Wyciągnąłem dłoń, aby pogłaskać jej włosy, lecz szybko zaniechałem swojego czynu. Nie powinienem spoufalać się zbyt bardzo, aby nie wystraszyć Ishi. Zamiast tego z ciepłym uśmiechem przełożyłem ciemny kosmyk za ucho dziewczyny.
- Nie musi się panienka odwdzięczać w żaden sposób. -
Towarzyszka otworzyła usta, aby zaoponować, lecz szybkim ruchem włożyłem między jej wargi karmelowego cukierka. Zarówno po to, aby słodycz skleiła jej usta oraz żeby nabrała nieco energii. Musiała być osłabiona po tej chorobie.Po raz kolejny podjąłem próbę wzięcia dziewczyny na ręce, tym razem wykorzystując fakt, że była zbyt zajęta uwalnianiem się z okowów krówkowej ciągutki. Ishi jęknęła głucho w akcie protestu, lecz było już za późno, gdyż leżała pod kołdrą, szczelnie okryta. Prewencyjnie przyniosłem do sypialni kubek oraz dzban z wodą miętową.
- Zaraz przyniosę śniadanie.. Proszę odpoczywać. -
Opuściłem bezszelestnie pokój i skierowałem się do aneksu kuchennego. Nie byłem pewien, co może zasmakować mojemu gościowi, więc wybrałem neutralną potrawę - kromki białego, świeżego chleba z musem z owoców leśnych. Przełożyłem pieczywo na talerz, chwilę manewrując nimi, aby znaleźć złoty środek całego układu, po czym ozdobiłem chleb listkami mięty i wszystko zaniosłem do sypialni. Pani doktor zdawała się być w pewnym stopniu zła, że potraktowałem ją jak dziecko, lecz to było jedyne, logiczne rozwiązanie. Nie mogłem przecież pozwolić, aby krew panienki zepsuła się przez jakąś zarazę, czyż nie?
- Smacznego, Ishi. - Posadziłem dziewczynę na łóżku, podparłem ją poduszkami i nalałem do kubeczka wody. Drobne paluszki przyjęły napój z wdzięcznością. Już miałem wychodzić, aby samemu zdrzemnąć się chociaż chwilę na leżance, kiedy brunetka chrząknęła cicho. Momentalnie zatrzymałem się, zerkając przez ramię na Ishi.
- Panie Marco.. - Powiedziała z niepewnością w głosie, uderzając paznokciami o gliniany kubek. Uniosłem brwi, czekając na kontynuację. Dziewczyna długo walczyła ze sobą, prawdopodobnie z uprzedzeniami i wątpliwościami, jednak ostatecznie wzięła głęboki wdech.
- Czymogłabymjeszczetrochęcukierków. - wymamrotała półgębkiem. Zaśmiałem się krótko, zbliżyłem do łóżka i pochyliłem nad Yamakaze. Ta odwróciła głowę na bok, unikając kontaktu wzrokowego.
- Słucham, panienko? -
- Czy mogę prosić o jeszcze kilka cukierków? Jeśli można, oczywiście.. - Nerwowe poruszanie dłońmi dało mi do zrozumienia, że taka prośba przychodzi Ishi z trudem. W pierwszym odruchu, chciałbym powiedzieć, że nie może otrzymać więcej krówek. Dosłownie uwielbiałem je, zwłaszcza te czekoladowe, które cudem kupiłem u podróżnego sprzedawcy. Nie miałem serca odmówić tej uroczej istotce. W dodatku, każda próba polepszenia smaku ciała innej osoby jest warta kilku krówek.
Wyciągnąłem z białego papieru dwie ciągutki, resztę dając brunetce. Ta otworzyła szeroko oczy i zaczęła oddawać mi słodycze, lecz twardo uparłem się przy swoim. Zgaduję, że kłócilibyśmy się w nieskończoność, proponując coraz to nowsze oferty, kiedy usłyszałem łomotanie do drzwi na parterze. To mogła być tylko jedna osoba. Przeprosiłem szybko zdziwioną dziewczynę, po czym pobiegłem wpuścić swojego zleceniodawcę. Starszy mężczyzna bez słowa wszedł na górę, mierząc wzrokiem moje skromne mieszkanie. Sprawdziłem, czy sypialnia jest zamknięta, po czym zaprosiłem gestem prawdopodobnego pracodawcę do salonu. Wspólnie usiedliśmy po obu stronach pseudostolika, mierząc się chwilę wzrokiem.
- Daku, tak? - Zaczął mężczyzna, zwieszając głos. Skinąłem więc głową, utwierdzając go, że trafił do właściwej osoby. - Jak się możesz domyślić.. Mam dla ciebie zadanie. -
- Zamieniam się w słuch. - Rozsiadłem się wygodnie w fotelu, dłonie krzyżując na brzuchu. Skupiłem się dokładnie na słowach mężczyzny, który streścił mi powód swojego przybycia - w naszym mieście pojawiło się demoniczne szczenię, jego zdaniem, plugawe połączenie człowieka i mieszkańca piekielnych odmętów. Według zrzeszenia, którego mężczyzna był wysoko postawionym członkiem, ta osoba mogłaby wyrządzić sporo szkód. Zgodziłem się z nim w myślach. Tak, to prawda, diabły potrafią być problematyczne, jeśli można to tak ująć. Lecz przy odpowiednim podejściu, są nawet przyjazne i pożyteczne.
- Najpierw ocenię, czy ten... hmm, cel, zasługuje na unicestwienie. Nim jednak rozpocznę obserwację, jak nazywa się obiekt? - Zapytałem mężczyznę, na co ten wyciągnął przybrudzony pergamin.
- Mephistopheles. Ishi Yamakaze Mephistopheles. -
Znieruchomiałem w fotelu, a mój wzrok powędrował ku zamkniętym drzwiom. To nie może być przypadek. Musiałem jednak przynajmniej stworzyć pozory chęci współpracy.
- Dobrze, rzucę na to okiem. - Podniosłem się, dając zleceniodawcy znak, że nasze krótkie, lecz treściwe spotkanie dobiegło końca. Kiedy mężczyzna opuścił budynek, osunąłem się po ścianie na podłogę i spojrzałem w sufit.
- Ishi.. - powiedziałem spokojnym tonem, samemu próbując pozostać opanowanym. Mimo, że odpowiedziała mi cisza, wiedziałem, iż dziewczyna tam jest. I wszystko doskonale słyszy.
- Lepiej będzie... Jak zostaniesz kilka dni u mnie. Będę mógł cię tutaj chronić. -
Zza drzwi dobiegło smutne westchnięcie, a szparka między framugą powiększyła się. Przeniosłem więc spojrzenie na dziewczynę, aby zobaczyć jej reakcję.
<Towarzyszu Ishi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz