardzistki.
- Mamusiu... Proszę, uspokój się... - powiedziałam, ale kobieta po chwili rzuciła we mnie czymś dziwnym.
Przypominało to mały kokon, który po zderzeniu z lodem rozpadł się i wyleciało z niego milion robali, między innymi ćmy oraz większe owady, których na pewno nie chciałabym spotkać na swojej drodze. Wrzasnęłam, kiedy niektóre z nich mnie oblazły i zaczęły gryźć. Zetknięcie ich jednak z moją skórą i wypicie mojej krwi spowodowało, że te zamarzały i spadały na ziemię, a potem tłukły się na milion kawałeczków jak rozbita szklana karafka. Spojrzałam na moją matkę, jaka patrzyła na mnie. Biała cera, żółte oczy niczym u ćmy, okropne skrzydła na twarzy okrywające jak welon. Przerażała mnie. To nie była moja mama, co się stało, że tak bardzo zamroczyła się w ciemnej klątwie. Czy to w ogóle była klątwa, czy może jednak coś całkiem innego...
- Mamusiu... Boję się... - powiedziałam, odsuwając się, a wtedy kobieta stanęła przede mną i bez zahamowania zaczęła mnie dusić...
<Lexie? Co ty na to? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz