niedziela, 5 listopada 2017

Od Mirajane do kogoś

Kolejny dzień w królestwie Leoatle. Usłyszałam kroki jakieś kobiety na korytarzu. Prawdopodobnie służąca. Czas się budzić. Przeciągnęłam się, a potem pokierowałam wzrok na okno mojego pokoju. Jedno z wielu, ale to tutaj był najpiękniejszy widok. Zrzuciłam nogi z łóżka, a potem wstałam. Przeciągle ziewnęłam, idąc ku oknu. Potem uśmiechnęłam się. Otworzyłam gibel i uśmiechnęłam się, widząc latające na słonecznym, bezchmurnym niebie ptaki. W mieście już od dawna można było usłyszeć głośną gwarę tamtejszych handlarzy i mieszkańców. Oparłam łokcie o framugę, rozglądając się. Poranny wiatr rozwiał moje włosy na wszelkie strony, co wywołało na mojej twarzy uśmiech.
- Patrzcie! Księżniczka! - krzyknął nagle ktoś z ulic miasteczka.
W moją stronę skierowało się wiele spojrzeń i uśmiechów. Poddani zaczęli machać, a dzieci z uśmiechem prosiły rodziców, aby wzięli ich na barana. Pomachałam do nich z gracją i uśmiechem na ustach. Dziewczynki z zachwytem patrzyły w moją stronę, podobnie z resztą jak chłopcy. Do mojej sypialni wkroczyła służąca z dwoma najbardziej zaufanymi żołnierzami z mojej gwardii. Przewróciłam oczami i jeszcze chwilę machałam poddanym. Potem zamknęłam okno. Odwróciłam się w stronę osób, które nawiedziły moją sypialnię. Lexie jak zawsze posyłała mi spojrzenie dość opiekuńcze, a nie mogłam określić, co czuł drugi strażnik. Zwykle skrywał się pod swoim hełmem i nawet nie mogłam wydedukować czy to mężczyzna, czy kobieta. Ta zbroja była bardzo gruba. Westchnęłam i ułożyłam dłonie przed sobą. Służąca się ukłoniła, a gwardziści poszli w jej kroki.
- Ojciec z matką proszą, abyś skierowała kroki na śniadanie moja pani. - rzekła służka.
Kiwnęłam do niej głową. Gwardia opuściła wraz z nią moją sypialnię. Podeszłam do szafy, ubierając moją tradycyjną, błękitną suknię, która miała wycięcia na udach. Pod to ubrałam spodenki, do zaledwie ¼ ud, których krańce były z niewielką ilością białego futra. Do tego wysokie buty w kolorze delikatnie wyblakłego granatu. Oczywiście, na obcasie. W pasie spięłam pasek z kryształowym krzyżem. Na moje odkryte ramiona nałożyłam płaszcz z białym futrem na krańcach. Spięłam go na dekolcie złotymi rzemykami wraz z naramiennikami i narzutką z kapturem, który po chwili wylądował na mojej głowie. Tuż przed tym założyłam moją tiarę. Na moje delikatne dłonie nałożyłam ocieplane zarękawia. Gotowa do wyjścia, dopięłam do pasa jeszcze moją książkę i różdżkę, a potem wyszłam z sypialni. Kroczyłam pustymi korytarzami zamku z gwardią za moimi plecami. Gdybym chociaż raz mogła wyjść gdzieś bez nich…

---

Zasiadłam w stali stołowej, gdzie odbywały się wszelkie bankiety i nasze posiłki. Wszelkie blaty nie były zapełnione, tylko ten jeden, gdzie zasiadała moja rodzina. Moja matka, siedziała po prawicy ojca, a ja jako pierworodna po jego lewej. Cała reszta naszej familii zasiadała gdzie sobie zażyczy. Usiadłam obok taty i uśmiechnęłam się. Ten przewrócił oczami. Matka uśmiechnęła się do mnie za niego. Jak zawsze.
- Witaj Mirajane. - rzekła mama.
Kiwnęłam głową i zabrałam się za posiłek. W sumie to bardziej to rozmazywałam, rozglądając się wokół mnie. Sala stołowa jak zawsze była pełna straży. Każdy był czujny jakby tylko czekali, aby ktoś wpadł przez drzwi z zamiarem wybicia rodziny królewskiej. Pokręciłam głową. Po śniadaniu wstałam od stołu i bardzo szybkim krokiem ruszyłam ku mojemu pokojowi, aby oddać się nauce kolejnych zaklęć i ewentualnie zmusić się do stworzenia kolejnego. Jednak zatrzymał mnie głos ojca.
- Mirajane. Dzisiaj przybywają delegaci z innych państw. Wraz z tym odbędzie się bal. Bądź przygotowana na wieczór i nie waż się spóźnić. Nie ma, że dzisiaj jesteś zajęta. Masz być i koniec. Niektórzy delegaci są już w zamku, więc nie zdziw się, jak ujrzysz nieznajomych w zamku. - rzekł król, a potem wrócił do posiłku i cichej konwersacji z żoną.
Przewróciłam oczami i zła pokierowałam się ku swojej sypialni. Mimo tego, co mówił ojciec, miałam zamiar nie iść na ten bal. Słyszałam kroki gwardzistów za mną. Ci to zawsze są piątym kołem u wozu. Przed sypialnią czekał na mnie chłopak na posyłki z bukietem kwiatów oraz jakimiś prezentami. Westchnęłam i bez żadnych tłumaczeń wzięłam te wszystkie prezenciki do swojego pokoju. Zamykając drzwi przed nosem gwardzistom. Nie mieli tam wstępu. Nie znosiłam jak ktoś był w moim pokoju. Kwiaty i te podarunki położyłam w kącie, a potem zasiadłam do biurka, zakładając nogę na nogę. Otworzyłam wszelkie księgi i moją podręczną książeczkę z zaklęciami. Zajęłam się nauką.

---

Nadszedł wieczór. Odsunęłam spojrzenie od ksiąg, a rzuciłam je na zegar. Wyrobiłam się idealnie. Wstałam i podeszłam do drzwi, które otworzyłam. Jaki chaos… Tłumy łażące po korytarzach jakby to był ich dom. Założyłam dłonie na piersi. Na chwilę cofnęłam się, przypinając książkę do paska, a potem wyszłam z pokoju. Gwardziści tylko czekali, aby ruszyć za mną murem. Powoli pokierowałam się ku Sali stołowej, gdzie miało się odbyć rozpoczęcie. Nagle wpadłam na kogoś. Gwardziści jakby nie wiedzieli co to wypadek wycelowali bronią w osobę, która na mnie wpadła. Opuściłam te ostrza delikatnie ku ziemi, patrząc na osobnika.

< Ktoś? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz