niedziela, 5 listopada 2017

Od Mirajane do Lexie

Moja noc byłaby spokojna, gdyby nie pewien problem... Pewien wielki problem. Zwykle, przed snem nie zamykam okien, bo mam pokój bardzo wysoko, przez co nikt o zdrowym by się tu nie włamał. Za samo wtrącenie nieznanej osoby spoza zamku do pokoju rodziny królewskiej, było karane odsiadką w lochach. Wypoczywałam w spokoju, a dzień zbliżał się wielkimi krokami. Chciałam obudzić się jak najwcześniej, abym mogła zająć się książkami. Mam dość lekki sen, więc od razu usłyszałam jakieś szuranie i dźwięk otwierania mojego okna. Zerwałam się, celując otwartymi dłońmi w pana nieproszonego. Nie znosiłam nieznanych mi osób, które wchodziły do mojego pokoju jak gdyby nigdy nic. Napastnik nagle zaczął iść w moją stronę z czymś ostrym w dłoni. Zamknęłam oczy, a moje dłonie zaczęły błyszczeć błękitną aurą. Gdy je otworzyłam, kilka lodowych sopli poleciało w stronę. Przebiło mu dłoń i ramię. Jednak... Jego ciało po chwili po prostu wypchnęło ciało obce, a sople uderzyły o ziemię, znikając powoli w kałuży. Popatrzyłam na to, a potem zwróciłam oczy na gościa. Nagle drzwi się otworzyły. Ujrzałam służkę i dwóch najbardziej zaufanych gwardzistów. Tajemniczy rycerz ruszył w stronę napastnika, który wyskoczył jak strzała z okna i znikł z pola naszego widzenia. Lexie, którą lubiłam, ze względu na to, że była dziewczyną, ruszyła w moim kierunku i klęknęła przede mną.
- Wszystko w porządku, wasza wysokość? Nie zrobił waszej wysokości krzywdy? Czego od waszej wysokości chciał? - rzekła, a przy tym przyglądała mi się.
Wzięłam głęboki oddech i dałam jej znak, aby wstała. Ta wykonała polecenie, a potem nadal patrzyła na mnie zmartwiona. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wszystko jest dobrze. A teraz, proszę, opuść moją sypialnię i zaraz wyjdę na śniadanie. - powiedziałam.
Gwardzistka opornie opuściła sypialnię. Wtedy, ja podeszłam do okna i rozejrzałam się. Nie widziałam tego osobnika, który mnie napadł i też tego, który za nim pognał. Westchnęłam. Ubrałam jakąś zwykłą, błękitną suknię, na którą nałożyłam płaszcz z futrem i kaptur. Tiarę też umieściłam na głowie. Nie zapomniałam przypiąć do pasa mojej księgi i różdżki. Potem wyszłam z pokoju i spojrzałam na gwardzistkę.
- Możemy iść. - powiedziałam.
Lexie kiwnęła głową, a podczas kroczenia korytarzem, niespokojnie się rozglądała i czujnie pilnowała mojego otoczenia. Westchnęłam.
---
Weszłam do sali stołowej. Moja rodzina już tam siedziała. Zasiadłam po lewicy ojca, a Lexie ukłoniła się do króla. Przegryzłam wargę. Już wiedziałam do czego to zmierza. Mój ojciec jest bardzo nadopiekuńczy. Teraz to nawet już do pałacowych ogrodów nie wyjdę...
- Księżniczka Mirajane została dzisiaj zaatakowana w jej własnej sypialni. - rzekła gwardzistka.
- Słucham!? Gdzie była straż?! - wrzasnął mój ojciec. - Mirajane! Znowu nie zamknęłaś okna?! Ile razy można ci powtarzać?! - dodał jeszcze krzykiem.
Prychnęłam i nie odezwałam się. Nie mam zamiaru się mu tłumaczyć. On tylko mnie przetrzymuje w zamku i nie wie, że chcę kiedyś opuścić te mury. Może nawet na zawsze. Nie zniósłby tego, że jego pierworodna w pewnym sensie nie chce być królową. Z cichym westchnięciem spojrzałam na Lexie, a potem odwróciłam wzrok. Wiem, że to jest jej zadanie... Ale czy to dobrze, że to zrobiła?
< Lexie? Milcia ma fosia x3 >



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz