Akroteastor patrzył nieufnie na, kompletnie nie pasującą do scenerii, kobietę. Wyprostował się i profilaktycznie poprawił kaptur, mimo że oczy nieznajomej wydały mu się dziwnie nieobecne, jak na oczy osoby żywej.
- SZCZERZE RZEKŁSZY NIE WZGARDZIŁBYM – przyznał ostrożnie, jednocześnie ignorując nie interesującą go część wypowiedzi, jak to miał w zwyczaju. Nie co dzień ktoś proponował mu przekąskę na pobojowisku. Nie żeby przeszkadzało mu towarzystwo i odór zmarłych. Jednak z tego co się orientował przeszkadzało to wszystkim innym.
- To chyba nie jest najlepsze miejsce do jedzenia – powiedziała, jakby czytając mu w myślach, nieznajoma. – Może wejdziemy na górę? Tam jest czysto.
Morteo pokiwał głową, jednak kobieta nijak nie zareagowała na ten gest. Stwór uświadomił sobie, że takie oczy mają ludzie, którzy utracili dar widzenia. Co wiele by wyjaśniało, jak się lepiej zastanowić. Na przykład dlaczego tak swobodnie z nim rozmawiała.
- TO ZACNY POMYSŁ – stwierdził i skierował swoje kroki do schodów, depcząc po drodze bezwładną rękę barmanki. Dziewczyna zakręciła się w miejscu i znikła w mroku górnego piętra. Akroteastor wyczarował mały, błękitny błędny ognik, by rozjaśnić sobie drogę, i podążył za nią.
Już po chwili siedzieli razem w niewielkim pomieszczeniu, zaopatrzonym w parę łóżek, przy małym stoliku. Nekromanta pogryzał z cichym chrupaniem jabłko, starając się robić to małymi kęsami, nie jak to zwykł czynić, na jedno kłapnięcie. Ludzie tak nie robią, a w jej niewidzących oczach prawdopodobnie był człowiekiem. Dobrze było czasem… a może nie dobrze? W każdym razie nie zamierzał na razie wyprowadzać swojej karmicielki z błędu. Przynajmniej nie, póki nie nasyci swojego brzucha.
- Miałam się tutaj zatrzymać… - powiedziała niespodziewanie kobieta z wetchnięciem. – Pewnie będę musiała tutaj spędzić noc, jednak chyba będzie lepiej, jeśli później znajdę inny nocleg.
- TO OKAZAĆ SIĘ MOŻE VERENE KWESTIĄ – zauważył Akroteastor, połykając ogryzek razem z ogonkiem. – SHARR NIE SŁYNIE Z GOŚCINNOŚCI.
- Zdążyłam już zauważyć – dziewczyna uśmiechnęła się miło i nieco mistycznie, a przynajmniej takie wrażenie jej uśmiech zrobił na nekromancie.
Na dole rozległy się pośpieszne kroki i podniesione głosy. Morteo wstał gwałtownie, bezwiednie rzucając zaklęcie wyciszające na otaczającą go przestrzeń, przeczuwając kłopoty. Mógł szybko zniknąć, przenosząc się w inne miejsce, jednak w tamtej chwili nie mógł znaleźć dogodnego miejsca do utworzenia przejścia. Kroki przeniosły się na schody i już po chwili drzwi rozwarły się, by zrobić przejście dwóm młodzieńcom, najwyraźniej mocno ze sobą skłóconym.
- To przez ciebie uciekł! – warknął białowłosy i zamilkł. Przez otwarte drzwi informacja przechodzi w dwie strony. Akroteastor w słabym świetle ognika widział przystojne twarze młodzieńców oraz ich świecące w mroku oczy dzikich zwierząt. A młodzieńcy widzieli uwydatnione przez zalegający w nich mrok oczodoły nagiej czaszki oraz ciemny płaszcz, zakrywający resztę ciała. Nie musieli się nawet porozumiewać wzrokiem. W tym samym momencie…
(Takako? Co zrobią twoi chłopcy? :3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz