środa, 22 listopada 2017

Od Babci Boo do Tercji

Może i miała podejrzane zioła w kieszeni, ale nie dało się ukryć, że uśmiech miała po prostu cudny. No, aż sama się rozpromieniłam.
- Dziękuję złociutka.- Poklepałam osła po szyi. - Łobuz bywa czasami nieposłuszny, ale nigdy nie musiałam używać ziół, by go ruszyć. Skąd je masz?
- To nic wielkiego. - Młoda z zakłopotaniem złapała się za tył głowy. - Trochę ususzonej oślimętki z południowych lasów, bardzo przydatna chociaż wszyscy uważają go za chwast.
Parsknęłam pod nosem.
- Coś za skromna jesteś. Sama mam trochę ziół w kredensie, ale one nie robią z osła baranka. Swoją drogą, dałabyś się zaprosić na filiżankę herbaty? Tych ziół na pewno mi nie zabrakło.
- Z przyjemnością, pani...?
- Jaka pani, mów mi babciu. Babciu Boo, jeśli łaska. - Podreptałam do tyłu wozu. - A ja jak mam Ci mówić?
- Tercja wystarczy.
- Wolę złociutka. - Wskoczyłam na coś w rodzaju ganku i odsłoniłam kotarę. Przywitał mnie największy bajzel, jaki zrobiłam w tym tygodniu.

(Tercja? Wymyśl coś spektakularnego, herbata nie musi być taka nudna)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz