Czekałem na powrót dziewczyny, a dokładniej na krówki, które miała przynieść. Ze znudzeniem przewróciłem się na plecy, nogi przerzucając przez podłokietnik. Długo nie wracała, więc zacząłem się niepokoić. Nieważne, że była zaledwie kilka metrów ode mnie. Zawsze ktoś mógł się włamać do domu przez okno, zaczaić się pod łóżkiem, wyłonić z szafy..!
Poderwałem się z leżanki i wszedłem do sypialni. Wpierw, widząc ciemnowłosą, leżącą bezwładnie na pościeli, myślałem, że jest martwa, że się spóźniłem. Wyciągnąłem dłoń ku głowie Ishi, kiedy ta ziewnęła cichutko. Poczułem ulgę, widząc, że to tylko moja nadopiekuńcza część wzięła górę. Chciałem ponownie usiąść przy dziewczynie, aby ją pilnować, kiedy przypomniałem sobie, że chciała iść po swoje rzeczy. Teraz bynajmniej mi nie przeszkodzi. Lecz pozostał nadal jeden problem. Jak znaleźć miejsce zamieszkania Ishi?
Po namyśle, upewniłem się, że panienka śpi. Gdyby zobaczyła, co mam zamiar zrobić, miałaby traumę do końca życia. Wsunąłem nos między jej włosy, tuż za uchem i wciągnąłem woń dziewczyny. Po plecach brunetki przeszedł delikatny dreszcz, więc znieruchomiałem, czekając aż ponownie zapadnie w głębszy sen. Jeszcze kilka razy powąchałem Ishi, aby dokładniej zapamiętać jej zapach. Kiedy się wyprostowałem, już znałem jej trasę, nawet jeśli była częściowo stłumiona przez inne aromaty. Przed wyjściem ze swojego małego mieszkanka, położyłem zapasowe klucze na stoliku przy drzwiach i zostawiłem Ishi małą karteczkę, że wychodzę. Być może popełniłem błąd, zostawiając tę małą demonicę samą sobie, więc poprosiłem ducha starego rezydenta, aby rzucił na nią od czasu do czasu okiem. Widząc, jak starzec RZECZYWIŚCIE wyciąga swoją gałkę oczną i szykuje się do rzutu, westchnąłem ciężko. No cóż, dusze bywają czasami niezbyt inteligentne..
Zamknąłem za sobą drzwi i zszedłem powoli na dół, wahając się jednak przed wyjściem na ulicę. Nie byłem gotowy na spotkanie z ludźmi. Zwłaszcza tymi smakowitymi. Ssanie w żołądku, związane z głodem, znacznie utrudniało mi opanowanie się. W dodatku słodki zapach Ishi, błądzący w moim nosie jak narkotyk, nie pomagał w żadnym stopniu. Wziąłem głęboki wdech, chcąc zatrzymać w płucach jak najwięcej "neutralnego", zakurzonego powietrza z wnętrza kamienicy i pchnąłem drewniane wrota. Od razu usłyszałem radosne odgłosy życia ulicy, płynące od strony kolorowych straganów, pokazów domorosłych artystów czy biegających pod nogami przechodniów dzieci wszystkich ras. Spróbowałem skupić się na celu swojej misji. Dom Ishi. Minąłem elficką dziewczynkę, która bawiła się jakąś zabawką na skraju ulicy, a następnie skierowałem się za rozmytym zapachem do miejsca zamieszkania młodej pani doktor. Zbliżając się , dotarło do mnie, że nie przewidziałem pewnej rzeczy. Jak się tam dostanę? Dlaczego myślę o takich rzeczach na końcu?
Obejrzałem się, moja kamienica była za daleko, a znając życie, zgubię zapach Ishi i będę musiał ją wąchać ponownie. A to nie wchodziło w grę. Jak się okazało, moje wątpliwości zostały rozwiane, jak tylko wszedłem do środka. Łowcy czy złodzieje, bez różnicy, plądrowali mieszkanie panienki. Stanąłem więc w progu, ogarniając spojrzeniem pokoje. Rzeczy prywatne zostały przeszukane, półki z książkami przewrócone, a co cenniejsze rzeczy - zrabowane. Wyglądało na to, że wieść o Ishi szybko się rozniosła po okolicy. Zapukałem więc w wyważone drzwi.
- Dzień dobry. Panowie to znajomi Ishi? - Spytałem formalnie i zerknąłem na reakcję ludzi. Było ich kilku, trzech, może czterech. Słabo uzbrojeni. Czyli jednak złodzieje.
Jeden z nich przerwał upychanie monet do kieszeni i dobył pałki. Przewróciłem oczami, kiedy broń została mu wyrwana przez niewidzialną siłę. Pokonanie pozostałych było błahostką. Większość od razu próbowała się poddać. Lecz ostatni okazał się wyzwaniem. Kiedy skierowałem swe kroki ku niemu, zaczął nerwowym ruchem nacierać ostrze noża jakimiś roślinami.
- To ci nic nie da..- Skomentowałem z politowaniem w głosie, chwyciłem mężczyznę za ubrania i podniosłem. Wbrew sobie oblizałem się. Hmm. W sumie, mogę przekąsić tego człowieka.
Opuściłem spojrzenie na swój brzuch, kiedy poczułem piekący ból. Nóż tkwił w nim, a złodziej zaciskał na trzonie dłonie.
- Tojad. - Warknąłem do siebie, całkowicie tracąc nad sobą kontrolę.
Następne wydarzenia pamiętałem jak przez mgłę. Czy raczej, tak sobie wmówiłem, nie chcąc pamiętać o krwawej uczcie. Zabiłem kolejnego człowieka... Po raz pierwszy straciłem nad sobą panowanie do tego stopnia, że zaatakowałem teoretycznie niewinną osobę. Stałem się potworem, tak ja mój ojciec.
- Panie Marco? - Gdy wróciłem do domu, Ishi była już na nogach. Jej ręce drżały, była zdenerwowana. Wręczyłem ciemnowłosej rzeczy, składające się głównie z książek i ubrań.
- Tyle zdołałem znaleźć, panienko. - Oparłem się o szafkę, zostawiając na niej odcisk dłoni. W głowie zakręciło mi się do tego stopnia, że prawie upadłem. Dziewczyna chwyciła mnie za łokieć, lecz wyrwałem się.
- Proszę pana, dlaczego tu jest tyle krwi? -
- Nie jest moja. - Odparłem krótko, snując się powoli do łazienki. Wolną dłoń, której nie wykorzystywałem do podpierania się, tamowałem krwotok czarnej cieczy. Chciałem obejrzeć, jak paskudnie rana po nożu wygląda, a następnie odkazić ją. Nim jednak dotarłem do pomieszczenia, upadłem na podłogę. Ishi od razu znalazła się przy mnie. Mierząc ją wzrokiem, pomyślałem sobie, że może być moją córką. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Chyba potrzebuję pomocy, pani doktor..-
< Ishi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz